Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 17 czerwca 2025 22:51
Reklama Wieliszewskie Wianki 2025

Próbujemy zrozumieć stanowisko motorowodniaków

Próbujemy zrozumieć stanowisko motorowodniaków
pultusk-narew-50

15 lipca, w internetowym portalu Pułtuskiej Gazety Powiatowej ukazał się artykuł autorstwa Pana Sławomira Kazimierczaka, pod tytułem: I stało się "wolno". Tygodnik Pułtuski został wywołany do tablicy już w pierwszym zdaniu tej publikacji – zatem nie uchylamy się od odpowiedzi.
Przyznam, że artykuł ten wywołał we mnie bardzo mieszane uczucia i refleksje: nieczęsto mamy okazję czytać teksty prasowe, w których byłaby taka ilość informacji nierzetelnych, półprawd i przemilczeń. Fakt: dużo łatwiej jest narzekać, pisząc tekst oparty o założenie "my – czyli wszyscy". Przyjmuję, że tekst pana Kazimierczaka ma formę felietonu, i stosownie do tej definicji, jest utrzymany w osobistym tonie oraz wyraża punkt widzenia autora – a redakcja PGP skorzystała jedynie z okazji, żeby pokazać pułtuszczanom, jaki ten Tygodnik Pułtuski ma zły wpływ na lokalne sprawy.


Podstawowa refleksja jaka mi towarzyszy po lekturze tekstu PGP, to postawione w tytule pytanie: z czego składa się Narew? Według felietonu pana Kazimierczaka: NAREW SKŁADA SIĘ Z DWÓCH ELEMENTÓW: Z WODY (H20) ORAZ Z MOTOROWODNIAKÓW (MW). I na tym skład Narwi się kończy... Zatem na Narwi nie ma żadnego życia z kategorii flora i fauna, nikt nigdy nie widział tu trzcinowisk, które są domem setek tysięcy ptasich rodzin, objętych ścisłą ochroną gatunkową. Nie występują: ludzie pływający wpław, kajaki solo i spływy kajakowe, łodzie wiosłowe, niewielkie łodzie wędkarskie, a wzdłuż brzegów absolutnie nie ma żadnych domów i domków rekreacyjnych z mieszkańcami lub turystami, którzy przyjechali tu obcować z naturą i wypoczywać w spokoju.


Chociaż w opracowaniu z 2022 roku, przygotowanym na zlecenie starosty czytamy, że w regionie znajduje się siedem z dziesięciu form ochrony przyrody, wymienionych w Ustawie o ochronie przyrody z dnia 16 kwietnia 2004 roku. Należą do nich: rezerwaty, park krajobrazowy, obszar chronionego krajobrazu, sieci obszarów Natura 2000, pomniki przyrody, użytki ekologiczne oraz gatunki roślin i zwierząt podlegające ochronie gatunkowej. Czytamy tam też, że Dolina Dolnej Narwi to Obszar Specjalnej Ochrony Ptaków (OSOP). Tymczasem z  felietonu PGP wynika oczywisty wniosek: to wszystko to bezduszne decyzje urzędników, którzy nie wiedzieć czemu chcą utrudnić "rekreację" na Narwi. Aha! I absolutnie można ignorować fakt, że droga wodna na Narwi pokrywa się z obszarem parku krajobrazowego. Wprawdzie ustawa o ochronie przyrody definiuje taki obszar twierdząc, że "to forma ochrony przyrody, która obejmuje obszar chroniony ze względu na wartości przyrodnicze, historyczne i kulturowe oraz walory krajobrazowe" – ale tak się składa, że tu "przyroda", którą ustawa nakazuje chronić, nie występuje – jest po prostu woda i motorowodniacy...


