Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 16 czerwca 2025 16:32
Reklama Wieliszewskie Wianki 2025

KOBIETY NA TAPETY

KOBIETY NA TAPETY
beatka b

W naszym cyklu KOBIETY NA TAPETY pokazujemy kobiety WIDOCZNE w środowisku, znane, działające w różnych obszarach naszego lokalnego życia; kreatywne, inspirujące, będące przykładem różnorodnej aktywności.


Dziś dowiecie się, kim jest  kolejna KOBIETA Z TAPETY. Jaka jest, czym się zajmuje, co kocha, a na co przymruża oczy... 


To BEATA BIELIŃSKA, której obraz sam się ułoży na podstawie jej odpowiedzi na zadane pytania.


Jako pomysłodawczyni i autorka cyklu jestem zaszczycona, że mogę Panią wpisać na listę naszych PAŃ zwaną KOBIETY na TAPETY.


 *** 


Strażaczka OSP w Grabówcu, ba, prezeska, to godne podziwu. Ta strażacka działalność była Pani marzeniem czy zdarzyła się mimo woli? Kiedy? 


Czy podziw? Myślę, że nie. Choć może coś w tym jest, bo gdy w kwietniu  roku 2016  zostałam wybrana na PREZESA, byłam pierwszą prezeską w naszym powiecie. Podczas rozmów, załatwiania różnych formalności, gdy przedstawiałam się: Beata Bielińska, prezes OSP w Grabówcu, to głos z drugiej strony często pytał : "Kobieta PREZES? No, no, no".  Więc chyba  wywoływało to zdziwienie i niedowierzanie, a mnie trochę krępowało. Z czasem spowszedniało, a i ja w swojej roli czuję się już teraz raczej swobodnie. Obecnie w powiecie są trzy druhny prezeski. Moja strażacka działalność to czysty przypadek, zbieg życiowych okoliczności i splot zdarzeń. Nigdy nie było to moje marzenie. Bardziej to zakaźna choroba rodzinna, którą w roku 2003 przyniósł do domu mój mąż Paweł, a potem zarażaliśmy się nią po kolei i przechodziliśmy jak ospę z komplikacjami, bo trwałe ślady zostały do dziś : ja jestem w STRAŻY od roku 2005; po latach doszły  moje córki:  Natalia, Julia, Amelia - wszystkie porażone chęcią działania społecznego, pomagania, aktywności na rzecz integracji lokalnej społeczności. Niedługo zatem 20-lecie mojej strażackiej działalności.


Pani działalność w OSP wychodzi poza granice Grabówca, chociaż Grabówiec to też teren, który jest w polu Pani widzenia...


Tak, zaczynałam od Grabówca, bo to najbliższy memu sercu kawałek  nieba. Na początku było  kilka małych pomysłów, z których zrodziła się moja  Grabolandia - festyn rodzinny, na wiele lat wpisany  w klimat Grabówca. Piękne wspomnienia i karty w historii OSP Grabówiec.  Potem lawinowo sypały się nasze działania, które wyszły na teren gminy i ostatnio, troszeczkę,  nawet powiatu. Wymienię tylko te najważniejsze zrealizowane w ostatnich latach: kapitalny remont garażu i pomieszczeń socjalnych w naszej remizie, zakup średniego wozu bojowego Renault Berliet, pozyskanie auta Kia SOP, zakup sprzętu i wyposażenia osobistego strażaków, w ostatnim czasie pozyskanie kolejnego wozu Renault Midlum, założenie i prowadzenie Młodzieżowej Drużyny Pożarniczej,  aranżacja małej architektury na placu przy remizie: pomnika św. Floriana i głazu z tablicą upamiętniającą piękne obchody 75-lecia naszej jednostki, organizacja obozu strażackiego dla małych strażaków i dzieci z gminy Pułtusk w ramach letniego wypoczynku, kończąc na zainicjowaniu i cyklicznej organizacji (w tym roku już po raz trzeci)  Powiatowego Balu Strażaka.


