"posiedzenia kolegialnych organów pomocniczych rady gminy są jawne i dostępne, o ile stanowią tak przepisy ustaw albo akty wydane na ich podstawie lub gdy organ pomocniczy tak postanowi. Jawność działania organów gminy obejmuje w szczególności prawo obywateli do wstępu na posiedzenia komisji."
By już od początku nie narzekać, dodam tylko, że jestem wdzięczna przewodniczącemu Rady Gminy Ireneuszowi Purgaczowi oraz przewodniczącemu Komisji Polityki Społecznej Stanisławowi Zarembie i jej członkom, że po apelu w artykule prasowym w ogóle temat podjęli.
Inne nasze oficjalne ZWROTY w kierunku urzędników samorządowych przeważnie pozostają bez echa.
Wróćmy więc do komisji. Powodem jej zwołania stał się niedawny artykuł na łamach Tygodnika Pułtuskiego zatytułowany "Jak tu zostać ulubieńcem ratusza". Poruszyliśmy w nim temat publikacji płatnych ogłoszeń i informacji Urzędu Miejskiego. W skrócie przypomnijmy, że po tym jak ratusz obraził się na Tygodnik, nie wybrał naszej oferty na publikację tych informacji i nie podpisał umowy na kolejny rok. Podpisał natomiast umowę z Pułtuską Gazetą Powiatową, która zaproponowała cenę o ponad 50% wyższą! Dodatkowo, kolejną umowę z PGP podpisano w połowie roku, na okres od 1 lipca do 31 grudnia 2022. I choć w samorządach tyle się mówi o trudnej sytuacji finansowej, koniecznych oszczędnościach i szukaniu najtańszych ofert, to w tym przypadku władza publicznych pieniędzy nie oszczędza. Od 1 stycznia do 30 czerwca 2022, za publikację informacji i ogłoszeń płacono PGP 615,39 zł brutto tygodniowo, łącznie 16000,14 zł (proponowana przez nas cena to było jedynie 405,90 zł brutto tygodniowo). W kolejnej umowie tygodniowa stawka za publikację podskoczyła już do kwoty 738,39 zł brutto, łącznie 19198,14 zł.
Gmina mogła przedłużyć umowę z PGP na tych samym warunkach finansowych, które obowiązywały do czerwca. Podpisano jednak nową, za wyższą stawkę.
To oczywiste, że w tej sytuacji postępowanie powinno być przeprowadzone od nowa, być może inne media zaproponowałyby niższą cenę za te samą usługę, a do nas żadne zapytanie nie dotarło. Jaki z tego wniosek? O dysponowaniu środkami publicznymi w naszej gminie nie decyduje dobro mieszkańców, ich sprawiedliwy dostęp do informacji, bo przecież istniejemy na pułtuskim rynku 25 lat, mamy stałe grono wiernych czytelników. Decydują osobiste animozje panów burmistrzów i miejskich urzędników, którzy nam dziennikarzom robią wykłady na temat uczciwości i rzetelności. Tymczasem to nie oni mają "wymierzać sprawiedliwość". Miejscem rozstrzygania sporów są sądy, do oceniania, czy dziennikarz przekroczył swoje kompetencje, naruszył czyjeś dobra osobiste są sędziowie, a nie samorządowcy. Ci mogą się reklamować, chwalić, prezentować gdzie chcą, ale za pieniądze wyłożone z własnej kieszeni. Tymi publicznymi, pochodzącymi z naszych podatków, powinni dysponować zgodnie z określonymi prawem zasadami.
Takie jest nasze spojrzenie na sprawę, poparte jak widać faktami – konkretnymi kwotami - a nie insynuacjami czy domysłami. Co na to obecni na posiedzeniu komisji burmistrz Wojciech Gregorczyk i jego zastępca Mateusz Miłoszewski? Ten ostatni utrzymuje argumentację z pisma wysłanego do naszego wydawcy Pawła Kozery, na temat przyczyn zerwania współpracy w zakresie publikowania informacji urzędowych. Nadal recenzuje nasze teksty, również te felietonowe, w których dziennikarz ma prawo do subiektywnych ocen. Nikomu nie trzeba chyba tłumaczyć oczywistości, że prasa, ma oprócz tej informacyjnej, również rolę opiniotwórczą. W art. 1 Ustawy prawo prasowe czytamy, że:
Prasa, zgodnie z Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej, korzysta z wolności wypowiedzi i urzeczywistnia prawo obywateli do ich rzetelnego informowania, jawności życia publicznego oraz kontroli i krytyki społecznej.
I dalej art. 4 tej ustawy: Nie wolno utrudniać prasie zbierania materiałów krytycznych ani w inny sposób tłumić krytyki.
