Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 20 czerwca 2025 03:39
Reklama Wieliszewskie Wianki 2025

A NIECH CIĘ PIES

A NIECH CIĘ PIES
pies1

Część pierwsza materiału.
To była akcja adopcyjna zorganizowana na pułtuskim rynku przez Bogdana Wiśniewskiego, byłego szefa STRAŻY MIEJSKIEJ. Mówi Marta Kurowska: – Na bruku stały trzy klatki koło siebie, w pierwszej jakieś fajne szczeniaczki, w drugiej jakiś młody piesek, który przyciągał wzrok ludzi, a w trzeciej pospolita, mała, bura suczka i nie pierwszej świeżości. Patrzymy na nią z Bogusią Latek i mówimy: "Oj, bidulko, przesiedzisz tu cały dzień". No, pies całkowicie nie adopcyjny, nie grzeszy urodą, niczym się nie wyróżnia. I przychodzi taka fajna babeczka, niedużego wzrostu, i ze łzami w oczach mówi, że chce psa. To my ją prowadzimy do tych szczeniaczków, a ona, że nie, że chce TĘ, i pokazuje na bidulkę. Powiedziała, że spojrzała jej w oczy i stwierdziła, że jej na rynku nie zostawi. Spotkałam tę babeczkę kilkakrotnie, szła z suczką, suczka ogon do góry, klata do przodu, szczęśliwa; wabi się Misia, mądry pies. – I to jest właśnie przykład na to, że trzeba promować pieski, organizować akcje, wyprowadzać zwierzęta, a nie trzymać je przez 30 dni w tymczasowej przechowalni - mówi Bogusia. Marta dodaje: - Wiele osób się zatrzymywało przy nas, też ci, którzy przyjechali zwiedzać Pułtusk, brali kontakt do naszej STRAŻY i przyjeżdżali w tygodniu po psa.


***


Agatę Drejkę (zakochana w psich seniorach), Martę Kurowską i Bogumiłę Latek (kochają psiaki bez wyjątku) poznałam w ubiegłym tygodniu. Wolontariuszki. Mądre, empatyczne, rozsądne kobiety w różnym wieku, które łączy wspólny los bezdomnych czworonogów i przemożna chęć pomagania im, wyciągnięcia ich ze świata, który powszechnie określa się pieskim światem. MONDO CANE. To z nimi działa również Ewelina Milczarczyk (kocha szczeniaki) i Agnieszka Zawadzka (prawnik). Świetne baby i doskonale dobrana ekipa.


Zjednoczyły się na dobre po akcji w lutym, kiedy to z pułtuskiej przechowalni wywieziono sześć psiaków (w pełni adopcyjnych) do schroniska w Sobolewie, którego właściciel ma zarzuty prokuratorskie.


Moja przyjaciółka, Karolina Ziółkowska, walczy z nim w sądzie już pięć lat.


Właśnie złożyła wniosek o znęcanie się nad zwierzętami. Niestety, nie ma tam wolontariatu, nie działają fundacje, a my, wolontariuszki, nie mamy tam wstępu. To hermetyczne środowisko – objaśnia Agata. - Tam pies wchodzi i nie wiemy, co się z nim dzieje.


Marta: - Udało nam się pojechać z naszym URZĘDEM do Sobolewa dzięki panu Góreckiemu, radnemu. Sobolewskie schronisko ma podpisaną umowę z bardzo dużą ilością gmin; chyba aż z czterdziestoma gminami. Leży od nas w odległości 140 km. I to jest problem. Taka odległość utrudnia poszukiwanie psa, który się zagubił i został przekazany właśnie tam; szczególnie to trudność dla seniorów. I wydatek. Ponadto nikt z zewnątrz nie może wejść do schroniska, a to już budzi poważne podejrzenia. My byłyśmy w Sobolewie 16 lutego, tydzień po wywózce tam naszych psów. Z zewnątrz wszystko wygląda poprawnie, natomiast niepokoi kwestia wyprowadzania zwierząt na spacery, kwestia socjalizacji, adopcji.


Tam pani psa nie zobaczy, nie wybierze


. Tam adopcja odbywa się poprzez ogłoszenia na stronie schroniska i olx. Wybiera się psa z ogłoszenia, podjeżdża pod bramę, czeka się na niego i to już jest adopcja. O psie nic nie wiemy, nie wiemy, jak on reaguje na dzieci, na koty, czy umie chodzić na smyczy, czego się boi... A bywa i tak, że ktoś jedzie po konkretne zwierzę, a jego już nie ma i właściciel schroniska proponuje podobnego pieska. Kuriozum, prawda? W ogóle kontakt z właścicielem jest trudny, a wejście do schroniska zakazane. Za-ka-za-ne!


Przejdźmy do rozmowy o pułtuskich sprawach - z Martą, Agatą, Bogusią.


- Za czasów pana Bogdana była większa współpraca z wolontariuszkami: chodzi o akcje adopcyjne i większą socjalizację, dzięki czemu nie było konieczności odwożenia psów do schroniska – podaje pani Marta.


Wiadomo, schronisko to konieczność, lecz dla wielu zwierząt to wyrok. Kiedy zabrakło pana Bogdana, nikt nie poinformował wolontariuszek, np. Eweliny Milczarczyk, która ze strażą współpracuje od lat, że w pułtuskiej przechowalni znajduje się sześć psów, które zostaną wywiezione do schroniska w Sobolewie. A to sytuacja niekorzystna i dla zwierząt, i dla miasta.


Mówi Marta: – W momencie, kiedy miasto podpisuje umowę z konkretnym schroniskiem, to wiąże je umowa, polegająca na tym, że za psiaka wyjeżdżającego do schroniska miasto płaci dwa i pół tysiąca za każdą sztukę, jednorazowo. I jeśli pies spędza tam kilka lat, to za te pieniądze trudno utrzymać zwierzę, w dodatku, jeśli ono wymaga leczenia. Jest jeszcze tzw. opłata przestojowa, czyli w momencie, kiedy gmina nie odda nawet jednego psa, musi uiścić 1500 zł miesięcznie (gotowość schroniska na przyjęcie zwierzęcia). Przepisy mówią, że GMINA musi mieć podpisaną umowę z jakimkolwiek schroniskiem. Tu uwaga - schroniska należy wybierać rozsądnie, z pewnością, że spełni swoją rolę i wypełni zadania wobec podopiecznych. Ja działam w fundacjach prozwierzęcych od lat i wiem, że jeżeli schronisko nie ma wolontariatu i nie ma wejścia na teren schroniska, to nie dzieje się w nim dobrze. Obejrzałyśmy to schronisko w Sobolewie (ze 157 psami) pod kątem czystości w boksach, pod kątem czy pies ma budę, w niej słomę, czy ma miskę z wodą – wszystko było w porządku. Dwóch pracowników się tam kręciło...


... Ale to nie jest wszystko. Nam też chodzi o socjalizację psów. Zwierzak musi chodzić na spacery, na smyczy, musi być nauczony reakcji na inne zwierzęta, na człowieka, na dziecko, na samochód...


Ustawa mówi, że dwa razy w tygodniu pies musi być wyprowadzony z boksu na spacer, to minimum. W Sobolewie są wybiegi, więc zwierzęta mają szansę spacerowania, ale przez 3 godziny naszego tam pobytu nie widziałyśmy, żeby jakiś pies był wyprowadzony z boksu. Wtedy leżał śnieg i właściciel powiedział nam, że pieski nie spacerują, bo się... przeziębią. To kpina.


- Zawsze ma wymówkę, zawsze przygotowany na odpowiedź. Facet nie do zagięcia – mówi pani Agata. - Świetnie przygotowany, chyba pod kątem tej rozprawy sądowej, ciężko go zagiąć. Według jego opowieści jest opieka weterynaryjna, jest sala zabiegowa, behawiorysta, ale z naszych informacji wynika, że nie do końca tak jest. Wiele tam tzw. pokazówek – podaje Marta. – Mamy na przykład wątpliwości co do karmy. Podczas wizyty w schronisku zostały nam pokazane puszki karmy Doliny Noteci, która jest karmą bytową, natomiast wątpliwości budzą pojemniki plastikowe z ubojni, które sugerują, że psiaki dostają surowe odpady. To częsta praktyka w prywatnych schroniskach – przykład zamkniętych Radys - słyszę.


Ponownie wróćmy do Pułtuska, do sprawy pułtuskiej przechowalni, gdzie wolontariuszki również nie mają wstępu.


