Janina Turek (z prawej) i jej przyjaciółka Alina Jonczy (Podgórska)
Klaudynki dwie, pułtuszczanki, to panie Janina Turek de domo Kownacka i jej przyjaciółka Alina Jonczy (Podgórska). Piękne osobowości. Pani Alinka dodatkowo uzdolniona literacko. To od niej dostałam w prezencie wydaną własnym sumptem miniepopeję pułtuską (o czasach przed wojną, o wojennej zawierusze i po niej, o pułtuszczanach i o mieście)
Obie już poza światem, chodzą TAM GDZIEŚ sobie z koleżankami klaudynkami i z panem Rysiem Blatoniem, pułtuszczaninem, synem TRZYNASTAKA. Po wojnie i on, i pani Ala byli – jak mówiła p. Podgórska – Jonczy – na śląskim wygnaniu, nieustannie tęskniąc za Pułtuskiem.
Miałam to szczęście, że spotkałam je jednocześnie, kiedy pani Alina odwiedziła Pułtusk, a rzadko to czyniła. Często zaś telefonowała do pani Janinki i do mnie. Bardzo, ale to bardzo lubiła mówić i bywało tak, że jak się rozkręciła, to nie odpowiadała na nasze pytania... A ja taka byłam ciekawa, jaki był przedwojenny Pułtusk i co się w nim działo.
Z rozmowy z panią Janeczką sprzed lat wiem, że Ala, będąc uczennicą, nie przejawiała jeszcze talentu literackiego. "Byłam lepszą polonistką od niej. Alina była bardzo skromna. Taka trochę, przepraszam, niemotka" – śmiała się pani Janina. – Teraz to ona jest po prostu wulkan. Trzymałyśmy się razem z Basią Burawską i Walentyną Chodkowską. Byłyśmy najbardziej zżyte. Basia Wronówna, potem Dzierżanowska, to też nasza koleżanka, ale późniejsza. Znałyśmy się od szkoły podstawowej, a ja najpierw chodziłam do szkoły pani Porczyńskiej. Gdzie się mieściła? Na ulicy 3 Maja, przy szpitalu. Zaraz za płotem była szkoła, w podwórku. Szkołę Porczyńskiej prowadziła pani Jakubowska i pan Marczenko. Do pierwszej klasy chodziło nas czworo – ja, Irka Stefańska, Maciek Kapacki i Maryla Borkowska. Mała szkoła i niewiele nas tam nauczyli. W jednej klasie było kilka oddziałów. Jak nauczycielka tłumaczyła coś innej klasie, to ja nic nie robiłam, tylko słuchałam. Potem mama posłała mnie do zwykłej podstawowej szkoły, do Królowej Jadwigi. Mieściła się w sądzie. Dyrektorką była w niej pani Wieczorkowska. Nauczycielki były wspaniałe, koleżanki mojej mamy. Następnie uczyłam się w gimnazjum Klaudyny Potockiej. Dodam, że pani Jakubowska wyszła za mąż za pana Marczenkę i założyli szkołę w Kotlarskiej.
Szalenie bałam się matematyki. Z tym lękiem zdałam do czwartej klasy i wybuchła wojna. Jak ja się cieszyłam, że nie będę zdawała matematyki. A jaki był Pułtusk? Opisała go pięknie Alina, wierszem. Weźmy taki spacerniak – ogród przy 3 Maja. On był zawsze zapuszczony, nieogrodzony, ale z alejkami i ławkami. Trochę do kultury doprowadzili go Niemcy. Niedaleko znajdował się most Kozacki, szło się nim z Trzeciaka do kolegiaty. A Świętojanka jaka była piękna. Mieścił się tam skład apteczny pana Kuderskiego; apteka znajdowała się w szpitalu. Do składu chodziło się po perfumki – z buteleczką. Na Świętojance stał pomnik Jana Nepomucena zniszczony potem przez Niemców. A tuż za kinem była budka ze słodyczami, z lodami.
W kinoteatrze, na dole, była cukiernia Hasellberga. Biegało się tam po cukierki, ciastka, pączki. Przed wieczorem to Świętojańska była taka ludna! Chodziło się nią tam i z powrotem, tam i z powrotem. Tworzyły się pary, zerkało się oczkiem...
Ala pisała: "Najlepsze w pączki – pana Buczkowskiego,/kaszanka Frąckiewicza, bułki Kędzierskiego/. Lody włoskie – "Cassate" na końcu Trzeciaka/korzenne fafernuchy...". "Tam gdzie obecnie ośrodek zdrowia – snuła opowieść pani Janka – były pączki. Pamiętam ich smak, lukrowane i z pudrem. Tam nam uczennicom nie wolno było wchodzić, broń Boże, dyrekcja zabraniała. Jeśli wchodziłyśmy, to tylko z rodzicami lub starszą opieką. A bywali tam oficerowie 13pp. Jakże smakowały nam pączki, lody, bajgełe żydowskie, słodkie bułeczki... I bardzo nam smakowały wojskowe suchary. Brat Aliny był w 13pp, dostawał – jak inni żołnierze – zaopatrzenie, wśród którego były te suchary. Jakie one były wspaniałe, słodkie, trochę podobne w smaku do chałwy, wspaniałe. Zajadałyśmy się nimi. I słuchałyśmy pieśni TRZYNASTAKÓW, kiedy ci szli na ćwiczenia na Popławy:
" Strzelec halabarda nie jest kiep. Nie da się dziewczętom brać na lep, szuka panny z cnotą, bo mu chodzi o to, żeby był z tej mąki zdrowy chleb".
***
Nie ma już TAMTEGO Pułtuska, nie ma pani Alinki i pani Janinki. Pozostała opowieść – pani Janinki i zapisana wierszem pani Alinki.
GRAża
Rysio Blatoń