Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 16 czerwca 2025 14:14
Reklama Wieliszewskie Wianki 2025

Jak rozbić sobie głowę?

Jak rozbić sobie głowę?
glowa
Krótki poradnik – absurdy drogowe ciąg dalszy.


Metoda pierwsza: wystarczy iść w zamyśleniu po pułtuskim chodniku albo przez parking i już mamy doskonała okazję, żeby uderzyć głową w drogowy znak. Jeszcze ciekawiej będzie huknąć w taki znak po zmroku, bo wtedy dużo lepiej można podziwiać wszystkie gwiazdy, które się po takim uderzeniu pojawiają.

Ustawodawca przewidział takie zagrożenia dla pieszych i określił bardzo dokładnie, gdzie znaki można stawiać i na jakiej wysokości mocować tarcze znaków na słupkach.

W rozporządzeniu Ministra Infrastruktury w sprawie szczegółowych warunków technicznych dla znaków i sygnałów drogowych oraz urządzeń bezpieczeństwa ruchu drogowego i warunków ich umieszczania na drogach jest specjalny podrozdział, który określa odległości znaków od jezdni i wysokość ich umieszczania. Na drogach w terenie zabudowanym minimalna wysokość to 2 metry, liczone od nawierzchni do dolnej krawędzi najniżej zamontowanego znaku. Jeśli jednak znak zamontowany jest przy drodze na chodniku, to minimalna wysokość wynosi aż 2,2 metra.

Dzięki takim przepisom i normom prawnym nawet koszykarz nie zrobi sobie krzywdy i nie rozbije głowy. No – chyba, że będzie nieuważny podczas spacerów po Pułtusku. Jedna z największych znakowych karykatur stoi od ponad roku na wyjeździe z parkingu marketu budowlanego Mrówka. Ktoś mógłby tu powiedzieć, że to prywatny teren – ale wyznaczono tam strefę ruchu i obowiązują tam wszystkie przepisy, także te związane z normami oznakowania. A może po prostu prywatny właściciel popełnił taki błąd, bo się nie zna na przepisach?

Cóż – miejscy urzędnicy najwyraźniej mają podobne braki w wiedzy. Przed Szkołą Podstawową nr 3 przy al. Tysiąclecia wyznaczono miejsca postojowe "kiss & ride" i zamontowano stosowny znak. Niestety, możemy mieć przy tym pewność, że zarówno wykonawca, który znak montował jak jak i inspektor nadzoru, który tę pracę odbierał, oświadczyli na piśmie, że mają wymaganą wiedzę i doświadczenie, aby zadanie było wykonane zgodnie z normami prawnymi. Takich rozbijaczy głów jest w naszym Pułtusku jeszcze więcej – przywykliśmy już do tego widoku i najwyraźniej mamy sporą tolerancję na takie chodnikowe zawalidrogi.

Pozostając w temacie drogowych absurdów należy zaznaczyć, że można uszkodzić sobie głowę w Pułtusku metodą "bezstykową". Wystarczy podjąć się zrozumienia oznakowania ustawionego na ul. Przemiarowskiej, zaraz na samym początku, blisko skrzyżowania z ul. Kościuszki. Popatrzmy na zdjęcie: widzimy znak B-43 strefa ograniczonej prędkości do 40 km/h. Zgodnie z przepisami takie znaki stosuje się w celu ograniczenia prędkości w strefach o dużym natężeniu ruchu pojazdów i pieszych. W całej takiej strefie obowiązuje taki limit prędkości, a identyczne znaki muszą się znaleźć na każdej z dróg dojazdowych do takiej strefy. Dwadzieścia metrów dalej ustawiono znak D-40 "strefa zamieszkania". To z kolei oznacza ograniczenie prędkości do 20 km/h, piesi mają pierwszeństwo przed pojazdami także wtedy, kiedy spacerują środkiem jezdni. No i wolno parkować wyłącznie na oznakowanych miejscach postojowych, czyli jeśli zostawisz auto na poboczu przed własnym domem i nie ma oznakowanego miejsca postojowego, to popełniasz wykroczenie. Czy zatem na Przemiarowskiej obowiązuje ograniczenie do 20 czy 40 km/h? Kiedy miniemy te dwa znaki warto wypatrywać miejsc, gdzie każda z tych stref ma swoją granicę i kończy się przy znaku "koniec strefy". Tu już naprawdę może mocno głowa rozboleć: jadąc na północ Przemiarowską i Świętokrzyską nie napotkamy żadnych znaków odwołujących...

Te znaki też montowali pracownicy firm wyłonionych w przetargach, w których złożono oświadczenia o posiadaniu wiedzy, kwalifikacji i doświadczenia. I odbierali te prace inspektorzy nadzoru zatrudnieni przez nasz urząd, którzy także są wynagradzani za swoją wiedzę i fachowość. Te znaki stoją tak absurdalnie ustawione od wielu, wielu lat. Nasi pułtuscy policjanci przejechali w tym czasie obok nich zapewne tysiące razy, a Policja - zgodnie z rozporządzeniem w sprawie szczegółowych warunków zarządzania ruchem na drogach oraz wykonywania nadzoru nad tym zarządzaniem - ma obowiązek reagowania na takie cuda.

Statystyki wskazują na to, że polscy kierowcy nie zwracają uwagi na znaki drogowe. Ciekawe dlaczego...


ZCZ

Podziel się
Oceń