Autor zarzuca naszej Redakcji: "jak można szczycić się działaniami, które w konsekwencji prowadzą do radykalnego ograniczenia rekreacji na wodzie. Przecież dla Pułtuska Narew to niemal jedyna atrakcja". No właśnie, z treści felietonu płynie jasny przekaz: jedyna atrakcja na Narwi, to szybkie pływanie na silnikach spalinowych. I oczywiście: im większa łódź, im większa moc silnika i im większa prędkość – tym atrakcja jest lepsza, a rekreacja na wodzie bardziej udana. Autor stwierdza przy tym, że "mieszkańcy od wieków korzystali z dobrodziejstwa przepływającej rzeki. Do miasta przypływają turyści, którzy wydają tu swoje pieniądze, a rzeka żyje. Takich turystów już nie zobaczymy, bo z Zalewu Zegrzyńskiego do Pułtuska przy tych ograniczeniach będą musieli na podróż przeznaczyć 3 godziny w jedną stronę." Odnosząc się do poważnej manipulacji polegającej na zestawieniu haseł: "do miasta przypływają turyści" ze stwierdzeniem "rzeka żyje", należy zapytać autora, co ma na myśli? Zgadzam się w części: tak - rzeka jeszcze żyje, pomimo trwającego od lat demolowania ekosystemu. Niestety, to głównie motorowodniacy zdają się absolutnie nie rozumieć tego, że kiedy wypływają z portów na Narew – nie są u siebie, są jedynie gośćmi w świecie ptaków, roślin, setek tysięcy form życia, dla których Narew jest ich domem. Mieszkając od wielu lat w domu na rzecznej skarpie zdarzało mi się widywać nawet duże jachty motorowe, względnie cicho, majestatycznie i wolno (!!!) sunące po wodzie. I nie miałem wątpliwości, że osoby płynące na tych jednostkach mogły podziwiać miejsca, przez które przepływały. Więcej, jestem przekonany, że takie korzystanie z drogi wodnej odbywa się z minimalnymi szkodami dla przyrody i środowiska. Ale uwaga: tak płynących jednostek motorowych na Narwi jest zaledwie kilka procent. Wszyscy pozostali skupiają się na prezentowaniu mocy swoich jednostek i prędkości jakie potrafią osiągnąć. I nazywają to rekreacją.


Dla naszej redakcji cytowane wyżej stwierdzenie niesie dużo nadziei, że może wreszcie uda się ustalić, jakie korzyści płyną dla całego pułtuskiego powiatu z turystyki. Autor felietonu najwyraźniej utrzymuje, że bez wpływów z turystyki motorowodnej branża turystyczna w powiecie upadnie. Obrazowo, zapisując to założenie równaniem algebraicznym, można napisać: wpływy z całej turystyki w regionie minus wpływy z turystyki motorowodnej równa się zero. Redakcja Tygodnika Pułtuskiego wielokrotnie zwracała się do władz miasta i powiatu, starając się dowiedzieć, jakie wpływy region uzyskuje z turystyki. Od władz powiatu dowiedzieliśmy się, że powiat nie zajmuje się turystyką (...) a od władz miasta nigdy nie uzyskaliśmy odpowiedzi, mimo kierowania pytań w formie pisemnej. To poddaje w wątpliwość, czy nasze władze mają jakiekolwiek wyobrażenie na temat wartości lokalnego rynku turystyki. Tak czy inaczej – łatwo jest rzucać pustymi hasłami, nie mając żadnych, wymiernych danych do oceny sytuacji.


Nie sposób pozostawić bez komentarza kolejnego stwierdzenia felietonisty PGP, że


"poruszanie się z prędkością poniżej 15 km/h nie pozwala na w pełni rekreacyjne ich wykorzystanie i powoduje narażanie silników na liczne awarie". Zapytaliśmy trzech mechaników, specjalizujących się w serwisowaniu silników do łodzi, także tych o wielkich pojemnościach i mocach. Usłyszeliśmy, że takie twierdzenie jest dalekie od prawdy. Może zatem – idąc tokiem rozważań PGP - warto pójść dalej: konsekwentnie, na drogach w terenie zabudowanym, auta z silnikami o mocy powyżej 200 KM powinny być zwolnione z ograniczenia prędkości do 50 km/h – co Państwo na to? Bo oczywiście, w takich krążownikach szos przy niskich prędkościach silniki się psują. Co za bzdura!


Autor felietonu z wyraźnym oburzeniem stwierdził: niektórzy mieszkańcy, mając pewność, że na Narwi mogą rozwijać większe prędkości, zakupili swoje łodzie za olbrzymie kwoty, czasem przekraczające 200 000 zł. Kto pokryje im koszty, skoro z dnia na dzień ich jednostki skazane zostały na postój w portach?


