Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 14 września 2025 09:32
Reklama

JA NIE WIEM, PO CO WYMYŚLONO KALENDARZ

Gdyby to od TYGODNIKA zależało, pułtuszczanin Erwin Kowalczyk już dawno byłby wyróżniony medalem CZŁOWIEK dla CZŁOWIEKA. Pan Erwin od lat służy lokalnemu środowisku, seniorom, młodzieży i dzieciom, a był taki czas, że i Polakom ze Wschodu, którzy zamieszkiwali w pułtuskim zamku. Gościł zainteresowanych w swoim pięknym ogrodzie z altaną, też przychodził do szkół, przedszkoli, bibliotek i ośrodków seniorskich, by bawić, czytać, opowiadać i edukować, nawet... piec faworki. Tak działa dwadzieścia lat!

W ubiegłym tygodniu odwiedził pułtuskie Centrum Opiekuńczo – Mieszkalne, które za drugi dom uważa kilkadziesiąt osób - seniorek i seniorów. Zgrany zespół, ceniony przez seniorów, to panie: Liliana – rehabilitantka, Klaudia – psycholog, Martyna – zajęcia kreatywne oraz opiekunki: Justyna, Monika, Anna, Lidia, Bożena, Ewa, Monika, Jolanta, Paulina. Dyrektorką CO-M jest Joanna Sobiecka, która towarzyszyła zebranym podczas spotkania z Erwinem Kowalczykiem.

Przebiegało ono w miłej atmosferze, z kawą i serniczkiem, z gromkim śmiechem, bowiem pan Erwin ma zdolność rozbawiania ludzi. – Pracowałem w kopalni i jestem emerytowanym...rolnikiem, a żeby tak nie mówić, że emerytowany jestem, to powiem, że jestem na dożywotnim urlopie. A co? To lepiej brzmi. Ja nie wiem, po co to wymyślono kalendarz - przedstawił się Erwin, spoglądając na żywo zasłuchaną grupę.

- Powiem państwu, że prawie przez 20 lat czytałem wszystkim dzieciom we wszystkich szkołach powiatowych różne historie. Zajęcia miałem też w przedszkolach, gdzie czytałem bajki, pokazywałem sztuczki – mówił Kowalczyk. – Tak, moim dzieciom – padł głos z widowni. – Dzieci to lubiły, nauczyciele też, bo mogli wtedy odsapnąć, niektórzy nawet głośno sapali, a niektórzy cicho – śmiał się prowadzący spotkanie. – Po wuefie, to trzeba jednak odsapnąć. Powiem coś państwu... Przyszła taka młoda nauczycielka na zastępstwo za pana od wuefu. Dzieci grały w piłkę, jeden z chłopców stał przy słupku. "A ty co stoisz, dwóję dostaniesz" – zwróciła się do ucznia. "Bo ja jestem bramkarz, proszę pani" – usłyszała nauczycielka.

Po wybuchu śmiechu, pan prelegent przeczytał seniorom coś wesołego, bo smutne opowieści to, zaznaczył, są na... Kościuszki. To coś to była bajeczka o pięknym tytule "Król Maślak", więc o grzybach. – Zamykamy oczy i wracamy do dzieciństwa...

Dalszy ciąg spotkania był związany z twórczością tego, "co się nazywał Stefan Wiechecki, WIECH, i pisał piękne opowiastki o Warszawie". – Uwaga, tytuł jest znamienity: "Nieboszczyk na ławce".

Następne opowiadanie nosiło tytuł "Rodzina, kimać!". Wielce ciekawe, związane z powojennym nadmetrażem warszawiaków. Dodajmy, że Erwin to doskonały interpretator tekstów, grający i głosem, i mimiką.

E. Kowalczyk to człowiek – orkiestra, też maluje obrazy, też pisze wiersze, spisuje anegdotki. Oto jedna z nich: - Przychodzi baba do lekarza z bandażem na brzuchu. Już od drzwi woła: "Szybko, szybko, boli mnie głowa, bardzo boli!". "Ale pani ma bandaż na brzuchu" - mówi doktor. "Bo mi się osunął" - jęczy baba.

I tak słowo za słowem i przyszedł czas rozstania. Szkoda, bo naprawdę było miło, wesoło i ciekawie. 
GRAża
 


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama