Z BEATĄ GURZYŃSKĄ, SZEFOWĄ KGW CZERWONE KORALE W KLASKACH, ROZMAWIA GRAŻYNA M. DZIERŻANOWSKA
Pani Beatko, Czerwone Korale zawsze w ruchu, aktywne, ale przed Wielkanocą to u Was ruch na całego... Już widzę, że FB Czerwonych Korali gotuje się od różnych przedświątecznych aktywności...
Tak, dla nas każdy okres przedświąteczny jest czasem wytężonej pracy, dlatego z nadchodzącą Wielkanocą nie jest inaczej. Już mamy za sobą świąteczne warsztaty wielkanocne dla uczniów z dwóch szkół w Dzierżeninie i Błędostowie. Zarząd KGW przygotował też dla członków i sympatyków koła świąteczne spotkanie, które było okazją do wspólnego celebrowania tego magicznego okresu, do złożenia sobie życzeń i smakowania potraw przygotowanych przez nasze zdolne członkinie. I tu pragnę podziękować wszystkim obecnym na spotkaniu i zaangażowanym paniom: Bożenie Wróbel za przygotowanie wyśmienitego żurku, Wioli Wróbel i Basi Karpińskiej za przygotowanie przekąsek i wystroju, ale też chcę podziękować naszym panom: Marcinowi Wróbel, Cezaremu Karpińskiemu i Dariuszowi Gurzyńskiemu za ogrom pracy w przygotowaniu siedziby do remontu i następnie doprowadzenie naszej świetlicy po remoncie do świetności. Dzięki tak wspaniałym warunkom mogliśmy pozwolić sobie na spotkania przedświąteczne te dotyczące wicia naszej koralowej blisko trzymetrowej palmy, wspólnego gotowania, dekorowania siedziby, a nawet wykonania i nagrania instruktażu wykonania w domowym zaciszu swojskiego masła. To też był okres intensywny pod względem poszukiwania dofinansowań i składania wniosków w konkursach, również tych kulinarnych. Co nie jest widoczne i współmierne z aplikowaniem o nie, bo nie zawsze uda się zdobyć wystarczającą gratyfikację punktową, a przecież poświęconego czasu nikt nie zwróci, ani tym bardziej nie dostrzeże pracy do późnych godzin wieczornych. Jednak jest to wpisane w naszą działalność, więc cieszymy się, że możemy nieustannie się rozwijać. Koło gospodyń jest też partnerem zewnętrznym, służącym wiedzą merytoryczną w realizacji mojego autorskiego programu edukacyjnego dla uczniów z legionowskej szkoły pod nazwą Edukacja Regionalna, gdzie dzieci poznają Mazowsze od strony teoretycznej, praktycznej i kulinarnej. Także pracy u nas jak zwykle co nie miara.
Prężnie działacie tu i teraz, w obecnej rzeczywistości, ale tradycja to dla pań i panów rzecz święta. Jak tę tradycję wielkanocną celebrujecie?
Tak, tradycja ta kulinarna jak i obrzędowa jest dla nas priorytetem. Dzięki starszym gospodyniom takim jak moja mama – Basia Korbuszewska -możemy dowiedzieć się wielu cennych ciekawostek; jak to kiedyś było, co wykonywano, co jedzono, czy jak wyglądały święta. Od kilku lat, każdego roku przygotowujemy olbrzymia palmę, w tym roku chyba był rekord i jest najwyższa, a co ciekawe, coraz szybciej nam to wychodzi. Nasze ręce prężnie nakręcają na drewniany kij wierzbowe witki i naprawdę idzie nam to zwinnie. Ważną tradycją dla koralowych gospodyń są też potrawy typowe dla tych świąt. U niektórych gospodyń przygotowywany jest żurek, bądź barszcz biały, u mnie obowiązkowo musi być chrzanowa. Sam chrzan stanowi dla mnie symbol kulinarny tych świąt.
I jego symbolika jest mocno ukorzeniona też w obrzędach. Bardzo ważną tradycją dla każdego naszego członka jest święcenie pokarmów i niedzielne, świąteczne śniadanie, podczas którego dzielimy się nimi w swoich domach. Malowanie pisanek z kolei to istotny rytuał dla naszych najmłodszych KORALOWICZÓW i oczywiście ŚMIGUS – DYNGUS.
LANY PONIEDZIAŁEK naprawdę mokry?
Ooo, tak! Nasi gospodarze nam nie odpuszczają, ale i my nie jesteśmy dłużne, jak obrzęd mówi, dziewczyna porządnie zlana wodą będzie miała lepszą cerę i piękne włosy, więc nie ma co unikać wody. Dodam, że to zaszczyt dostać obleja (tak kiedyś w naszym pułtuskim regionie mówiono o osobie polanej wodą w Lany Poniedziałek), bo według dawnych zwyczajów najczęściej polewano te najładniejsze dziewczęta. Te mniej urodziwe, ale za to bardziej przedsiębiorcze, same polewały się i wychodziły tak mokre na wieś. Dlatego z tą tradycja nie ma co dyskutować, oczywiście zachowując elegancję, panowie, i umiar. Jak we wszystkim.
