Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 21 czerwca 2025 07:23
Reklama Wieliszewskie Wianki 2025

PRZEDMIOT MUSI MIEĆ DUSZĘ

PRZEDMIOT MUSI MIEĆ DUSZĘ
baba

O antykach i starych przedmiotach z panią Haliną, w Pniewie, rozmawia Grażyna Maria Dzierżanowska.


Pani Halu, kiedy pani założyła swój biznes?


25 lat temu.


Wow! Szybko i ładnie wpisał się w krajobraz Pniewa oraz okolicy. I ludzie zjeżdżali do pani, nawet z daleka...


Tak, przyjeżdżali z Warszawy, Ostrołęki, Ciechanowa, z Wyszkowa, z Pułtuska oczywiście i pomniejszych okolic...


Jak prowadziło się taki biznes, z ładnymi przedmiotami, ćwierć wieku temu? Jak się go prowadzi dzisiaj?


Tak, to biznes z ładnymi przedmiotami, też antykami, które cieszą duszę. Różnica między kiedyś a dziś jest ogromna. Przede wszystkim młodych ludzi już nie interesują takie przedmioty, oni nie kupują ich prawie wcale. Młodzi jeżdżą do marketu Ikea, wyszukują coś białego, czarnego, szarego... A starsi ludzie? Któregoś razu starszy pan zobaczył u mnie lampę z podstawą w formie kobiety, to trzy razy do niej podchodził. Zauroczył się tym przedmiotem. Mówił, żeby lampę zaświecić, zgasić, i że nie może od niej odejść. Już wiedział, gdzie ją postawi. Rzeczywiście – była piękna. Wręcz wymuszała okrzyk WOW.


Mówi pani, że młodzi wolą sklep IKEA, okey, ale u pani znajdziemy coś oryginalnego, czego nie ma gdzie indziej, dizajn jednostkowy...


Pani Grażynko, na sto osób młodych jedynie pięć kupi u mnie. To ci ludzie, którzy byli wychowani w takim "starym" klimacie, wśród sprzętów z duszą, niekiedy wśród antyków.


A jak już klienci trafią do pani, to o co proszą? Czego szukają?


Jakiś malutkich komódek, dużych nie, jakiś fajnych, ciekawych filiżanek, kubków, w których będzie smakowała kawa, niekoniecznie to markowe filiżanki czy kubeczki, ale według gustu danej osoby. Warszawa to patrzy na marki. W Falenicy, na giełdzie, mam kilka takich osób, też młodych – szukają marek... I mam panią, która szuka u mnie dywanów, wcześniej kupiła z czerwonej wełny, potem drugi. Jej dywany z supermarketów nie pasują, tak mówi. Według niej dywan musi mieć duszę, to coś, od czego zaiskrzy się oko.


A co takiego jest w pani dywanach, zresztą ciekawych, widziałem je...


Są wykonane z wełny i jedwabiu, drobniutko, mają piękne wzory, tkaczki wykonują je przez długie miesiące. Dywany docierają do mnie z jakiegoś rejonu arabskiego. Kolor? Bordo i czerwień, przedstawiają figury geometryczne – trapezy, trójkąty, kwadraty, kwiatów tam nie uznają i rzadko używają innych barw.


No, a ta porcelana...


Warszawa szuka tej dobrej porcelany, jak wspomniałam. Mam klientki, które szukają BIAŁEJ MARII, kwiatów, kompletnych serwisów, najczęściej Rosenthala, o MIŚNIĘ jakoś nie pytają.


Pani ma swoją siedzibę w Pniewie, ale też bywa na giełdach.


Tak, Falenica, Kiermusy, rzadziej Ciechanów oraz Spała i Grodzisk Mazowiecki – tam są duże giełdy, ale ja tam nie jeżdżę, trzeba mieć miejsce. To giełda z prawdziwego zdarzenia, zadaszona, ładnie utrzymana. Tam jest bardzo dużo porcelany, pięknej.


W pani domu też znajduje się wiele pięknych przedmiotów...


