A ja dziś o Kurpiach Białych, którymi jestem wciąż oczarowana. Duża w tym zasługa Hali Witkowskiej, szefowej KUŹNI KURPIOWSKIEJ i naszej wieloletniej znajomości, rzekłabym przyjaźni
Z KURPIAMI byłam na ty już od wczesnego dzieciństwa, aż do osiemnastego roku życia, kiedy to ze świata żywych odeszła moja babula po kądzieli, Stachna Janowicz, Kurpianka, przeflancowana z Warszawy w dziecięctwie, a może nawet niemowlęctwie. Mało znam historie z nią związane, tak naprawdę w ogóle ich nie znam. I nie mam kurpiowskiej rodziny.
A z babci tyle było warszawianki, co w suszę grzybów w zanarwiańskich lasach. Babcia wessała białopuszczaństwo. Trzymała się go jak Lutobrok lasów. Przesiąkła opowiastkami Puszczy Białej, wiarą w wędrówkę dusz zmarłych, wiarą, że dobro zwycięża, a zło zostaje ukarane. Że ZŁO jest złe i trzeba je odczarować.
Jej wieczorne opowiastki wprowadzały mnie – dziecko - w głębię borów, w szum odwiecznych drzew, do izb z poduszkami pod sufit, mówiły o złych macochach i jędzach pod liśćmi krzewów rosnących nad wodami, w tzw. przykrych miejscach.
Tak, babcia jest ze mną już tyle lat, chociaż nie ma jej od dużo ponad pół wieku. Dziś, gdyby żyła, miałaby ponad 120 lat. Zostały mi po niej oprawione w ramki, za szkłem, "serwetki", które – po jej śmierci – wykonałam z wełnianej, ciężkiej, olbrzymiej brązowej chusty z grubymi frędzlami. Sukienkę kurpiowską – przez diabelskie podszepty – zniszczyłyśmy z siostrą, odzyskując koraliki i zieloną – jak wszystkie zielenie świata razem wzięte - wełnę, na sweterki. Może dlatego tak lubię zielenie?
Pojawia się w moich snach, chodzi za mną krok w krok, kiedy zbieram grzyby w borach za Narwią. Magiczne to odczuwania. Bywa, że ją o coś proszę, w modlitwie. Stasia była bardzo wierzącą osobą; to ona, wieczorami, szeptała ze mną pacierze.
***
Kurpie Białe... Oto i książeczka z opowiadaniami Darii Galant o bajecznym tytule KOBIETA O OCZACH RZEKI. Zasiadłam do jej czytania z największą przyjemnością, ale i z pewnym kłuciem w sercu; chciałam poszerzyć wiadomości o Kurpiach Białych. Czytając KOBIETĘ miałam przy sobie moją babcię, stała za moimi plecami, zaglądała mi do książki przez ramię... Kochana...
Książeczka... W niej pełno najróżniejszych uczuć ludzkich, emocji, zieloności przyrody, rzeki, płotów olchowych, winogron w oknie. Magii. Mowie o złu, o dobrych i złych drzewach. A między tym wszystkim pojawiają się kobiety i ich emocje.
***
Ziemia białopuszczańska roiła się od duchów i demonów, istot nadprzyrodzonych, przyczajonych w lasach, na polach, pod krzaczkami, nad strumieniami, stąd topielce, utopce i strzygi. Też uroki rzucane przez osoby o złych oczach, które trzeba było zdejmować, czyniąc rytuały.
A miejsca nawiedzone! Rozstaje dróg często pilnowane przez olbrzymie głazy, stare cmentarze, trzęsawiska... Ziemia bogata w zioła, w ziele, w ogóle święte zioła były w użyciu. Czy stąd bierze się moje zbieranie ZIELA i suszenia roślin w bukietach? I to moje ukochanie lasów, łąk...
Wśród tej całej magii duchy przodków i ich opieka nad żyjącymi. Żyjący zabiegali o przychylność duchów (posiłki dla duchów podczas ich powrotów na ziemię); to one odpędzały złe moce. Też szeptuchy, no i amulety, i talizmany, chociaż u babci ich nie widziałam. I rytuały.
Kiedy ciało mojej babci wyprowadzano z domu na pierwszy cmentarz, pomyślałam o "powaleniu" krzesła na podłogę... Pamiętałam, co mówiła, a w chwili jej śmierci byłam w klasie maturalnej... Do dziś jestem więcej niż lekko zabobonna i wciąż analizuję swoje sny, jak to robiła babcia. W najgorszym śnie swojego życia, też JĄ widziałam... Wiedziałam, że wieszczy nieszczęście. Czuję głęboko. Mam intuicję. Zdarza się, że "odczytuję" swoje sny – jak babcia. Rankiem, ubierając mnie, mówiła: "O, śniła mi się stara Nowotczyna, to niedobry sen...". Szkoda, że nie dopytywałam o szczegóły...
Chcecie się pośmiać? A śmiejcie się do woli.
GRAża, na zdjęciu babcia Stanisława Janowicz