Świetlica KOŁA w Klaskach to poligon doświadczalny i miejsce przemiłych spotkań pań i Waszych rodzin. Co się już w niej świątecznego pojawiło, bo myślę, zaczynacie od wystroju...
Po wspomnianych wcześniej porządkach przyszedł czas na dekoracje iście wielkanocno - wiosenną, więc pojawiły się ozdoby z siana, brzózek i kociek. Ustroiliśmy nasza koralową ściankę , która podczas spotkania świątecznego służyła do wykonania pamiątkowego zdjęcia. Najmłodsze pociechy mogły skorzystać z wiosennej fotobudki i choć na chwilę zamienić się z zajączka.
To przejdźmy do stołu. Wiem, że już obradowaliście przy nim. O czym rozmawialiście? Jakieś ustalenia co do wspólnego świętowania? Menu wielkanocne? Prace przydzielone?
Tak, takie spotkanie już za nami, bo ze względu na intensywne życie osobiste i zawodowe naszych gospodyń i gospodarzy ciężko byłoby nam spotkać się w okresie tuż przed świątecznym. Ten czas rezerwujemy dla najbliższych, ale dzięki wcześniejszej organizacji spotkania możemy dłużej celebrować ten magiczny czas. Złożyliśmy sobie życzenia, porozmawialiśmy o naszych potrzebach, ale nie o pracy. Był to czas integracji naszej i zacieśnienia więzi. Było bardzo wesoło i smacznie. Na stole zagościła zupa wielkanocna- żurek, zapiekana biała kiełbasa w sosie chrzanowym, jaja w różnych postaciach, w majonezie i faszerowane, tatar, pieczyste, wędlinki i wiele różnych wiosennych sałatek.
Był już czas na pisanki, czy dopiero nadejdzie? To malowanki, kraszanki, oklejanki? Jak wygląda Wasza święconka? Co w koszyczku? Jego estetyka?
Pisankowa tradycja jeszcze przed nami. U naszych gospodyń dominują drapanki i kraszanki, oczywiście barwione naturalnymi sposobami. Ja z kolei w zaciszu domowym próbuję zdobienia jaj metoda batikową. Jest to chyba najstarsza technika malowania pisanek. Polega ona na nakładaniu gorącego wosku pszczelego na skorupkę za pomocą patyka zakończonego szpilką i następnie zanurzanie jej w chłodnym roztworze barwnika. Oczywiście moje wzory są jeszcze bardzo proste i nie ukrywam, że jest to wymagająca metoda, ale też bardzo ciekawa. I takie własnoręcznie wykonane jajo pięknie komponuje się w święconce. A ta, oczywiście, przypomina tę sprzed wieku. Współczesny koszyczek koniecznie zastąpiony będzie opałką uwitą przez naszego gospodarza Darka z wierzby, a w nim chlebek na symbol dobrobytu i pożywienia, jajko - nowe życie, płodność i zdrowie, nie zabraknie też wędliny i mięska na dostatek i obfitość, znajdzie się też baranek jako symbol zwycięstwa życia nad śmiercią i koniecznie sól, która nawiązuje do mądrości i trwałości życia oraz chrzan, który symbolizuje gorycz i trudy życia, ale też oczyszczenie duszy i witalność. Nie zapomnimy też o czymś słodkim, bo to symbolizuje umiejętności i sprzyja ich pogłębianiu. A tych nigdy za wiele.
Ciekawa jestem potraw na stole... Czy do tradycyjnych dań wprowadzacie jakieś nowości? Jesteście przecież przednimi kucharkami.
Nie wiem, czy przednimi, ale na pewno lubimy spędzać czas w kuchni. Myślę, że to też odpowiednie miejsce na połączenie tradycji i nowoczesności. Na pewno na każdym koralowym stole nie zabraknie chrzanu, swojskich, wędzonych wędlin, bo zapach wędzonek to waśnie Wielkanoc! A z nowinek to wszelkiego rodzaju galarety: szynka z chrzanem i pastą jajeczną w galarecie, jaja faszerowane w galarecie, ozory w galarecie czy schab nadziewany jakiem lub jarzynową sałatką również w galarecie i oczywiście popisowa zupa chrzanowa z białą kiełbaską i grzankami.
Macie w planach jakieś spotkania z dziećmi, młodzieżą, jakieś warsztaty związane z nadchodzącymi świętami?
