Mój list pożegnalny
Piszę list do redakcji po raz ostatni, bo jak to mówią, szkoda czasu i atłasu. Tyle lat na łamach Tygodnika Pułtuskiego pisywałam na temat naszej lokalnej polityki i życia publicznego, ale nie widzę dalszego sensu, bo większość mieszkańców naszego miasteczka i gminy tkwi w miejscu, nie wyciągając żadnych wniosków z wcześniejszych niefortunnych wyborów.
Ostatnie wybory samorządowe pokazały, szczególnie jak patrzymy na wybrane władze powiatu, że ciągle wybieramy tych samych, nie dając szansy nowym osobom, takim bez znanego nazwiska. Niektórzy twierdzą, że jak taki nowy, nieznany dorwie się do władzy, to się "nachłapie". Oczywiście jest taka możliwość, ale czy ci stali wybrańcy od kilku kadencji pracują charytatywnie? Na całym bożym świecie tak jest i będzie, że kto jest u władzy to czerpie z tego korzyści i obstawia się swoimi. Czemu więc nie możemy dać szansy na jakieś zmiany, na "świeżą krew"? A może z tych zmian wynikłoby coś dobrego dla nas i dla naszego miasta, a w tej sytuacji partyjny BETON będzie rządził chyba do czasu aż zdrowie pozwoli, nawet chodząc przy balkonikach. Bo jak się do tego przyzwyczają, to trudno odkleić im tyłki od stołków. Wybieramy znanych, bogatych, którzy mają kilka funkcji i wciąż im mało. Trudno jest się przebić zwyczajnym ludziom, bo przecież trzeba mieć niezłą kasę, żeby przyszłych wyborców podejmować żarciem, napojami, występami. Oczywiście niektóry chodzą na takie imprezy, żeby się za darmo najeść, napić, pobawić, a niekoniecznie potem oddają głos na takiego kandydata. Brawo dla Jasia i Małgosi!
Wybierając burmistrza większość z nas uwierzyła na słowo kandydatowi i zafundowaliśmy sobie na własne życzenie "powtórkę z rozrywki" czyli komisarza i zamieszanie w gminie, a wybranemu burmistrzowi chyba pozostanie odwołanie do Strasburga.
PS
Przy tej okazji chcę podziękować redaktor naczelnej Tygodnika Pułtuskiego Ewie Dąbek za możliwość publikowania moich listów i bezinteresowną pomoc w pewnej kłopotliwej dla mnie sprawie. Szucun za poruszanie na łamach Tygodnika ludzkich spraw, również drażliwych niewygodnych dla rządzących, prezesów i dyrektorów tematów.
Z poważaniem Irena Sidor