ZE ZBYSŁAWEM CZUPRYŃSKIM - KANDYDATEM DO RADY POWIATU - ROZMAWIA GRAŻYNA M. DZIERŻANOWSKA.
Zbyszku, spadłeś na tę naszą pułtuską ziemię jak meteoryt...
Fakt, solidnie gruchnąłem w pułtuską ziemię, na szczęście nie rozpadłem się na kawałki jak kosmiczny gość z 1868 r., może dlatego, że jestem sporo młodszy. A zupełnie serio: zawsze byłem taki "podwarszawski", przez pierwsze czterdzieści lat mieszkałem w Milanówku, po dekadzie przemieszkanej w Warszawie, podjęliśmy z moją żoną Kasią decyzję o przeprowadzce do Gzowa. Z perspektywy już blisko 20 lat nad Narwią, oboje jesteśmy wdzięczni losowi za to, że możemy tu mieszkać a trójka naszych dzieci wyrosła w tym pięknym miejscu.
Zaraz przylgnęła do Ciebie opinia: o, ten człowiek to się zna na prawie, na urzędniczej robocie, zapędzi w kozi róg urzędników z przypadku.
Wiesz – to nie było tak, że powiesiłem na bramie transparent: "jestem wszystkowiedzący", bo nie jestem. Kluczowa jest moja otwartość, komunikatywność – a przede wszystkim potrzeba, żeby pomagać ludziom. Jestem empatycznym, ale też walecznym typem człowieka. Odkąd tu mieszkam, zwracają się do mnie sąsiedzi bliscy i dalsi, z różnymi pytaniami czy problemami. Nie przypominam sobie, żebym odmówił rozmowy i wsparcia. Wiesz - dla większości mieszkańców odpowiedź na urzędowe pismo to ciężkie wyzwanie - bo trudno zrozumieć obszerne fragmenty ustaw zajmujących trzy czwarte pism przysyłanych do nas przez urzędy. Człowiekowi odbierającemu urzędowe pismo najczęściej mocno skacze ciśnienie; no bo jak odpisze nie tak jak trzeba, to sprawę przegra, a jak pismo wrzuci do śmieci, to też przegra. Sytuacja często wydaje się nie mieć dobrego rozwiązania. A po kilkunastu latach pracy w stołecznym samorządzie potrafię czytać najbardziej pokręcone urzędowe pisma, umiem podpowiedzieć rozwiązanie, doradzić, pokierować i pomóc przygotować odpowiedź. Moi znajomi mawiają, że mam skłonność do pomagania. Znasz to powiedzenie, że jesteśmy tyle warci, ile dajemy z siebie innym. To wspaniałe uczucie i ogromna satysfakcja: być potrzebnym i pomagać.
No i jesteś spostrzegawczy. Twoja spostrzegawczość służy naszej przestrzeni. Czy chodzi tylko o znaki drogowe i drogi? Raczej nie...
To prawda, bezpieczeństwo w ruchu drogowym to moja dodatkowa, wyuczona profesja. Jeśli pytasz wprost o Pułtusk, to potwierdzam: absurdów, często groźnych, jest bardzo wiele. Podobnie w gminach naszego powiatu. Ale bezpieczeństwo na drogach, o które zapytałaś, to niewielki wycinek panoramy pułtuskiej ziemi, na której widzę wiele do naprawienia i zmian. Przypomnę, że Rada Powiatu wybiera starostę i wicestarostów. Rada ustala co robić, pilnuje budżetu i kontroluje wykonanie zadań. A zarząd, czyli starostowie i członkowie zarządu to władza wykonawcza, mówiąc dosadnie: ludzie do roboty. Starosta ma realizować to, co zleciła rada, oraz to, co nakazują ustawy i rozporządzenia. W teorii brzmi prosto, w życiu wygląda to nieco inaczej... Ustawa o samorządzie powiatowym podaje listę ponad 20 zadań - ja natomiast chcę przede wszystkim zająć się strefami najbardziej zaniedbanymi: rynkiem pracy, ochroną zdrowia i promocją powiatu. A spostrzegawczość, o której wspomniałaś, oraz dociekliwość, to wszak cechy dziennikarza – oboje o tym wiemy...