Seria warsztatów już za nami. Odwiedziłyśmy ponad setkę dzieciaków z okolicznych szkół i przedszkoli. Warsztaty dotykały zwyczajów i obrzędów wielkanocnych z dawnej mazowieckiej wsi. Dzieci dowiedziały się, co to "gaik", "kogucik" czy też "surowa kara dla śledzia". Była to okazja do zaznajomienia młodego pokolenia z dawnymi zwyczajami wielkanocnymi i może ocalenia ich od całkowitego zapomnienia. Dziś już niewiele kto pamięta, nie mówiąc o celebrowaniu takich zwyczajów jak wyścigi z kościoła po rezurekcji, do suto zastawionego stołu, czy 8 m huśtawki w Lany Poniedziałek. Oczywiście nie sama pogawędka była podczas takich warsztatów, ale też aktywności kulinarne, gdzie dzieci samodzielnie z użyciem starodawnej maszynki wykonały maślane ciasteczka i lukrowe koguciki. A w nawiązaniu do dawnych wyścigów dzieci wzięły udział w wyścigu, kto szybciej ubije masło w kierzance.
Takie spotkania pozwalają przekazywać spuściznę naszych dziadków, zaciekawić młode pokolenie dziedzictwem kulturowym, inspirować do własnych projektów ale też zrozumieć znaczenie kulturowe i wartości, lokalne tradycje z dawnej wsi i porównać z tymi współczesnymi. Poznają w ten sposób swoje korzenie i mają możliwość budowania swojej tożsamości, a tym samym przynależności i stabilności w zglobalizowanym społeczeństwie.
Ciekawi mnie jeszcze jedno: jak się tworzy rodzinę z osób nie związanych węzłami krwi? Co Wam przyświeca, że działacie jak doskonale zaprogramowana maszyna?
To ciężka praca, tak jak w prawdziwej rodzinie, tylko tu trudniej, bo tak jak pani wspomniała, nie stoją za nami więzy krwi. Każdy musi dać coś z siebie, swoją cząstkę poświęcenia, cierpliwości, kompromisu i porządną chochlę zaangażowania. Czasem trzeba przemilczeć i wykazać się pokorą, a czasem zdecydowaniem. Jest to trudne, bo życie osobiste, problemy albo zwyczajne " a po co" , " nie chce mi się"- co też jest ludzkie, więc trzeba też umieć odpuścić, choćby po to, aby w odpowiednim momencie się chciało, tak jak wcześniej się nie chciało.
Koralowa rodzina to taka maszyna jak najbardziej, każdy członek pełni swoją przydzieloną rolę, tak jak rożne części maszyny współpracują razem. Ta współpraca jest kluczowa zarówno w rodzinie jak i w maszynie, gdzie wszystkie elementy muszą ze sobą współpracować, aby osiągnąć cel. Gdy choćby jeden element szwankuje, to całość nie funkcjonuje jak powinna. Dlatego w trudniejszych momentach, kiedy pojawiają się problemy, które są i zawsze będą w rodzinie czy w maszynie, to wtedy koniecznym jest zidentyfikowanie i naprawienie usterek, aby przywrócić harmonię i efektywność działań. Bo cel jest jeden, iść naprzód i nie poddawać się, gdyż często ostatni klucz w zestawie otwiera drzwi... :-)
Na koniec naszej rozmowy musi być przepis na wielkanocną potrawę. Co Pani proponuje?
Bardzo chętnie podzielę się przepisem na potrawę, będącą symbolem Wielkanocy – Zapiekana biała kiełbasa w sosie chrzanowym. Jest to danie proste, nie wymagające skomplikowanych procesów kulinarnych , a przecież w święta nikt nie chce zbyt długo stać przy kuchni. Efektywność tego dania pochodzi z jego prostoty i smaku, pięknie zapieczona kiełbasa z chrupiącą skórką wygląda apetycznie i z pewnością zachwyci domowników jak i gości.
Zapiekana biała kiełbasa w sosie chrzanowym
Składniki :
1kg surowej białej kiełbasy
2 duże cebule
4 ząbki czosnku
250 ml śmietany 30%
5 – 10 łyżek świeżo startego chrzanu lub ze słoika
2 łyżki oleju,
2 łyżki masła
Sól, pieprz do smaku
Na małym ogniu przez około 15 min gotujemy surową białą kiełbasę, pilnując aby za mocno się nie gotowała. Następnie należy ją ostudzić, naciąć i obsmażyć na masełku z obu stron na rumiano. Ładnie zarumienione kiełbasy należy przełożyć do innego naczynia, zaś patelnię z tłuszczem zostawić, bo będziesz podsmażać na niej cebulę i czosnek do sosu chrzanowego. Cebulę i czosnek przełóż na patelnię i podsmażaj, aż do uzyskania szklistości i obłędnego zapachu. Dodaj chrzan, jego ilość zależy jak ostry lubisz smak. Wlej śmietanę, jeśli dostrzeżesz, że sos jest za rzadki, zagęść łyżką mąki pszennej. Mieszaj dokładnie, aż uzyskasz jednolitą konsystencję. Nie powinien ten proces trwać dłużej jak 3 – 4 minuty. Teraz do glinianego lub innego naczynia żaroodpornego wlewamy całość sosu chrzanowego i przekładamy kiełbaskę. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i zapiekamy przez około 15 - 20 minut bez przykrycia.
Danie podajemy gorące. Smacznego!
Wesołych świąt Wielkiej Nocy życzy KGW "Czerwone Korale".