Należy zacząć od wyjaśnienia, że to właściwie nie lochy, a piwnice. Bardzo interesujące i niezwykle stare, dla wielu tajemnicze, ale jednak piwnice, które służyły jezuitom cztery i pół wieku temu do przechowywania żywności. Ale skoro LOCHY brzmi bardziej tajemniczo, więc niech tak będzie.
Byłem tam kilka razy, kiedy przygotowywaliśmy Noc Muzeów. Musieliśmy przed Nocą te lochy obejrzeć, zastanowić się, czy zwiedzanie będzie bezpieczne. Trzeba było je posprzątać... I w ogóle przemyśleć, w jaki sposób je udostępnić, atrakcyjnie pokazać. Bo lochy nigdy nie były udostępnione do stałego zwiedzania.
OK. Ale jeśli Pan powie pułtuszczanom mojego pokolenia, że Pan zwiedzał podziemia, to mało kto skojarzy je ze Wzgórzem Abrahama. Dla nas istniał spacerniak – nie Wzgórze Abrahama i istniały lochy – nie podziemia, stąd ta moja potoczna nazwa... A oto moje kolejne pytanie... Zauważyliście jakieś ślady bytowania współczesnych "miłośników" podziemi?
Owszem, wchodziły tam różne osoby w niedozwolony sposób. Kłódka co pewien czas była zrywana, uszkadzana... Proszę sobie wyobrazić, że wiele osób wchodzących do podziemi w Noc Muzeów chwaliło się, że już w nich bywało.
No, pułtuszczanie, źle się bawicie!
To prawda, nie wszyscy tam się wcześniej grzecznie bawili. Usunęliśmy więc wiele butelek, puszek, śmieci z wielu lat... I tu ukłon w stronę PPUK, pracownicy sprzątali te śmieci, chociaż nie wszystkie dało się na czas wydobyć, więc w niektórych miejscach w sprytny sposób je zasłanialiśmy – nie wszędzie jest dogodne dojście... Jedno z wejść jest lekko uszkodzone, górą wrzucano śmieci, nagromadziło się ich sporo. No i ważne było oświetlenie, którym czasem można coś zamaskować, ale przede wszystkim odpowiednio pokazać co trzeba. Tu ukłon w stronę MCKiS i pana Piotra Mroziewicza. Rozciągnęliśmy instalację elektryczną. Pomógł nam też pan Józef Cisak, postawił agregat. No i przede wszystkimbardzo duża pomoc pana burmistrza Krzysztofa Nuszkiewicza.
To oczywiste, głowa miasta!
Podziemia pod Wzgórzem Abrahama to obiekt gminy Pułtusk. Wiele osób uważało, że nie powinniśmy tam ze względów bezpieczeństwa wpuszczać ludzi.
To XVI-XVII- wieczne lochy...
Trzeba było mieć odwagę i przekonanie, że warto... A przede wszystkim podjąć szybkie działanie: dokonać oceny, czy wejście będzie bezpieczne. Burmistrzowi udało się w krótkim czasie sprowadzić specjalistów, którzy dokonali ekspertyzy i wydali decyzję na TAK. Dzięki Ratuszowi zabezpieczyliśmy wejście, postawiliśmy prowizoryczne schody...
Wszyscy, których poprosiliśmy, chętnie pomagali. Budomur - pan Zbyszek Kowalczyk
zebrał i wypożyczył nam kilkanaście kasków dla zwiedzających, bardzo się przydały, bo strop jest na różnej wysokości. W trakcie zwiedzania często słychać było puknięcia kasków o ceglane stropy, warto więc wiedzieć, komu zawdzięczamy, że nikt głowy nie rozbił...
A ci, którzy zeszli do podziemi, spotkali się z żywym zakonnikiem!!! Świetny pomysł. Pana autorstwa?
Pomysł z Nocą Muzeów pierwszy podpowiedział mi, zaraz po objęciu przeze mnie stanowiska, dr Radek Lolo. Potem, okazało się, że w głowach pracowników Muzeum też funkcjonował ten pomysł: w głowie archeolog pani Doroty Stabrowskiej i pani Olgi Chełstowskiej.
Szybko nabrałem determinacji, żeby iść w tym kierunku, zwłaszcza że w tym roku obchodzimy 450-lecie sprowadzenia jezuitów do Pułtuska. A zakonnik? Sam nie wiem, skąd się tam wziął. Żywy? W ogóle się do nas nie odzywał... Może od zawsze tam się pojawia?
I ludzi było, że ho ho!
Oficjalnie rozdaliśmy 500 darmowych, oczywiście, biletów. Ludzie stali w deszczu nawet ponad 40 minut... W pewnym momencie woda zaczęła zalewać jeden z korytarzy i...
... i myślał Pan, że...
... że wiele osób może być zawiedzionych, bo z naszymi podziemiami jest związanych wiele mitów, choćby ten, że można nimi dojść do zamku, albo w okolice cmentarza radzieckiego... Dlatego wychodzącym często zadawałem pytania, czy warto było aż tak długo czekać w deszczu. Odpowiedź zawsze była taka: "Tak, było warto". Tu dodam, że każdego zwiedzającego wyposażyliśmy w odpowiednią wiedzę o znaczeniu jezuitów w historii Pułtuska i o tym, czym naprawdę były pułtuskie podziemia we Wzgórzu Abrahama. Grupy oprowadzali: archeolog pani Dorota Stabrowska i pan Marian Kozicki, a na zewnątrz zwiedzających organizowała i udzielała im wstępnych informacji pani Olga Chełstowska. W ekscytujący sposób ludzie dowiedzieli się więc, kto te korytarze budował i użytkował, czemu służyły, poznali też historię pułtuskich jezuitów. Dlatego było warto przyjść i cierpliwie czekać.