Powiem o wystroju pokoju córki, która już połknęła tego bakcyla... Córka ma piękną toaletkę w formie nerki, ciekawy dywan, artystyczne wyszywane firanki, ma porcelanę, figurki Rosenthala. Lustra. Obrazki. Jeśli mówię o porcelanie, to zaraz mam taki obraz przed oczami, jak to w Niemczech na wyprzedaży zawadziłam o stolik wypełniony przednią porcelaną, też figurkami, dzbanuszkami. Ale na szczęście nic się nie uszkodziło, nie zbiło – tylko ja upadłam. Niemka aż jęknęła. Parę tysięcy euro miałabym w plecy...


Pani zaopatruje się w Niemczech i ...


... i w Holandii. Ale bogatszy jest rynek niemiecki. Porównując dawne a obecne czasy, to powiem, że rynek niemiecki jest też coraz szczuplejszy, bardzo. Typowych flohmarktów, które były nawet w małych miasteczkach, już nie ma. W Belgii byłam raz, w Holandii, ale oni mają inny styl mebli, bardziej prosty, ciężki, nie rzeźbiony jak u Niemców.


Obrazy, znajdują chętnych?


Ostatnio wpadły mi w ręce dwa dobre obrazy, mam je, to dzieła Georga Majewicza, Niemca urodzonego na Dolnym Śląsku, to pejzażysta, ale i malarz zwierząt dzikich i leśnych. Obrazów w ogóle miałam sporo, wyprzedałam je. Tak, ludzie pytają o obrazy... Najlepiej w ogóle to idą meble. Porcelana? Ja ją kocham. Weźmy taką filiżankę... Ona ma wzory, na przykład piękne kwiaty, jest przejrzysta, lekka...


A co takiego pani sprzedała, co ma wciąż w pamięci?


Figurkę - ZŁODZIEJA GĘSI. Takiej figurki już się nie znajdzie... Bogata, uszczegółowiona, dynamiczna.


A pamięta pani, kiedy to kupiłam KONIE W GALOPIE, porcelanowe i jeden z koni miał ułamany ogon. Ten ogon gdzieś pani schowała, w tzw. dobre miejsce i ślad po nim zaginął. I po dłuuugim czasie znalazł się. Bardzo się ucieszyłam i ogon już artystycznie przyklejony.


Pamiętam, oczywiście. Ale powiem pani co innego. W lutym pani Kasia z Czerwonych Drzwi w Przemiarowie namówiła mnie na wystawianie przedmiotów w Internecie. Wystawiłam ponad sto przedmiotów, miałam dwieście połączeń telefonicznych; sporo rzeczy wysłałam w Polskę. Ale w tej chwili są urlopy i jest małe zainteresowanie kupowaniem, szczególnie internetowym. U nas wypoczynek robi się ważny...


A obrusy, bieżniki, serwetki, ręczna robota...


Tak, sprzedaję, sporo w Falenicy, ostatnio całą "górkę" małych serwetek sprzedałam. Wytwarzane z cieniutkich nici, z kordonku, połączenie płótna i nici...


Kto lepiej zna się na tzw. starociach, na ich walorach, kobiety czy mężczyźni?


Częściej przyjeżdżają kobiety, ale też z mężczyznami. Mężczyźni też są znawcami. Raz był u mnie ksiądz z gospodynią, ale on był znawcą, doradcą! Mówił: - Zobacz, ten butelkowy kolor, jakby on pasował do naszego wnętrza...


O jakich przedmiotach nie mówiłyśmy?


O zegarach, lampach, żyrandolach. Prawdziwe kryształy w żyrandolach są mile widziane, ale szkło akrylowe nie idzie. Lampy witrażowe o pięknych wzorach też znajdują klientów. No i nie mówiłyśmy o tym, że obijam meble, krzesła, fotele, ładnie to robię. Foteliki gotowe do postawienia w pokoju też cieszą się zainteresowaniem. O podnóżki tapicerowane też mam zapytania, ale jest ich coraz mniej. No i abażury do lamp szyję z ciekawych materiałów, pasujących do obić meblowych.


Klienci do pani wracają?


Tak, oczywiście. Ja staram się być szczera z klientami, doradzam, odradzam. Przecież nie powiem, że mała lampa pod sufit będzie dobrze grała w dużym pomieszczeniu...


Właśnie!



Podziel się
Oceń