Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 18 czerwca 2025 09:07
Reklama Wieliszewskie Wianki 2025

JAK ZROBISZ, TAK BĘDZIE NAJLEPIEJ

JAK ZROBISZ, TAK BĘDZIE NAJLEPIEJ
mal4a

Och, ile się nasłuchałam ochów i achów na temat Małgorzaty Duszczyk, właścicielki Pracowni VINTAGE MD. Że profesjonalistka, że kreatywna, że szczególnie uzdolniona manualnie, że meble przez nią odrestaurowane to ozdoba każdego wnętrza, choćby jednostkowe. No i że jest urocza, kontaktowa. Poznałam ją przez Kasię Woltańską – Kubicz, prowadzącą CZERWONE DRZWI, zakochaną jak Gosia w przedmiotach z duszą.
Spotykamy się z Małgorzatą w jej domu i pracowni. Dom, wiadomo, emanuje dobrą energią, estetyczny, z ciekawymi, przyciągającymi oczy przedmiotami, ona ubrana z artystycznym smaczkiem.


Pyta, czy poczęstuję się sałatką z wędzonym pstrągiem, burakiem, ogórkiem małosolnym, zieloną sałatą i sosem musztardowo – miodowym.


Mówię TAK i zachwytom nad sałatką nie ma końca. Aby mieć wyobrażenie o pracy Małgorzaty, zapoznajmy się z fragmentem jej FB: Duńska komoda w nowym wydaniu. Projekt, który wydaje się prosty... Stary lakier bardzo trudny do usunięcia; użyłam aż trzech technik, aby pozbyć się starej powłoki (szlif, cyklina i opalarka, jakiś środek do ściągania powłoki). Kolejnym etapem była warstwa podkładowa lakieru pod docelowy szary kolor plus dwie warstwy lakieru, aby zabezpieczyć całość. Szuflady wypolerowałam moim ulubionym woskiem do czyszczenia oryginalnych uchwytów. Nie obyło się również bez drobnej naprawy, jaką była w tym przypadku naderwana noga, która została przymocowana na nowe wkręty.


Pracę tę wykonała Małgosia 13 sierpnia 2024 r. Co było wcześniej?


Kiedy Gosia zaczęła swoją artystyczną robotę? – To ciężka i niejednoznaczna odpowiedź.


Przez całe moje życie coś tam we mnie artystycznego krążyło - teatralnego, plastycznego, decoupage... Szafę pamiętam, pomalowałam ją, kwiatki przykleiłam, cud piękności to nie był, ale coś się już działo... To było 10 lat temu. Niedawno zobaczyłam tę szafę u właścicielki i tak sobie pomyślałam, kurczę, coś się już we mnie przejawiało... Potem nastał taki trudny czas w moim życiu i dla relaksacji wzięłam się za taki bardzo stary mebel w... piwnicy pod moim domem. Tam miałam takie zbiorowisko. Siedziałam, szlifowałam.


I to wówczas Małgorzata pomyślała: stawiam na siebie, bo jak nie teraz, to kiedy. Miała w sobie taką blokadę, głupią, strach miała, że ludziom nie spodoba się to, co robi. Potem poszła po rozum do głowy: "Przecież to co robię, nie musi się wszystkim podobać" - pomyślała.


Nie inaczej. Jeden lubi takie meble, drugi takie i dlatego świat jest piękny, różnorodny.


- Teraz się już tym nie przejmuję, zupełnie, robię swoje i mam stałą grupę klientów, którzy do mnie wracają. Ile ja ludzi poznałam dzięki swojej pracy – opowiada Gosia.


Kontakt z klientami jest taki miły.


Ja nie lubię zamieszczać swoich zdjęć na FB, wolę szafki, ale kiedyś rzuciłam. I tak sobie siedzę w ogródku, a tu telefon od pani Iwony, której robiłam fotel. Zobaczyła mnie na facebooku i postanowiła zadzwonić. "No cześć, kochana, ja muszę do ciebie zadzwonić i spytać, co u ciebie słychać, zobaczyłam twoje zdjęcie...". I to jest takie miłe, poznaję ludzi, którzy potem przewijają się przez moje życie. To ludzie empatyczni, fajni, otwarci, darzą mnie zaufaniem. To jest cudowne.


Jak już Małgorzata zdecydowała się, że będzie restaurować meble, zwróciła się do UM o dofinansowanie.


Napisała biznesplan, dofinansowanie otrzymała i jak mówi "zaczęłam ogarniać garaż".


– Tymi rączkami uprzątnęłam garaż, pomyłam, pomalowałam ściany. Jestem uparta jak osioł, jak sobie założę jakiś cel, to nie ma, że nie. Czasami to zaleta, czasami wada, bo niekiedy jestem po prostu przemęczona tymi swoimi pomysłami i pracą. A tu co chwila jest nowy pomysł. Teraz właśnie kupiłam przyczepę od TIRA, na magazyn, na meble do odrestaurowania, ale doszłam do tego, że szkoda mi tej przyczepy na magazyn, ona ma potencjał w sobie – miniwystawki, moje meble do sprzedania, poczekalnia na meble...