Co natomiast robi Urząd Miejski? Natychmiast reaguje na nasze teksty, te których treść w jakiś sposób nie odpowiadała gminnym włodarzom i urzędnikom i to nie dlatego, że przedstawione tam problemy są przekłamaniem, manipulacją, ale dlatego, że pan burmistrz lub jego zastępca nie tak sobie te teksty wyobrażali. Chcą nam narzucać sposób pisania, a nawet nasze oceny.
Oto fragmenty wypowiedzi zastępcy burmistrza Mateusza Miłoszewskiego na komisji:
- Coraz więcej było informacji, które nie bazowały na prawdziwych faktach tylko na domysłach i musieliśmy na to reagować. Mamy korespondencję (między ratuszem a wydawcą TP – dop. red.) z półtora roku i wpływ na to miało wiele wydarzeń, więc proszę nie mówić, że umowa nie została podpisana po tym czy po innym artykule. Umowa z PGP została podpisana na pół roku i mogła zostać przedłużona na tych samych warunkach, jeśli dwie strony się na to zgodzą. Jedna ze stron (PGP- dop. red.) się nie zgodziła, więc została zawarta nowa umowa na wyższa kwotę.
Dalej mamy zaskakujące porównanie, tłumaczące, dlaczego wybrano droższą ofertę, a nie naszą. Moim zdaniem, co zresztą głośno powiedziałam, dalece niefortunne i zupełnie nieprzystające do omawianej sytuacji.
- To tak jak słupy ogłoszeniowe, które można sobie wybrać. Jeden jest dobry, lepiej eksponowany, w lepszym miejscu, a drugi zły, popsuty - stwierdził Mateusz Miłoszewski.
Zastępca burmistrza sugerował także, że mamy "tendencję" do wymyślania sobie sygnałów od mieszkańców czy konkretnych sytuacji, tylko po to, by w niekorzystnym świetle przedstawić Urząd Miejski. W dodatku piszemy "zieleń miejska" o drzewach przy drodze powiatowej albo pokazujemy zarośnięte kratki przy drodze krajowej biegnącej przez Pułtusk, a przecież to nie są sprawy władz miasta.
Drodzy włodarze, wszystko co znajduje się na terenie miasta i gminy powinno być waszą sprawą. My sygnalizujemy, fotografujemy, odbieramy (a nie wymyślamy!) sygnały od czytelników, a wy powinniście reagować informując zarządców dróg, bo macie z nimi stały, lepszy kontakt niż zwykły Kowalski. Nie ma się co obrażać i komentować, warto zadziałać i poinformować o tym redakcję, a za jej pośrednictwem czytelników.
Burmistrz Wojciech Gregorczyk podczas posiedzenia komisji.
- My nie mamy obowiązku zamieszczania informacji w prasie lokalnej. Od wielu lat było tak, że współpraca z gazetami wyglądała różnie, było też tak, że samorząd sam wydawał biuletyn informacyjny. W momencie, kiedy rozpocząłem pracę w urzędzie, były podpisane umowy, byłem otwarty na współpracę z tymi wszystkimi podmiotami.
Dalej burmistrz mówił o tym, że jeszcze jest grono osób korzystających z gazet tradycyjnych, papierowych i dlatego zdecydowali się na współpracę z jedną lokalną, żeby ograniczać koszty. Szkoda tylko, że to ograniczanie rozpoczęli od wyboru o połowę wyższej niż proponowana przez Tygodnik ceny, a w trakcie roku jeszcze tę kwotę podwyższyli.
Gdy, kierowana emocjami, próbowałam wtrącić kilka słów do wypowiedzi burmistrza Gregorczyka, zostałam przez niego skrzyczana, jak niepokorny uczeń w szkolnej ławie albo podwładny, który sobie na takie wybuchy przełożonego pozwala. Pan burmistrz już wcześniej podobnie wybuchał w stosunku do radnych, w trakcie różnych dyskusji. Mnie bynajmniej nie przestraszył.
- Zamierzam panią ganić – powiedział w moim kierunku - bo od kilku lat atakujecie mnie personalnie, atakujecie urząd burmistrza, atakujecie samorząd. Mam pretensje do gazety i one wpływają na pewne decyzje. Prasa, media są po to, żeby informować. Jeśli chcą komentować, to muszą to zrobić w odrębnym trybie. Trzeba zaznaczyć, że to nasz komentarz, nasz punkt widzenia. Gazeta nie jest od tego, żeby komentowała, tylko żeby informowała.