A dlaczego akurat chcesz się zająć ochroną zdrowia, rynkiem pracy i promocją powiatu?
Czemu ochrona zdrowia? Podam kilka przykładów, choćby z danych Głównego Urzędu Statystycznego. Wiesz, ile kobiet, na 100 tys., umiera z powodu raka szyjki macicy? Na Mazowszu 6,7 a w naszym powiecie 15,6. Prawda, że to szokuje? A wiesz, ile w naszym powiecie było w ciągu roku prób samobójczych zakończonych zgonem? Według wskaźnika na 100 tys. osób: w naszym powiecie 22, a średnia województwa to 13. Samobójcze statystyki to też skutki zaniedbań w szeroko rozumianej ochronie zdrowia. To Rada Powiatu finansuje zadanie pod nazwą ochrona zdrowia. Pomyśl, że od 2016 r. Rada zmniejszyła finansowanie trzykrotnie. W powiecie mamy ponad 10 tysięcy mieszkańców w wieku 65+ i mamy jednego geriatrę na NFZ. Z kolei patrząc na rynek pracy: średnie bezrobocie na Mazowszu to 5,2%, a w naszym powiecie blisko 15%. O promocji regionu i rozwoju turystyki szkoda gadać. Pamiętasz publikację w "Tygodniku" o turystyce? Rada Powiatu wypracowała dokument pod tytułem Strategia Rozwoju Powiatu pułtuskiego na lata 2016-2030. Najpierw przyznano w nim, że cała lokalna branża turystyczna upada, dramatycznie zmalała ilość miejsc noclegowych, a ruch turystyczny zanika. Tymczasem w podsumowaniu napisano, że mocną stroną powiatu jest... zwiększający się ruch turystyczny. Nie śmiej się, Rada Powiatu właśnie tak to widzi! Tak brzmi oficjalna strategia rozwoju powiatu rozpisana na półtorej dekady! Więc nasza Redakcja zapytała przewodniczącego Rady Powiatu o komentarz w tej sprawie. Odpowiedział, że rozwój turystyki... nie jest zadaniem powiatu. A przecież radni powiatu w opracowanej strategii użyli słowa turystyka 120 razy, by na koniec, przewodniczący podał na piśmie, że rada się tym zagadnieniem nie zajmuje. No to już sama teraz widzisz, ile jest do zrobienia po wyborach w nowej Radzie Powiatu.
Zaleciało paranoją. Ale do rzecz - ja to Cię widzę na stołku radnego miejskiego, Ty inaczej się lokujesz, dlaczego?
Tu odpowiedź wydaje się oczywista: jestem mieszkańcem gminy Pokrzywnica, a nie Miasta i Gminy Pułtusk. Pamiętasz, jak na początku wspomniałem, że ja zawsze byłem taki "podwarszawski". No więc od blisko dwudziestu lat jestem podpułtuski.
Radny MUSI mieć wyraźną osobowość; jaką?