Małgosia ma tę zaletę, że ona nie ma nic wspólnego z szewcem, co to bez butów chodzi. Nie. Jako estetka również myśli o urodzie swojego domu. Właśnie siedzimy przy stole po jej prababci. Piękny to przedmiot. Subtelny, chociaż... dość masywny, nawet trochę toporny. Poświęciła mu masę czasu, by doprowadzić go do obecnej świetności, a jego stan był agonalny. To egzemplarz ocalony od zapomnienia ze względu na sentyment i urodę.


– Ciocia do mnie zadzwoniła i mówi:"Gosia, my mamy stół po prababci...


Ile to było pracy, żeby go doprowadzić do obecnego stanu. Ale warto było. I będzie za mną wędrował, gdzie nie będę, on będzie ze mną. Bywa, że jak mi "odpali", to niekoniecznie ratuję przedmioty, lecz je przerabiam. W kuchni mam stary chlebak, nie miał klapy, znalazłam go u dziadków i zrobiłam sobie z niego pojemnik na książki kucharskie.


Nie chciałabym się chwalić, ale jestem bardzo kreatywna. Zrobię coś z niczego.


Moja rozmówczyni jest samoukiem. Trudno w to uwierzyć. Łatwo przychodziła do niej nauka i wciąż poszerzała wiedzę. I co jeszcze, jej praca jest ciężka fizycznie. A Gosia jak modelka Twiggy, piękna i drobna jak dziewczynka. Ciężka robota... Ale też ciekawa, przyjemna, nie jest monotonna.


– Byłam na kursie, takim wymarzonym, u Joli Tomaszewskiej. Proszę spojrzeć na ten mebel, to biedermeier kupiony od Kasi Woltańskiej - Kubicz. Może ktoś by powiedział, że to profanacja ta moja praca, a ja tak widziałam ten mebel, dzięki technikom pełnym tajemnic zdobytym na kursie. Pracowałam nad nim dwa dni – od rana do nocy, to był proces przyśpieszony. Owa technika wymaga cierpliwości i ja już się jej trochę nauczyłam, bo ja taka w gorącej wodzie kąpana. A tu każda warstwa musi wyschnąć, musi być przemyślana, drapnięta w odpowiednim momencie. I co ciekawe, pukniesz młoteczkiem w mebel i nic ci nie odpadnie. Wszystko zabezpieczone werniksem. Nic nie obleci.


I co ciekawe, takiego starego mebla nie wolno przedobrzyć, przesadzić z renowacją, musi być widać czas na tym meblu.


Co powiedziała pani Jola o mojej pracy? Dostałam dużo komplementów. Ten mebel jak stół prababci też będzie "chodził" ze mną. Wykonałam go pod okiem pani Joli i doznałam takiej szczerej dziecięcej radości. To było to, czego szukałam. I to jest taka wisienka na torcie tego, co robię. Ubolewam trochę nad tym, że niewiele jest takich odważnych osób, które lubią aż tak mocno "podrapane", podrasowane meble. Taki jeden mebel robi w pomieszczeniu robotę, a reszta już stonowana i klasyczna.


A jak wieść o artystce renowacji mebli poszła w świat?


- Ludzie zaczęli dzwonić do mnie. I wieść się rozniosła pocztą pantoflową. Z Pułtuska to mam raczej mało klientów, głównie Warszawa, Płońsk, Legionowo, ostatnio znalazła mnie babeczka znad morza, która kupiła stare siedlisko, robię dla niej toaletkę i komodę. Raz przyjechało do mnie małżeństwo z daleka, jechali trzy i pół godziny, a ja do nich: "Podziwiam, że wam się chciało przyjechać". A ten facet: "A żona narobiła dobrych kanapek na drogę, herbatę do termosu, szybko nam zleciało".


Przyjechali do mnie kupić mebel wystawiony w Internecie.


Co teraz robię? Z sześć rzeczy na raz, więc dwie szafy, barek, komplet dla pani znad morza i później dopiero wezmę się za inne przedmioty. Ciekawe, siadam przed meblem i nie towarzyszy mi żadna wizja z nim związana. To musi nabrać – tak to mówię – mocy urzędowej, a potem samo się dzieje, samoistnie. Leci...


Jeśli chodzi o życzenia klientów, to najczęściej kierują się estetyką Gosi. Skłaniają się do tego, co ona mówi.


A bywa i tak, że się pod jakimś pomysłem klienta podpisać nie chce. Asertywność jest pożądana w tej pracy, a ona asertywności już się nauczyła. – Jeśli klient nie jest zdecydowany, pytam go, gdzie stoi mebel, jakie inne meble mu towarzyszą, jaką będzie pełnił funkcję. Dużo mam mebli z tzw. wolną ręką. To jest super – to jest właśnie zaufanie.


"Jak zrobisz, tak będzie najlepiej" – słyszę.


– A pracuję w ciszy lub przy muzyce. Nie lubię krzątających się wokół mnie. Pracując nad danym przedmiotem myślę, w jakim on domu stał, a kiedy dostanę zdjęcie z meblem, którym się zajmowałam, meblem stojącym wśród innych – w cudzym mieszkaniu - to bardzo się cieszę. A jak kilka takich stoi, to jest dla mnie największa nagroda. To superuczucie, zdecydowanie.


Zdjęcia z FB Małgorzaty Duszczyk; w jeansowej bluzie GMD Grażyna Maria Dzierżanowska




Podziel się
Oceń