Naprawdę kupując sobie te wielkie i drogie łodzie mieli pewność, że to odpowiednie jednostki do pływania na akwenie w parku krajobrazowym? Te wielkie łodzie, z kadłubami o profilu "V", z dużymi silnikami zupełnie nie nadają się do żeglugi na Narwi – choćby ze względu na znaczne zanurzenie i ogromne ryzyko uszkodzenia śrub napędowych oraz systemów chłodzenia na mieliznach. Ale podstawowym kryterium, które od zawsze praktycznie wykluczało ruch tych jednostek na Narwi jest wytwarzanie bardzo dużej fali przy niskich prędkościach, i jeszcze większej fali i hałasu przy prędkościach wyższych. Może podejmując decyzję o zakupie za 200 tys. zł należało się skontaktować z prawnikiem? Żeglowanie na Narwi takimi łodziami, dużymi i z dużymi prędkościami tworzy skutki, których tworzenie jest wprost zakazane ustawą o ochronie przyrody i przepisy prawa miejscowego, gdzie jednoznacznie zabronione jest w odniesieniu do dziko żyjących zwierząt: niszczenia siedlisk lub ostoi, będących ich obszarem rozrodu, wychowu młodych, odpoczynku, migracji lub żerowania; niszczenie, usuwania lub uszkadzania gniazd,/.../ żeremi, tam, tarlisk, zimowisk lub innych schronień; umyślne płoszenie lub niepokojenie; umyślne płoszenia lub niepokojenia w miejscach noclegu, w okresie lęgowym w miejscach rozrodu lub wychowu młodych lub w miejscach żerowania zgrupowań ptaków migrujących lub zimujących;


To nie są nowe przepisy! To akty prawa miejscowego ustanowione na terenie parku krajobrazowego w oparciu o ustawę o ochronie przyrody, obowiązują od blisko dwudziestu lat. Nieznajomość prawa nie usprawiedliwia błędnych decyzji. To, że te przepisy nie były przez lata egzekwowane, jedynie potwierdza zasadność wprowadzonego obecnie ograniczenia prędkości, bo to łatwiej określić i zmierzyć.


Odniosę się w skrócie do pozostałych tez stawianych w felietonie PGP:


- nowe prawo ograniczające prędkość nie zostało wprowadzone z uwagi na ryzyko wypadków na wodzie: wprowadzono je z uwagi na bezpieczeństwo przyrody i środowiska;


- pomysł wprowadzenia ograniczeń prędkości jedynie na określonych odcinkach rzeki w sposób oczywisty dopuszczałby demolowanie środowiska na odcinkach pozostałych;


- od 2018 r. istniała istotna luka prawna odnośnie warunków żeglugi na wodach śródlądowych; obecne przepisy wreszcie dają podstawę prawną zarządcy szlaku żeglugowego PGW Wody Polskie do uporządkowania locji na Narwi;


- Policja od wielu lat doskonale znała problem, choćby z kilku publikacji Tygodnika Pułtuskiego, w którym nasi Czytelnicy wprost apelowali o zrobienie porządku z sytuacją na Narwi, gdzie w żegludze panowała absolutna "wolna amerykanka" i wszyscy na wodzie robili to, na co mieli ochotę. Obecnie wszystko zmierza do tego, by skutecznie egzekwować prawo. Przypomnieć należy, że coraz bardziej modne zagłuszanie własnego silnika jeszcze głośniejszą muzyką jest karanym wykroczeniem – bo w parkach krajobrazowych jest to zakazane.


- Dyrektor Urzędu Żeglugi Śródlądowej rzeczywiście najwyraźniej nie zadawał klubowi pułtuskich motorowodniaków pytania o to, jak oceniają projekt nowego prawa, które ograniczy niszczenie przyrody. Domyślam się również, że nie omawiał tej kwestii z setkami tysięcy dziko żyjących zwierząt w Enklawie Narwiańskiej. Te najbardziej oczywiste decyzje zapadają w oparciu o prawo wyższego rzędu.