Jak długie są nasze lochy?
Ponad 70 metrów, natomiast udostępnionych do zwiedzania było
niespełna 50 metrów.
Te 20 metrów... Myśli Pan o ich udostępnieniu? Trzeba je odkopać z ziemi?
Tak, dla stałego udostępnienia tego miejsca potrzeba dużo pracy i oczywiście pieniędzy. Jest tam sala na planie koła, do której nie można było wejść, choć można było do niej zajrzeć. Sala nie jest zabezpieczona stropem ceglanym. Jest wyżłobiona w glinie lessowej. Jezuici tej pracy nie skończyli... Jej zabezpieczenie, przy jednoczesnym zachowaniu jej pierwotnego wyglądu, wymaga wykorzystania nowoczesnych technologii budowlanych i konserwatorskich.
W Urzędzie Miejskim powstaje duży projekt, który zakłada rewitalizację wielu najatrakcyjniejszych historycznie miejsc w naszym mieście, w tym pojezuickich korytarzy. Oby się udało.
Pan, pamiętam, był w lochach za dyrektury Ani Henrykowskiej. Odbyliśmy tam, z niedużą grupką, taką "wycieczkę". Coś się w podziemiach zmieniło od tego czasu?
Tak, jednorazowe zorganizowane wejścia czasem miały miejsce. I ja w jednym z nich kiedyś wziąłem udział. Czy coś się od tego czasu zmieniło? Poza tym, że naniesione jest może nieco więcej gliny, to tam od czterech wieków niewiele się zmieniło.
I wróćmy do Nocy. Było jak u Hitchcock – trzęsienie ziemi: 500 osób w podziemiach, 400 w wieży ratuszowej, ponad 200 w sali Napoleona. Po prostu NOC dyrektora Popowicza! Co więc dalej?
Wymienimy ekspozycję w wieży ratuszowej. Dzięki niej jeszcze lepiej poznamy i docenimy średniowieczną historię naszego miasta. Wystawa będzie unowocześniona, będą elementy multimedialne, będzie trójwymiarowa makieta grodu na wzgórzu zamkowym wydrukowana na drukarce 3D... Duży projekt realizowany ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego przy wsparciu Gminy Pułtusk. Chcemy, żeby wystawa była udostępniona na dni patrona miasta. O szczegółach przedsięwzięcia i ludziach, dzięki którym ma ono szansę być zrealizowane, będzie jeszcze czas mówić.
Zapachy i muzykę też poczujemy i usłyszymy?
Muzykę tak.
Ha! Ale te podziemia ratusza!!! Ludzie bajają, że tam straszy, bo wiele tamże szczątków z pochówków przy Magdalence. Dobrze mówię?
Że straszy, to na pewno.
A o tych stosach kości Pan się wypowie?
O tych kościach się nie wypowiem...
Nigdy więc nie zejdziemy do podziemi ratuszowych?
Zejdziemy za rok.
Zakupy pultuscaliów? Udało się coś nabyć?
Na razie zakupy były niewielkie, kupiliśmy kilka starych fotografii.
A gdzie są zgromadzone muzealne skarby? Te przedmioty nigdy nie wystawiane?
Rzeczywiście, mamy taki magazyn, gdzie znajdują się dziesiątki tysięcy zabytków
masowych z wykopalisk z lat 70. i 80. ze wzgórza zamkowego.
A te kości... Podobno jest dobrze zachowany szkielet, z głową i włosami...
Tego nie widziałem.
No dobrze. A wystawa napoleońska?
Lekko ją zmodyfikujemy.
Pan się już znalazł w roli dyrektora?
Mam przeświadczenie, że się tą funkcją nie zachłysnąłem. Do dyrektury podchodzę z pokorą.
Ale dobrze się Pan czuje w tej roli.
Jest duża satysfakcja i dobrze się czuję. Zostałem życzliwie przyjęty przez swoich
pracowników, a także środowisko naszych lokalnych historyków i muzealników... To motywuje do pracy.
Mam też coraz więcej kontaktów z dyrektorami podobnych instytucji i wiem, że wiele się od nich nauczę.
Pani dyrektor Muzeum Szlachty Mazowieckiej w Ciechanowie oraz pani wicedyrektor Muzeum Kultury Kurpiowskiej w Ostrołęce są w RADZIE pułtuskiego muzeum i stale deklarują swoją pomoc w różnych sprawach...
Ja się temu nie dziwię, znam Pana jako człowieka odpowiedzialnego, pracowitego i kreatywnego. Wypróbowanego w kulturalnej działalności.
Doświadczenia, przez blisko ćwierć wieku pracy, miałem czas nabyć... Ale najbardziej zawsze cenię sobie współpracę. Dzisiaj, tak na początek, to współpraca z ciechanowską delegaturą Mazowieckiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, z Akademią Humanistyczną im. Aleksandra Gieysztora, z Ratuszem, Domem Polonii, pułtuskim Oddziałem Archiwum Państwowego w Warszawie, z pułtuskimi parafiami, szkołami i instytucjami kultury, z wieloma osobami, które interesują się historią i kolekcjonują ciekawe zabytki, pamiątki... Wszystko to bardzo ciekawe i satysfakcjonujące. Jedyne co może martwić to myśl, czy na wszystkie inicjatywy i pomysły, z którymi przychodzą do mnie fantastyczni ludzie, starczy czasu i siły.