 Widzimy Panią podczas różnorodnych akcjach w mieście i spotkaniach  w szkołach, szczególnie tych poświęconych ratowaniu życia i zdrowia, ale zapewne i innych... 


Faktycznie, pojawiam się. Akcje to moja specjalność, szkoda tylko, że nie te na giełdzie papierów wartościowych, bo byłoby więcej , jak to mówią młodzi,  "siana" na działalność społeczną. Lubię, gdy coś się dzieje, gdy ludzie się łączą , współpracują, uśmiechają się do siebie, realizują zadania, ucząc się czegoś. Lubię zasiewać te ziarenka dobra, budzić świadomość. Stąd też pikniki, np. ekologiczny w SP 2 w Pułtusku -Popławach, koncerty, święta okolicznościowe, "chodzenie" ze sztandarem , spotkania prewencyjne w szkołach i przedszkolach, ostatnio fantastyczna gala profilaktyczna w SP 3, akcje charytatywne, organizowanie wyjazdów  do teatru, wycieczki, współpraca z UM, czyli ubiegłoroczna Majówka z Floriankiem na pułtuskim rynku, przejażdżki meleksem. Tu słowo o moich kochanych wodniakach,  z którymi współpracujemy od lat i spływ kajakowy im. Pawła Mieczkowskiego, ponadto zabezpieczenia imprez sportowych na rynku i nie tylko...


Jako straż mocno współpracujemy z KGW Grabówiec, którego jestem członkinią, więc też np.  gminne dożynki i  moje zabawne dekoracje - para dożynkowych gospodarzy. Więc faktycznie często mnie można gdzieś spotkać.


Pani oddanie na rzecz WOŚP, ono jest ważne, tak myślę,  w Pani życiu, dlaczego? 


Tak. Dwa finały, w  które mocno się zaangażowałam, to piękny czas, wspomnienia i ludzie. Nowe znajomości, przyjaźnie, tyle pozytywnej energii i dobrych uczynków. Wspólne pomysły zwyczajnych ludzi , pułtuszczan, społeczników. Ten klimat, ta serdeczność, normalność!  Magia. Myślałam, że będziemy to razem rozwijać przez kolejne lata, ale niestety, jest inaczej. Cóż powiedzieć? Chyba z przymrużeniem oka: Jest jak jest, nie trza psuć! Szybko czyszczę swą pamięć podręczną, by dalej móc się uśmiechać i działać. W 32. Finał WOŚP na pewno włożę kawałek siebie i swojego serducha, a nie byłabym sobą, gdybym nie dorzuciła pomysłów od braci strażackiej, więc w tym roku zbudujemy "Strażackie miasteczko", otworzymy szkolny oddział "Na ratunek" w sali nr 112, uatrakcyjnimy może trochę finał artystycznym występem druhów i druhen z OSP Grabówiec. I oczywiście mundurowi strażacy ci mali i ci duzi będą kwestować na pułtuskich ulicach! Nie omijajcie ich! Już dziś ZAPRASZAM!!! 28.01.2024 r. sztab Liceum Ogólnokształcące w Pułtusku GRAJMY RAZEM!  BĄDŹMY RAZEM!


I POMAGAJMY!!!


Być nauczycielką to brzmi dumnie? 


Oczywiście! Bardzo dumnie. Tylko oczywiście chodzi o dumę w jej pozytywnym działaniu . To moja pasja, misja. To zawód, o którym marzyłam od dziecka. Na przestrzeni mojej prawie 25-letniej pracy w szkole status nauczyciela bardzo się zmienił. Płaca pewnie jak zawsze niska , praca bardzo ciężka, zakres obowiązków ogromny, obciążenie papierologią , roszczeniowość rodziców , lekkoduszność i niefrasobliwość dzieci, agresja wśród rówieśników,  poważne problemy wychowawcze . Ja mimo wszystko kocham swój zawód, choć czasami jest naprawdę ciężko i chciałoby się zamknąć te drzwi i nie wracać. Ale gdy zawód jest pasją, to ciężko jest z nim zerwać. Nie ukrywam, że już kilka razy taki pomysł chodził mi po głowie. Gdy usłyszała o tym moja cioteczna siostra Agata,  prześwietliła mnie od razu: ty i tak tam wrócisz, ty nie odejdziesz. No i miała rację. Potrzebowałam chwili dystansu, zwykłego oddechu i wróciłam.  Mam dobry kontakt z dziećmi i młodzieżą, gdy mnie nie ma, dzieci tęsknią, rodzice pytają, kiedy wracam, a ja w głębi duszy czuję, że mi ich brakuje i tę swoją miłość do dzieci przenoszę trochę do jednostki, stąd moje obozy, wycieczki i działalność MDP.


