Tymczasem jesteśmy na giełdzie staroci i antyków w Ciechanowie, gdzie odbywają się cotygodniowe spotkania wystawców i kupujących, kolekcjonerów i hobbystów oraz poszukiwaczy ciekawych, niepowtarzalnych przedmiotów, nieosiągalnych w sklepach i marketach. Ciechanowskie giełdy odbywają się w piątki i soboty. Piątek to jakby przygotowanie do głównej, sobotniej sprzedaży. Piątkowe targowisko rozpoczyna się od popołudnia, od godziny 14.
Ubiegłopiątkowe spotkanie giełdowe nie obfitowało w jakieś szczególne perełki, ale, jasne, każdy znalazł coś dla siebie, bo na giełdach staroci jest WSZYSTKO. To pierwsza z giełdowych zalet, ale są i kolejne: atmosfera i klimat tych miejsc, rozmowy, humor, możliwość targowania się, przebywanie na świeżym powietrzu, odpoczynek od trudów dnia i ten podniecający urok poszukiwania – znajdę coś, co mnie uraduje, czy odjadę z giełdy z myślą, że dopiero za tydzień znajdę coś, co mnie usatysfakcjonuje. I jasne, pchli targ to też doskonały pomysł na weekend, podczas którego mamy szanse zakupu przedmiotu z duszą i historią, o której, ciekawie i z humorem opowie nam wystawca. Niewielu tu bowiem handlarzy, którzy są nierozmowni i nieuprzejmi.
A co wystawiają? Przedmioty z lamusa i z historią, dawne rękodzieło, obrazy, rzeźby, lustra, meble, płyty winylowe, czasopisma z przeszłości, książki, sepiowe fotografie, szkło artystyczne, porcelanę, zegary, zabawki, biżuterię sprzed dekad i współczesną, donice i doniczki, koszyki i torebki, wyroby artystyczne z czasów socjalizmu, bardzo pożądane... Ale i warzywa, owoce, różnorodne pieczywo i ciasta. Rowery. Perfumy i wszelkie tzw. duperele, jak ręcznie wykonana portmonetka na szydełku, z dwoma pięknymi guzikami, dla których, za 2 złote, kupiliśmy ją dla tychże guziczków.
Kolekcjonerzy i hobbyści staroci i antyków szczególnie lubią buszować w kartonach, w których między bylejakością można znaleźć perełki, jak talerzyk ROSENTHALA czy ręcznie malowany talerzyk japoński, zabawki.
Naszą uwagę przykuł stojący w pobliżu kartonów stolik antyczny, niestety, zarezerwowany, również bardzo stary żyrandol, mocno nadgryziony zębem czasu, też ciężki wazon z kryształowego szkła. Sporo było porcelany z dobrą sygnaturą – angielską i niemiecką, zestawów i pojedynczych talerzy, cukiernic, mleczników, filiżanek, puzderek, dzbanuszków i dzbanków.
Odwiedzający giełdy staroci w mazowieckich miastach, często to pułtuszczanie, to ludzie kreatywni, pomysłowi. Potrafią używać zakupione przedmioty w sposób nieoczywisty i przystosowywać je do swoich potrzeb estetycznych. Kto ma twórcza wyobraźnię, ten wie, że uroczy talerzyk z BAVARII, "wzięty" w mocno uszkodzony koszyczek wiklinowy, można po prostu "wyłuskać" z tego koszyczka, czy cud-broszkę z uszkodzonym zapięciem przystosować, niekiedy bez trudu, do zawieszania na szyi...
Kończąc, wspomnijmy początek naszej giełdowej wędrówki. Trzymając w ręce oryginalny gadżet bożonarodzeniowy, tak – w maju, zwróciliśmy uwagę na rozmowę wystawcy z panią w podeszłym wieku, dotyczącą wybranego przez nią przedmiotu. Do transakcji nie doszło, nie usłyszałam z jakiego powodu, ale mężczyzna spytał: - A mieszkania pani przypadkiem nie chce przepisać? Dla tych, którzy nie śledzą walki wyborczej kandydatów na urząd prezydenta wyjaśnię, że była to aluzja do afery mieszkaniowej jednego z kandydujących. Na nasze pytanie, dlaczego i do nas nie zwrócił się z tą mieszkaniowa ofertą, powiedział: - Bo pani młodsza...
W pudłach szperała i rozglądała się wokół Grażyna Maria Dzierżanowska