PO PIERWSZE ZIELEŃ
W Sztokholmie dosłownie wszędzie, na każdej ulicy, skwerku, nie mówiąc już o parkach i zielonych zakątkach, dba się o stare drzewa. Nikt tu nie bredzi, że trzeba je wycinać, bo są niebezpieczne, liście się sypia, ptaki gromadzą i załatwiają swoje potrzeby albo drzewa zasłaniają okna mieszkań. Drzew wszędzie pełno, dają cień przechodniom, a co krok, gdzie tylko można, stoją ławeczki i stoliczki, pomysłowe miejsca gdzie można usiąść, odpocząć, posilić i pogapić na przechodniów. W ten sposób o wiele łatwiej w gorące dni znieść otaczającą betonozę. A u nas? Karłowate patyki, małe krzaczki i tereny rekreacyjne,w czasie letnich upałów, nagrzane jak patelnia.
PO DRUGIE ŚMIECI
Zdziwiło mnie, że w Sztokholmie śmieci wrzuca się do zsypu, czyli w dziurę w ścianie na klatce bloku. Dla mieszkańców to wygodne, bo nie muszą nawet wychodzić z kapci. Obok bloków nie ma też cuchnących i zabałaganionych wiat śmietnikowych, które u nas napotykamy bardzo często. Ale czy zsypy to nie mało ekologiczny przeżytek? I jak to się ma do segregacji śmieci? Odpowiedź jest prosta, a rozwiązanie problemu genialne. Przy każdym większym sklepie stoją bowiem automaty na opakowania plastikowe, szkło i puszki, do których te śmieci dostarczają sami mieszkańcy. Robią to ochoczo, ponieważ za każdą wrzuconą do automatu butelkę, kartonik czy puszkę, mają 2 korony. I tak, przez miesiąc mogą za te śmieci uciułać sporą kwotę na zakupy. Do zsypu trafiają natomiast tylko odpady zmieszane i problem z głowy, a wychodzi na pewno taniej niż zatrudnianie firm śmieciowych, ponowne segregowanie na wysypisku, bo przecież mieszkańcy nie zawsze dobrze to robią, itp. Takie automaty na szkło, metale i plastik u nas też by się świetnie sprawdziły, a mieszkańcy, zamiast słono płacić za śmieci, jeszcze by troszkę podreperowali swoje domowe budżety.
