... wszyscy dobrze pamiętamy słowa, powtarzane przez chór w II części „Dziadów” Adama Mickiewicza. Dzięki wieszczowi, stary, słowiański obrzęd ku czci zmarłych ocalał od zapomnienia. Podczas tych uroczystości wierzono w kontakt ze zmarłymi i starano się pozyskać ich przychylność, ponieważ według wierzeń osoby zmarłe były opiekunami płodności i urodzaju. Zapalano świece, bowiem ogień był symbolem blasku wskazującego duszom właściwą drogę. Płomyki to światełka wskazujące bezpieczną drogę...
We współczesnym świecie kulturowe tradycje różnych narodów, kontynentów i religii zaczynają się przenikać, współistnieć a niekiedy tworzyć arcyciekawe, ekumeniczne mieszanki (dotyczy wyznań chrześcijańskich) i prowadzi do traktowania religii w sposób uniwersalny. Co więcej, także ateiści (osoby nie wierzące w żadnego Boga) oraz agnostycy (osoby prezentujące neutralne podejście do religii i duchowości) także wspominają swoich bliskich, którzy odeszli, odwiedzając miejsca ich pochówku lub rozsypania prochów. We wszystkich kulturach, ku czci zmarłych zapala się ogień: roznieca ogniska, zapala świece, pojawiają się... światełka.
W najbliższych dniach będziemy odwiedzać groby naszych bliskich, znajomych i znanych osób, które zasługują na naszą pamięć i hołd. Przywykliśmy, by szczególnie pierwszego i drugiego listopada czcić pamięć tych, co odeszli,. Odwiedzamy wówczas cmentarze, często w dużym pośpiechu i napięciu, bo chcemy w ciągu tych dwóch dni odwiedzić wszystkie „nasze” nekropolie. Wyrażamy pamięć o zmarłych sprzątając i dekorując groby oraz zapalając... „światełka”. Najczęściej towarzyszy nam nastrój powagi, refleksji, smutku i zadumy, którym dodatkowo sprzyja listopadowa, depresyjna aura i brak słońca. Ale są nacje i kraje, gdzie pamięć zmarłych czci się w sposób radosny i głośny, biesiadując obok nagrobków, wspominając bliskich i symbolicznie dzieląc się z nimi bogactwem przygotowanych na ten czas pokarmów i trunków oraz zapalając symbolizujące pamięć i wskazujące bezpieczną drogę dla dusz świeczki, latarenki i inne światełka...
A o co chodzi z tym Halloween?
O co chodzi z tą czarno - pomarańczową maskaradą? Świętem, które od pewnego czasu elektryzuje polską opinię publiczną. Dlaczego budzi ono takie emocje? Ano są tacy, którzy uważają, że Halloween to zjawisko szkodliwe, obce nam kulturowo, narzucone modą zza oceanu. Inni z kolei są poszukujący, otwarci i ciekawi innych kultur czy zwyczajów, uczący się lub pracujący w międzynarodowych środowiskach, podróżujący czy mający mieszane pod względem pochodzenia i rasy rodziny. Twierdzą nawet, że w przenikaniu kultur i zwyczajów nie ma nic złego, co więcej, tak się dzieje od zawsze, gdy ludzie migrując w różne zakątki świata, wzbogacają nowe ojczyzny w swoje wierzenia, obrzędy czy zwyczaje.
Zatem czy jest się czego obawiać? I o co chodzi z tymi dyniami, przebierańcami, kościotrupami i dymiącymi czachami? Skąd się wzięło Halloween?
Ano Halloween nie „przyszło zza oceanu” - Halloween ma europejski rodowód. Wywodzi się bowiem z czasów, kiedy o chrześcijaństwie jeszcze nikomu się nie śniło. Bo Celtowie (których potomkami są Irlandczycy), obchodzili święto na cześć zmarłych dokładnie w tym samym czasie, który później przyjęli do świętowania chrześcijanie! Korzenie święta Halloween sięgają zatem starożytnych, celtyckich obchodów zwanych Samhain, które przypadały na noc między październikiem a listopadem. Były to huczne, radosne obchody końca zbiorów (jak nasze dożynki). Kończył się czas dostatku jadła i słońca – zbliżała się zima i towarzyszący jej chłód, głód i wcześnie zapadający zmrok. Samhain oznacza czas przejścia od lata do zimy i od starego do nowego roku. W dzień Samhain, zgodnie z wierzeniami, granica między światami żywych i umarłych jest najcieńsza i pozwala zmarłym odwiedzić żyjących. Nieodzownym elementem obchodów było palenie ognisk, które miały swym światłem przyciągnąć dobre i odegnać złe duchy. Z czasem – na tym gruncie – w miejsce ognisk, narodził się w Irlandii zwyczaj robienia latarenek, które miały pomóc zbłąkanym duszom trafić w zaświaty. Tyle że wówczas zamiast dyń wykorzystywano wydrążone i oświetlone od środka bulwy rzepy, buraków czy brukwi. Wskazujące drogę światełko...
Wieczór Samhain – wraz z krzepnięciem katolicyzmu, zaczął być nazywany „wieczorem wszystkich świętych” lub „wigilią dnia wszystkich świętych (z ang. „All Hallows’ Eve”). Można więc powiedzieć, że rodowód słowa Halloween wziął się z pojęcia „świętych”, które pojawiło się na terenach Irlandii wraz z wypieraniem przez religię chrześcijańską rodzimych wierzeń i tradycji. Najwyraźniej to upowszechniający się katolicyzm nadał zachowanemu od tysiącleci obrządkowi nazwę, którą dziś wymawiamy jednym słowem: HALLOWEEN . Obrządek ten pozostał i został wpleciony przez Irlandczyków w chrześcijańskie obchody pamięci zmarłych i osób świętych. Z początkiem XIX wieku wielu Irlandczyków, zaczęło wiązać swoją przyszłość z nową ojczyzną. Irlandzcy emigranci w znakomitej większości katolicy, masowo przybywający do Ameryki Północnej, na nowej ziemi kultywowali swoje tradycje, a zwyczaj Halloween bardzo szybko zyskał popularność i rozprzestrzenił się na całą Amerykę. W Ameryce Irlandczycy, by zrobić helloween’owe latarenki, zamiast rzep czy buraków zaczęli wykorzystywać rozpowszechnione tam warzywo. Drążono więc i oświetlano dynie, które stały się jednym z najbardziej rozpoznawalnych atrybutów Halloween. Z czasem święto zyskało światową popularność i od Europy po Australię, w wieczór 31 października organizowane są wesołe, pomarańczowo-czarne maskarady, a przed wieloma domami, w oknach dom i biur oraz w przestrzeniach publicznych królują rozświetlone dynie, których „przerażające oblicza” odstraszają złe duchy, a dobrym duszom drogę wskazują ich pomarańczowe... światełka.
I czy to wszystko brzmi groźnie i jest z czym walczyć?
K.Cz.