Na zakończenie zwrócę się wprost do autorów publikacji w PGP z pozdrowieniami i apelem o dziennikarską rzetelność: skoro, jak należy rozumieć, utożsamiacie się z twierdzeniem, że "dla Pułtuska Narew to niemal jedyna atrakcja", koniecznie pociągnijcie dalej ten temat, bo to potwierdza dramatyczną nieporadność władz miasta i całego regionu w zakresie wykonywania swoich ustawowych obowiązków.


Zbysław Czupryński /jachtowy sternik morski/


Moim zdaniem
O żegludze na Narwi
W związku z wejściem w życie nowych przepisów nakładających na użytkowników szlaku wodnego w Dolinie Dolnej Narwi zachowanie prędkości do 15 km na godzinę, pomiędzy Serockiem a Pułtuskiem, chciałbym oświadczyć, że wystosowałem pismo w imieniu stowarzyszenia Nasza Narew do Dyrektora Urzędu Żeglugi Śródlądowej w Warszawie z zapytaniem: dlaczego dopiero teraz?


Przepisy te powinny być już wdrożone już co najmniej dziesięć lat wcześniej, albowiem to co wyprawiali posiadacze skuterów wodnych i łodzi z silnikami wysokoprężnymi, wołało o pomstę do nieba. Otulina Nadbużańskiego Parku Krajobrazowego traktowana była jak tor wyścigowy, a wędkarze pragnący łowić ryby w spokoju i ciszy niejednokrotnie byli obiektem wulgarnych ataków po zwróceniu uwagi. Podpływanie bezpośrednio pod burty łódek i ślizgi skuterami po żyłkach  wprowadzały w szał wędkarzy, chcących w weekendy odpocząć na wodą.


Towarzystwo które przyjeżdżało ze stolicy do ośrodka wypoczynkowego w Gzowie, wielokrotnie w stanie nietrzeźwości piłowało silniki skuterów, znęcając się nad wystraszonym ptactwem wodnym, które nie miało gdzie się schronić. Można sobie jedynie wyobrazić, jaki stres przeżywały łabędzie z młodymi, żurawie, perkozy, kokoszki wodne i inne ptactwo, którego w letnie weekendy nie dało się zaobserwować. 


Przyglądali się temu wszystkiemu pracownicy Nadbużańskiego Parku Krajobrazowego, Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Dębem i samorządy nadnarwiańskich gmin, nie podejmując najmniejszej interwencji, o czym nasza proekologiczna organizacja alarmowała w pismach. Mam ogromną nadzieję, że z tym rozporządzeniem zostaną podjęte kolejne kroki ze strony Wód Polskich, które przystąpią do odtwarzania ekosystemu Doliny Dolnej Narwi i jej dopływów w powiecie pułtuskim. Wieloletnie zaniedbania, jakie pozostawili poprzednicy starych zarządów, zostały już zauważone w związku z wizjami terenowymi wywołanymi przez nasze stowarzyszenie w roku ubiegłym i bieżącym, o czym informował Tygodnik Pułtuski, współpracujący z nami od  zawiązania się naszej społecznej organizacji czyli od 2014 roku. Wystąpiliśmy wiosną tego do nowego ministra infrastruktury Dariusza Klimczuka o rozważenie oddania  wód pod  jurysdykcję starostw powiatowych, ponieważ nowe ciało Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie, zupełnie się nie sprawdziło.


Pozostaję w nadziei, że funkcjonariusze Policji poradzą sobie z piratami wodnymi, czego im z całego serca życzę. Raz jeszcze chciałbym zaapelować do włodarzy nadnarwiańskich samorządów, aby włączyli się do ratowania tego, co da się jeszcze uratować,  gdyż wielokrotnie powtarzam, że przyroda jest naszym narodowym wspólnym dobrem i musimy zrobić wszystko żeby  zachować ją dla przyszłych pokoleń.


W imieniu  liczącej już ponad dwustu członków proekologicznej organizacji, zarządu i jak najbardziej własnym łączę serdeczności i życzenia  udanych  spokojnych urlopów nad najpiękniejszą z rzek Mazowsza - Narwią.


Stanisław Józef Wasilewski-prezes Stowarzyszenia Nasza Narew









 


Podziel się
Oceń