Wiesz, świat jest kolorowy i ludzie są kolorowi, o różnych odcieniach charakteru i osobowości. Na szczęście się różnimy, bo w przeciwnym wypadku byłoby strasznie nudno. Odpowiem, odwracając nieco Twoje pytanie: jaki powinien być radny, na którego sam chciałbym głosować? Po pierwsze musi być absolutnie uwolniony od partyjnych uwikłań i układów. Dziś to wygląda tak, że taka czy inna partia z góry wybiera sobie kandydatów, zachęca ich do startu, często obiecując różne "konfitury", promuje i organizuje im kampanię. Potem są wybory. Ale to są wybory pomiędzy partiami, a ludzie głosują często za "mniejszym złem". Jak to świetnie ujął jeden z kabareciarzy: wyborcy zachowują się jak bite żony, które mają jak najgorsze doświadczenia i wspomnienia, cały czas narzekają na tych swoich "panów", a później znów decydują się głosować na tych samych kandydatów, wmawiając sobie, że się jednak zmienili, bo może się poprawili i tym razem będzie lepiej. Może to zabrzmi górnolotnie, ale zacytuję tu słowa Alberta Einsteina, który powiedział, że "szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów". A teraz wyobraź sobie sytuację całkowicie odmienną; gdzie grupa mieszkańców z osiedla czy dzielnicy porozumiewa się i zwraca do jednej z sąsiadek czy jednego z sąsiadów, ogarniętych społeczników, aktywnych i pracowitych, z propozycją: chcemy mieć ciebie jako naszą reprezentację w samorządzie, bo cię znamy i mamy do ciebie zaufanie. Jeśli zdecydujesz się kandydować – będziemy na ciebie głosować. Tak wybrana kandydatka czy kandydat, czuje się zobowiązany wyłącznie wobec swoich wyborców, mieszkańców, sąsiadów i przyjaciół. Zero partyjniactwa. Taki radny nie jest zmuszony, by robić to, czego oczekują partyjni szefowie. Jego szefami są ludzie, którzy na nią czy niego zagłosowali... Robi to, czego oczekują wyborcy. Uśmiechasz się, bo idealizuję? Wyobraź sobie, że właśnie tak właśnie została zebrana drużyna Pułtuskiego Forum Samorządowego. Dokładnie tak! Radny ma być aktywny. Musi chcieć wsiąść w auto i pojechać do ministerstwa takiego czy innego i rozmawiać, dopytywać, znajdować rozwiązania. Musi stale spotykać się ze swoimi wyborcami. Grażynko, czy kiedykolwiek Twój radny z miasta czy powiatu dopytywał Ciebie o Twoje zdanie odnośnie miasta i powiatu, albo zapraszał na spotkanie? No właśnie – widzę uśmiech, chyba gorzki... Radnym powinien być człowiek z gatunku tych, co to nikt mu nie powiedział, że się nie da, więc zaparł się i zrobił. Na takiego radnego chcę zagłosować. Zakładam, że takiego radnego w radzie powiatu chciałoby więcej mieszkańców pułtuskiej ziemi, więc dlatego postanowiłem kandydować.
Jasne, tego się nie praktykuje, ale czy byłbyś za tym, żeby kandydata do samorządu skonsultował, "przebadał" psycholog, psychiatra? Był taki czas, że przyszli nauczyciele byli poddawani takim "oględzinom". Mam taki świstek...
To bardzo ciekawe pytanie. Zapewne takie badania są bardzo kosztowne, więc chyba należałoby zacząć od takich wyborów, w których jest mniej kandydatów, na przykład prezydenckich. No jasne, że żartuję... Ale zupełnie serio powiem, że radny, który nie ma zdolności do przeczytania ze zrozumieniem ustawy czy rozporządzenia, w praktyce nie ma zdolności do wykonywania swojego mandatu. Radny oczywiście ma być głosem swoich wyborców, ma wyrażać ich wolę, ale nie może kierować się swoim widzimisię. W tej funkcji nie ma miejsca na "bo mi się tak wydawało". Rada decyduje o najważniejszych sprawach bytowych i rozwojowych lokalnej społeczności, o zdrowiu, bezpieczeństwie, edukacji, długo by wymieniać. Rada rozdysponowuje na te wszystkie zadania ogromne pieniądze pochodzące z podatków każdego z nas. A radny jest funkcjonariuszem publicznym i przekroczenie uprawnień lub niedopełnienie obowiązku jest przestępstwem określonym w kodeksie karnym. W radzie nie ma miejsca na "nie wiedziałem".
