Oczywiście część przyjezdnych jedzie do naszego miasta celowo – chcą odwiedzić, poznać, dowiedzieć się więcej – a przede wszystkim chcą miło spędzić czas. Jednak zdecydowana większość niestety przejedzie Warszawską, Daszyńskiego, na światłach pojedzie w lewo, 3 Maja – i dalej, w stronę Ciechanowa, Ostrołęki czy też drogą DK57 w kierunku Makowa i Szczytna.
Co zrobić, żeby choć na trochę zmienić podróżnym plany, jak zachęcić jadących na Mazury aby na trochę zagościli w Pułtusku, przespacerowali się po naszym brukowanym Rynku i dostrzegli historyczną aureolę miasta?
Wydział Promocji Miasta od lat podobno dwoi się i troi w wysiłkach i działaniach, które mają zachęcić każdego potencjalnego turystę do wizyty w Pułtusku. Efekty tych działań są oczywiście spektakularne – wystarczy poczytać komentarze w dyskusjach na internetowych grupach w mediach społecznościowych... Można zatem o sukcesach urzędników w promowaniu miasta napisać dużo dłuższy artykuł – jednak tymczasem pozostawiam Czytelnikom ocenę urzędniczych starań.
Dziś krótko o działaniach reklamowych lokalnych przedsiębiorców, którzy łączą pożyteczne z chwalebnym: reklamują się celnie (i miejmy nadzieję skutecznie) – pamiętając o tym, że zapraszają swoich gości nie tylko na pyszne lody, ale też z dumą zapraszają do miejsca, gdzie można się zachwycić historyczną przestrzenią.
Czego można oczekiwać w efekcie takiej reklamy, która właśnie stanęła przy Warszawskiej, na wjeździe do miasta? Miejmy nadzieję, że niektórzy podróżni nabiorą ochoty na lody, a przy okazji zwiedzą pułtuski Rynek. Albo tego, że postanowią zboczyć z trasy, żeby obejrzeć najdłuższy Rynek w Europie, a na zakończenie wycieczki zjedzą pyszne lody. Czego jeszcze można oczekiwać? Że ci podróżni z czasem zatęsknią za smakiem pułtuskich lodów, że zachwycą się Rynkiem, Zamkiem, historyczną atmosferą miasta i przyjadą znów. Tak zwany "marketing szeptany" powoduje, że ci podróżni opowiedzą swoim przyjaciołom i znajomym, że naprawdę warto przyjechać do Pułtuska, bo nigdzie nie ma takiej atmosfery i takich lodów.
Do VaniLove mamy specjalny sentyment, bo nasza Redakcja sąsiaduje z lodziarnią praktycznie "przez podłogę" – to firma rodzinna, stworzona przez rodowitych pułtuszczan, serwująca pyszne lody i inne zimne smakołyki. Trzymamy kciuki za rozwój firmy – a jak widać właścicielom VaniLowe nie brak inwencji i energii do działania. Pułtusk dzięki takim staraniom przedsiębiorców będzie korzystał nie tylko w formie podatków. I wiele wskazuje na to, że to właśnie przedsiębiorcy mogą okazać się jedyną receptą na ratunek naszego miasta, w którym postępuje proces "utraty funkcji społeczno-gospodarczych".
Oby jak najwięcej podobnych pomysłów u naszych pułtuskich przedsiębiorców, Tygodnik chętnie będzie popularyzował działania, które będą wspierały promocję Pułtuska.
Baner na wjeździe do miasta: pozornie zwykła reklama – jednak z ważnym przekazem i dumą.
ZCZ