Dalej burmistrz Gregorczyk stwierdził, że jeśli nasze podejście się nie zmieni, to o współpracy nie może być mowy. I vice versa panie burmistrzu!
Na koniec konkretny i wyważony głos przewodniczącego Rady Miejskiej Ireneusza Purgacza – prawnika z zawodu. Dziękujemy też za słowa wparcia radnym Annie Frejlich i Henrykowi Łaszczychowi, którzy słusznie zauważyli, że każda z dwóch gazet lokalnych ma swoje grono czytelników i życzyliby sobie, by ogłoszenia urzędowe były umieszczane w obu tytułach.
Ireneusz Purgacz na posiedzeniu komisji.
- Celem tej komisji nie jest recenzowanie artykułów, które są w Tygodniku. Celem jest zupełnie coś innego, a mianowicie, czy w sposób prawidłowy wydatkowano publiczne pieniądze. I na tym się skoncentrujmy. Panie burmistrzu, mnie też wiele rzeczy się nie podoba w Pułtuskiej Gazecie Powiatowej. Czy ja kiedykolwiek przyszedłem i powiedziałem: proszę nie podpisywać jakiegokolwiek porozumienia z tą gazetą bo ta gazeta źle pisze o radnych PIS-u?! Nie! Bo gazeta ma prawo wyrażać opinie swoich czytelników (...). Jestem w tym samorządzie od 90 roku, mam duże doświadczenie z prasą i w większości przypadków reprezentowałem ugrupowanie, które nie było ulubieńcem ani jednej, ani drugiej gazety, ale nigdy nie obrażałem się na prasę. Po prostu, jeśli uważałem, że trzeba skomentować bądź dać sprostowanie, to takie sprostowanie dawałem. Nigdy ani ja, ani moje ugrupowanie, nie wpływaliśmy na żadnego burmistrza, żeby podpisywał umowy na publikację informacji dla mieszkańców z jedną czy drugą gazetą. To jest niedopuszczalne! Panu burmistrzowi może się nie podobać sposób pisania, sposób komentowania, ale rozgraniczmy kwestie naszej subiektywnej oceny tego co jest drukowane w gazetach, z tym co jest naszym zadaniem jako samorządu – przekazywanie informacji z ratusza tak, żeby mieszkańcy naszego miasta i gminy mogli mieć jak najlepszą i najszybszą informację. I co więcej, ja rozumiem, że ta dyskusja miałaby sens, gdyby pan burmistrz Miłoszewski na przykład ze swojej kieszeni wyjął pieniądze i podpisał umowę tylko z jedną gazetą, ale to są pieniądze gminne. Jeżeli to są pieniądze gminne, to my nie możemy wybierać oferenta na tej zasadzie, że ktoś nam się podoba czy nie. Tym bardziej że wybrano nie tylko droższa ofertę, ale jeszcze w trakcie zwiększono tę kwotę. To jest niedopuszczalne! Panowie, to nie są wasze pieniądze. Mówicie że mieliście takie prawo, ale mieliście je dzięki temu, że my jako Rada uchwaliliśmy budżet. To nie oznacza, że wy możecie tym budżetem gospodarować w ten sposób, jak wam się podoba i wybierać droższą ofertę niekorzystną dla budżetu gminy, tylko dlatego, że jesteście na kogoś obrażeni (...). Czym innym jest pisanie, być może czasem niepochlebne o panu burmistrzu, panu zastępcy, panu przewodniczącym, o pani kierownik, a czym innym jest informacja o gminie. Mleko się rozlało, temat jest na ten rok zamknięty, ale ja apeluję, żeby w przyszłym roku, jeśli panowie burmistrzowie uznają, że należy takie informacje w gazetach publikować, to powinno się przyjąć jednolite kryteria i równe zasady. Mówimy o pieniądzach pochodzących z naszych podatków i mieszkańców to nie interesuje, czy panu burmistrzowi podoba się ta czy inna firma, tylko ile z tych podatków i na co jest wydawane.
Moje posumowanie.
Obecność na tej komisji kosztowała mnie sporo nerwów, ale niczego nie żałuję, bo udało mi się konkretnie wyrazić to co chciałam, pokazać, jak czasem dysponuje się publicznymi pieniędzmi i próbuje grozić palcem dziennikarzom, których, jeszcze raz podkreślę żaden sąd nie skazał za przekłamania, pomówienia, nierzetelność dziennikarską w stosunku do gminnych urzędników. Jeśli panowie burmistrzowie wyobrażają sobie, że będziemy pisać teksty mając z tyłu głowy obawę, że może się obrażą i co to wtedy będzie, to niestety nie doczekają się...
Ewa Dąbek redaktor naczelna Tygodnika Pułtuskiego