Czy już dziś dostrzegasz przestrzeń dla swojej aktywności samorządowej?
Wspomniałem o moich priorytetach: ochrona zdrowia, rynek pracy i promocja powiatu. Nie zamierzam wypisywać, że zajmę się wszystkimi zadaniami, których wykonywanie jest obowiązkiem samorządu powiatowego, bo to byłoby niemożliwe. Ale kandydatów Pułtuskiego Forum Samorządowego jest wielu, potrafimy optymalnie rozdzielić zadania. Tych zadań pilnych jest ogrom: półtora roku temu Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej opublikowało raport, w którym Pułtusk został uznany za jedno ze 139 polskich miast tracących funkcje społeczno-gospodarcze. Starzejące się społeczeństwo, dramat w opiece zdrowotnej, katastrofalne bezrobocie, emigracja młodych... Cały region powoli, ale dostrzegalnie - tonie. Pisałem o tym w "Tygodniku" przed ponad rokiem, zwracając się wprost do powiatowych radnych z konkretnymi pytaniami: co robicie, żeby pułtuski region zawrócić z tej drogi upadku? Domyślasz się odpowiedzi? Ano właśnie, radni czy urzędnicy z reguły udają, że nie czytali... Wracając do priorytetów: raz w miesiącu, na terenie Pokrzywnicy i na terenie Winnicy zamierzam pełnić dyżur radnego, informując o tym mieszkańców wszelkimi możliwymi środkami. Każdy będzie mógł przyjść, porozmawiać, wyjaśnić sprawę, opowiedzieć o swoim problemie. Dla prawie każdej sprawy może znaleźć się rozwiązanie, lub przynajmniej wyjaśnienie, co należy dalej zrobić. I wskazanie, jak to robić.
Urzędnik nie jest skory do pomocy petentowi, a bywa, że wprowadza go w błąd. Taka jest opinia. Jak ją zmienić?
Ooo, doskonałe pytanie! Żyjemy w powiecie, w którym jak mało gdzie, nie ma wzajemnego szacunku w relacjach urzędnika z mieszkańcem. Wiesz, dlaczego urzędnik nie potrafi lub nie chce pomóc, dlaczego wprowadza w błąd? Moje doświadczenie samorządowe pokazuje, że powodem jest często brak szkoleń. Nieliczni urzędnicy mają okazję podnosić swoje kwalifikacje. Ile razy urzędnik zwrócił ci twoje pismo twierdząc, że musisz je złożyć do innego urzędu? Kodeks administracyjny, ten słynny ka-pe-a, na który urzędnicy stale się powołują, zawiera artykuł, który urzędnikowi wprost nakazuje przesłać twoje podanie do właściwego urzędu, a ciebie o tym tylko powiadomić. Gwarantuję ci, że bardzo wielu urzędników nie ma o tym pojęcia, bo brakuje im praktycznej wiedzy. Powiedział ci kiedyś jakiś urzędnik, że on nie jest od udzielania ci wyjaśnień w twojej sprawie? To podobna sytuacja. Kodeks administracyjny, już na samym wstępie, bo w artykule 9 podaje, że organy administracji publicznej są obowiązane do należytego i wyczerpującego informowania stron o okolicznościach faktycznych i prawnych itd. itp. W gruncie rzeczy zapytałaś o to, dlaczego urzędnicy często są tak mało kompetentni. Bo kompetencje są pochodną wiedzy, a nie da się wszystkiego nauczyć w szkołach czy nawet na studiach. Urzędnicy popełniają błędy często właśnie z niewiedzy. A to daje się szybko i skutecznie naprawić, właśnie szkoleniami i programami podnoszenia kwalifikacji. To bardziej racjonalne, niż wymiana kadr na nowych urzędników, którzy przecież dopiero zaczną się wszystkiego uczyć. I wiesz co? Myślę, że urzędnicy są często bardzo sfrustrowani, bo to jedna z gorzej wynagradzanych grup zawodowych - choć być może po realizacji rządowych zapowiedzi podwyżek w budżetówce ta sytuacja się zmieni. Lecz dochodzi jeszcze jeden aspekt: po każdych kolejnych wyborach, zmiana włodarzy pociągała za sobą zmiany na wielu urzędniczych stanowiskach. Nie tędy droga.