Nasi BRACIA MNIEJSI w Pani życiu? Jak im pomóc, szczególnie bezdomniakom? 


Nie da się pomóc wszystkim i wszędzie. Dlatego zaczynam od siebie. Dwa koty i dwa psy w naszej rodzinie, to przybłędy przygarnięte z ulicy  albo  istoty uratowane przed schroniskiem.  Kolejny krok, to wychowanie moich dzieci w miłości i szacunku do zwierząt. Świadomość i chęć niesienia pomocy zwierzaczkom wyssała z mlekiem matki każda z trzech córek, często widać w mediach społecznościowych organizowane przez nie akcje pomocowe dla schronisk. Bardzo uważnie przyglądam się inicjatywie p. Reszki i jego zbiórce podpisów na schronisko w Pułtusku. Jest to na pewno bardzo trudny temat dla gminy i obecni radni pewnie już nie zdążą się nad nim pochylić, ale kolejna rada miejska, będzie się musiała już do tego ustosunkować. Jest to zadanie finansowe mocno obciążające budżet zadłużonej  gminy, ale znalezienie rozwiązania będzie konieczne. Sama wspieram jak mogę wszystkie zbiórki, zrzutki chociaż drobnym groszem i bardzo cieszę się, że mamy w Pułtusku tyle osób zaangażowanych w pomoc i troskę o Braci Mniejszych. Uważam, że powinno się docenić ich obecność oraz wykorzystać ogromny potencjał pracowitości, pomysłów i zaangażowania. A tak zwyczajnie na co dzień to pędzę autem do koleżanki, bo właśnie zadzwoniła, że znalazła w lesie malutkie kotki i nie ma ich jak zawieźć do Pana Kota. Buduję naprędce nosze i wiozę do weterynarza psa, którego potrącił samochodem i zostawił  na poboczu. Małe gesty.


Jaki jest Pułtusk Pani marzeń? 


Po pierwsze : Wolny od polityki i politycznej zgnilizny, układów, zależności, wolny od zakłamania i fałszu, urzędowej buty, wyższości.


Po drugie : Czysty, zadbany, taki z duszą, klimatem, wykorzystujący swoje perełki turystyczne.


Po trzecie; co wynika trochę  z drugiej myśli, więc  przyjazny gościom, turystom. Taki, o którym mówią: "żal stąd wyjeżdżać ", " chętnie tu wrócimy" .


A po czwarte: wesoły, serdeczny, życzliwy, rozbawiony, tętniący życiem i radością, z młodymi ludźmi w roli głównej.


Przydałaby się czarodziejska różdżka... A najbardziej na...


Jestem raczej realistką, ale jeśli już bym ją miała, to ... Użyłabym jej do uzdrowienia wszystkich chorych niemowląt i dzieci,  skasowania gminnego długu, do wskrzeszenia ks. Jana Kaczkowskiego, do którego od razu pojechałabym w odwiedziny do Pucka,  zaczarowałabym nią też wielu naszych lokalnych polityków,  a w Grabówcu rozpyliłabym za jej pomocą magiczny pył, aby wreszcie zapanowała tu zgoda i porozumienie. Ależ się rozmarzyłam... Niech pani mnie uszczypnie, haha...


Co Panią po ludzku wkurza; chodzi o miejsca i ludzi...


