Jak święta to i wspomnienia. Wspomnienia Bożego Narodzenia, najbardziej magicznego ze świąt, a przede wszystkim dla dzieci.
Wy, którzyście dziećmi byli kilkadziesiąt lat temu, doskonale pamiętacie ten czarowny czas, czas przygotowań do Bożego Narodzenia, które poprzedza dzień nad wszystkie dni w roku najważniejszy – Wigilia.
Wigilia. Śniegu tyle napadało! Wszędzie biało. Leży na drzewach, na dachach, z których zwisają długie sople lodu. Chodniki zasypane, pośrodku wydeptana ścieżka tak wąska, że trudno się na niej zmieścić we dwoje. Na pierwszym wygonie ruch równy temu na Świętojańskiej. Poszły w ruch sanki i łyżwy. Wielka zimowa kotłowanina. Wywracają się sanki, lecą śnieżne kule, rozrywają się łyżwiarskie węże Niesie się radosny wrzask - naprawdę wesoło.
Trzeba się szybko wyszaleć, bo w domu już choinka czeka na strojenie. Pudła z bombkami, anielskim włosem i srebrnym czubem już opuściły czeluści szaf. Na stole leżą małe rajskie jabłuszka, orzechy włoskie i cukierki w srebrnym pazłotku – też na choinkę. Już tato ją dźwiga, wpuszczając do domu i świerkowy zapach, i mroźne powietrze z ulicy. Kładzie świerk na podłogę, niedawno wyszorowaną ryżową szczotką prawie do białości desek. Z zachłannością wdycha zapach kapusty z olejem i grzybami. Głodny jest jak wilk, a do wieczerzy jeszcze parę ładnych godzin. Nie ma co rozmyślać, trzeba obsadzać choinkę w stojaku od Glinki, stabilny, żelazny. Stanie w rogu pokoju, w niedalekiej odległości od świętego obrazu na ścianie, zza którego wystaje wielkanocna palma.
Babcia odchodzi od kuchni, porzuca na moment dzwonka karpia na mocno rozgrzanej patelni. Podchodzi do okna, na którym esy floresy wymalował nocny mróz. Piękny to obraz jak z baśni, ale nic przez niego nie widać, a dzieci jeszcze na wygonie. Ale z sieni dochodzi już tupot ośnieżonych butów. Siostry wpadają do mieszkania w biegu zdejmując paltka obszyte przy szyi i rękawach króliczym futerkiem. Na podłogę rzucają rękawiczki połączone szydełkowym sznureczkiem i szaliki z frędzlami. Babcia niezadowolona, ale nie krzyczy, pomna tego, że jaki kto w Wigilię, taki przez cały rok. Babcia jest przesądna i to dlatego z samego rana nie wpuściła do mieszkania sąsiadki z naprzeciwka sieni, bo w Wigilię, wiadomo, chłop musi wejść do domu pierwszy, przed babą.
A dziewczynki już przy drzewku. Starsza wchodzi na taboret – nakłada czub na najwyższy punkt drzewka, młodsza zawiesza bombki, a te są różne – w kształcie szyszek – te są srebrne, w kształcie gwiazd – te są czerwone, potem różowe, długie jak patyczki i bombki z dziurką, które w zagłębieniu mienią się tęczowymi barwami. Starsza walczy z łańcuchem – troszkę się poplątał od zeszłego roku, ale nadal cieszy oczy kolorową bibułką złożoną w harmonijkę, połączoną złocistymi słomkami; stroją gałązki w różnobarwne bibułkowe jeżyki i baletnice z rękoma podniesionymi do góry. Pracują w ciszy, nie kłócą się jak co dnia, nie wyzywają od suchotnic, a obie chudziutkie jak słomki, niejadki kompletne. Są już trochę zmęczone tym ubieraniem świerkowych gałązek. Ale już koniec. Właśnie rozrzucają anielski włos na tę leśną zieleń, spływa z góry do samej podłogi. Mieni się. Acha, ale jeszcze jabłuszka, cukierki i orzechy, jeszcze je trzeba zawiesić. Bo pierniczki może przyniesie z miasta mamusia.
Po wieczerzy znajdą się pod choinką skromne prezenty od Mikołaja, którego nikt w rodzinie nie widział i nie słyszał, ale najważniejsze, że był i że przyniósł prezenty.
GRAża