Mam taki obraz radnego: bierze czynny udział w sesjach, jest do nich przygotowany, zgłasza interpelacje, jest blisko z wyborcami i jest pomysłodawcą i wykonawcą jakiejś fajnej akcji na rzecz miasta, powiatu, dzieci, emerytów, zwierząt... Ja tę aktywność radnych na rzecz społeczności uważam za nadzwyczaj ważną. Co Ty na to? Dlaczego radnym nie przychodzi to do głowy? Bezmyślni są? Leniwi? Żałują grosza?
Odpowiem wracając do wcześniejszego pytania. Dzisiejsi radni to w większości partyjni pomazańcy, osoby, którym lokalni szefowie takiej czy innej partii zaproponowali kandydowanie, zorganizowali kampanię i wprowadzili do rady. Pomyśl – na drodze takiego radnego do rady były konkretne osoby, konkretne twarze, określone propozycje, ustalone rozdania... Wszyscy się znają jak łyse konie. Ale za to do urn karty z krzyżykiem wrzucają zupełnie anonimowi ludzie... Efektem tego jest to, że taki radny cały czas będzie zapatrzony na tych, którzy go namaścili do rady, nie czując swojej prawdziwej roli i powinności wobec mieszkańców. Co więcej, wielu radnych uważa, że pełni jakąś społeczną funkcję doradczą wobec wójta, burmistrza czy starosty. Zapominają lub wprost nie wiedzą, że to właśnie rada jest decydującą władzą samorządową! To rada stanowi i kontroluje, a wójtowie, burmistrzowie i starości to ludzie do wykonywania dyspozycji rad. Owa niewiedza oczywiście nie dotyczy wszystkich, ale odnoszę wrażenie, że jest dość powszechna.
Powiesz naszym czytelnikom, gdzie mieszkasz? I co Ci się tam podoba, a co Cię wkurza? To jest również pytanie, które Cię odsłoni w sensie, czy nie masz obaw przed mówieniem o tym, co dolega ludziom, co przeszkadza, wreszcie co wkurza, a o czym się nie mówi – z różnych przyczyn.
Mieszkam z moją rodziną w najpiękniejszym miejscu na świecie – w Gzowie, choć przyznam, że pozostała części pułtuskiej krainy też nie ma się czego wstydzić. Od bramy naszej działki do brzegu Narwi jest 25 metrów, widok z okien domu na skarpie, na wschód słońca - nie muszę ci chyba nic dalej mówić... Nie pytaj mnie, co mnie tu wkurza, bo to temat na osoby wywiad. Mówieniem o tym, co wkurza mnie, co dolega ludziom z mojego bliższego czy dalszego otoczenia, zajmuję się od jakichś 16 lat, pisząc artykuły do "Tygodnika Pułtuskiego". Nie próbuję się przy tym maskować, bo i tak moje teksty są rozpoznawane.
A Pułtusk – jego plusy i minusy?
Pułtusk to przepiękne miasto i przepiękny region. Poznałem tu wspaniałych ludzi i nadal poznaję. To od lat moje niebo nad głową. Plusy? Potencjał miasta i regionu. Tu dałoby się odnaleźć prawie wszystko, co potrzeba do godnego, pełnego życia. Pytasz o minusy? Odpowiem krótko: Pułtusk to miasto rekordowe pod względem niewykorzystywania swojego potencjału. Na szczęście to da się zmienić, bądźmy dobrej myśli i idźmy wszyscy do wyborów 7 kwietnia.
Koniecznie!