 Z reguły jestem spokojna i opanowana, emocje skrywam, gdzieś głęboko i naprawdę rzadko się wkurzam. Bywa jednak, że czasami "się odpalę"  i ciężko mi przystopować.  Ale zróbmy taką gradację;  tak po ludzku i delikatnie to chyba bałagan i to , gdy moi najbliżsi przekładają wykonanie zadań na "wieczne nigdy" albo "wieczne później". Następny level to brak szczerości i obłuda, którą obserwuję wokół siebie, w sferze relacji z niektórymi osobami, w sferze wiary i kościoła: mówią co innego, robią co innego. I pytam, po co tak?


Najwyższy poziom wkurzenia od dłuższego czasu wywołuje jednak u mnie zachowanie sołtysa wsi Grabówiec. Ciągłe pomówienia, obrażanie, dokuczanie mi oraz negatywne nastawianie ludzi do mojej osoby sprawiają mi przykrość.  Ale jak to mówił Ernest Hemingway: "Denerwować się to mścić się na własnym zdrowiu za głupotę innych", więc szybko sobie tłumaczę, że nie warto, odpuszczam  i robię swoje.


Na co Pani przymruża oko? 


Dobre pytanie. Sama nie wiem, ale moja rodzinka mówi, że chyba na wszystko potrafię. Jestem bardzo tolerancyjna, wyrozumiała, empatyczna i to mi cholernie ułatwia  funkcjonowanie w dzisiejszym skomplikowanym świecie skomplikowanych ludzi. Z moim charakterem rozkminiacza i psychologa amatora, gdybym nie potrafiła przymknąć tego oka, byłoby mi strasznie ciężko żyć. Zadręczyłabym się wiecznym rozmyślaniem i analizowaniem: dlaczego tak? czemu? po co? czy można było zrobić inaczej ? itd.itd.


Czego Pani nie odpuszcza? Czego nie wybacza ludziom? Czego sobie i najbliższym?


Po kolei. Czego nie odpuszczam? Nie odpuszczam realizacji swoich inicjatyw i przedsięwzięć. Nie mam wtedy dla siebie taryfy ulgowej. Nie odpuszczam danego słowa. Raz dane słowo  to 100 % deklaracja jego wykonania, czyli słowo się rzekło.


Czego nie wybaczam ludziom? Wybaczam wszystko i wszystkim. Jeśli ktoś zrobił coś złego mi lub moim najbliższym, to  zawsze znajduję usprawiedliwienie , wytłumaczenie i staram się z tym żyć normalnie. Na pewno staję się bardziej zdystansowana i stosuję zasadę "ograniczonego zaufania" , ale nie trzymam w sercu urazy zbyt długo. Najtrudniej wybaczyć mi chamstwo, brak szacunku, poniżanie drugiego człowieka, obrażanie czyjejś godności, poglądów politycznych , religijnych i wyrządzanie krzywdy fizycznej.


Sobie nie potrafię wybaczyć.  Muszę sobie wybaczać wszystko, żeby się akceptować.  "Doskonałością jest akceptacja swoich niedoskonałości".  Samoakceptacja oznacza, że całkowicie siebie szanujemy, wybaczamy sobie błędy z przeszłości i te z teraźniejszości, przyjmujemy naszą wartość. Wraz z miłością do siebie i akceptacją przychodzi wolność bycia najbardziej autentyczną wersją siebie, a tylko wtedy możemy oddać się innym, co nadaje sens mojemu życiu. I to jest chyba piękne. A swoim najbliższym wybaczam wszystko, bo kocham ich szalenie. Wzajemne wybaczanie  sobie to najpiękniejsze, co możemy dla siebie w tej rodzinnej miłości zrobić. To buduje i dodaje nam skrzydeł, bo błędy i nasze słabości stają chwilowym upadkiem, z którego wzajemnie się podnosimy, by każdy nasz wspólny rok był lepszy od poprzedniego.


Cykl prowadzi Grażyna M. Dzierżanowska



Podziel się
Oceń