Wprawdzie radni byli za uchwałą o wolontariacie, ale – jak mówią wolontariuszki – nic się nie ruszyło w tej sprawie, chociaż zgłaszały gotowość do rozmów. Psami opiekują się strażnicy miejscy w godzinach pracy, karmią i poją zwierzęta. Robią, co mogą. Na moje pytanie o to, ile psów znajdowało się w przechowalni, moje rozmówczynie wyjmują stos kart z wizerunkami psów. Wskazuje Marta: – To są psy z przechowalni, od stycznia bieżącego roku, które się przewinęły przez nasze ręce – 55. Jednego wzięłam do siebie, bo to był staruszek i bałam się, że jak trafi do Sobolewa, to będzie dla niego śmierć. Na szczęście znalazł się jego właściciel po ogłoszeniu. 6 psów, niestety, wywieziono do Sobolewa, 16 wróciło do swoich domów – właściciele się zgłosili, 15 poszło do adopcji dzięki naszemu pilotażowi, 18 zostało wyadoptowanych ze STRAŻY. W ten sposób zaoszczędzono 45 tys. zł, pieniędzy podatników. (PATRZ DANE POD TEKSTEM). Dla nas to istotne, że psiny nie trafiły do Sobolewa. Po wizycie w Sobolewie złożyłyśmy swoje uwagi do UM w Pułtusku, wymieniłyśmy się pismami. Jednym z zarzutów, o których informowałyśmy URZĄD, były adopcje z ogłoszenia i niemożność wejścia ta teren schroniska. Dostałyśmy odpowiedź, że schronisko to nie jest ZOO, żeby sobie tam spacerować. Czy to jest wytłumaczenie i czy to jest język urzędowy? I czy wojowanie na słowa i krzyki to prawidłowe zachowania wśród ludzi, którzy powinny pracować dla wspólnej sprawy i dla dobra zwierząt?


Czy my chcemy rzeczy niemożliwych?


My chcemy jedynie oficjalnie wejść z wolontariatem do UM; mieć dostęp do przechowalni zwierząt i wpływ na ewentualny wybór schroniska, ponadto chcemy rozbudowy ogłoszeń adopcyjnych (dane o wadze zwierzęcia, chorobach, leczeniu, usposobieniu, stosunku do ludzi i zwierząt, inne). I jeszcze jedno: pragniemy odciążyć STRAŻ MIEJSKĄ i tego, żeby na stronie UM znalazł się numer alarmowy; jesteśmy o niego wręcz zamęczane.


Z rozmów z wolontariuszkami wynika również, że chciałyby pozbyć się odczucia, że są złem koniecznym i osobami, które urzędnikom robią na złość. Chcą działać spokojnie, merytorycznie, z klasą, bez wojenek. Chcą udowodnić, że bez przepychanek i krzyków, a empatią i spokojem, można zdziałać więcej i ku dobru ogólnemu.


A my, pułtuszczanie, kłaniajmy się nisko pułtuskim wolontariuszkom, doceniajmy ich pracę, bo to one niosą pomoc niechcianym psom i ratują ich życie, nas zaś - po prostu - uczą człowieczeństwa. Sobie, jak powiedziała pani Bogusia, przynoszą zadowolenie z niesienia pomocy zwierzętom i radość z tego, że są potrzebne. Taki przepis na życie.


Koszty dla miasta:

1pkt - 6 psiaków które wyjechało do Sobolewa - 6 x 2.500 zł = 15.000 zł

2pkt - Adopcje prowadzone od początku do końca przez wolontariuszy - 15 psiaków x 2.500 = 37.500 zł

3pkt - Psiaki, które wróciły do domów po ogłoszeniach (gdyby nie było przechowalni, pojechałyby od razu do Schroniska) - 16 x 2.500 = 40.000 zł

4pkt - Adopcje psiaków od Straży Miejskiej ( chętne osoby zgłaszały się bezpośrednio do Straży, często po zobaczeniu ogłoszeń, informacji) 18 x 2.500 zł = 45.000 zł

5pkt- Gotowość schroniska do przyjęcia psów - około 1.500 zł miesięcznie = 17.000 rocznie.

(Podane przez panie wolontariuszki).

(Ciąg dalszy nastąpi tuż po odpowiedzi na pytania skierowane do kierownictwa Wydziału Gospodarki Komunalnej, Rolnictwa i Ochrony Środowiska).


 

Grażyna M. Dzierżanowska zdjęcia pozyskane od wolontariuszek. Na górnym zdjęciu szóstka naszych piesków, które zostały wywiezione do Sobolewa w lutym
bieżącego roku.



Przykładowe ogłoszenie, jakie dodaje nasze miasto na oficjalnej stronie.

Podziel się
Oceń