Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 24 czerwca 2025 09:17
Reklama Wieliszewskie Wianki 2025

PLOCIUSZEK

Wspomnienie wakacyjne - rok 2006 rok, lipiec
PLOCIUSZEK
rekonstr.
Leniwe wakacje. Garstka ludzi na ulicach. W sklepach bez tłoku. Na dzikiej plaży w Gnojnie, w zwykły dzień, gdzie woda jest jak ciepły krupnik, też nie jest ludnie. "Za gorąco" – wzdychają ludziska - najlepiej to w domu. Ale nie wszystkim. Ci z niespokojnymi nogami lubią latać, gonić po mieście, nawet po łąkach. I to w skwar.Ci zasiedli na trybunach lub karnie stanęli w wyznaczonych sektorach, by obejrzeć rekonstrukcję bitwy pod Pułtuskiem, gdzie starły się ze sobą wojska rosyjskie i francuskie (dotyczy 1806 r.). Żar lał się z nieba, a ludzie ciągnęli długim szeregiem. Po wale. Panie pod parasolkami, w kapeluszach i w kapelusikach. Wiele osób z butelkami wody. Historyk WSH, Radek Lolo, szczególnie miły naszemu Tygodnikowi, dodatkowo dźwigał na barkach własnego synka, który – już na widowni – bronił się przed wrzawą i wybuchami największej armaty.

Brygadier Henryk Krasucki, żona Róża w słomkowym kapeluszu, filmował, co się dzieje na polu bitwy, ale okiem kamery ogarniał również trybuny. Jak to mundurowy – nie patrzy a widzi. Do komendanta POLICJI Zbigniewa Matusiaka, co rusz podbiegał ktoś potrzebujący konsultacji, a ten zostawiając swoją żonę, skakał między ławkami jak zwinna wiewiórka, albo jako gepard. Ale wracał na miejsce.

Dyrektor sanepidu Sławek Biesiekierski, ten to szczęściarz, siedział blisko Daniela Olbrychskiego, dla którego jazda konna jest jak dla innych chleb powszedni, czyli codzienność. Sławomir więc komentarz z pola bitwy miał za darmo i to fachowy. Sam Olbrychski jakiś zamyślony był, taki W SOBIE, gdzieś daleko, chociaż rozmawiający – najczęściej z warszawką. Ciekawy facet, doskonały aktor, przyjechał z żoną, która w zielonym lnie, a może w bawełnie, przechadzała się w MANEŻU z pieskiem przy piersiach. Taki warszawski styl.

W MANEŻU było parno, duszno i tłoczno, chociaż gościnnie. Dyrektor Walczyk witająca swoich gości, dyrektor Borkowski, z którym sympatyczne gadu gadu, bo to człowiek naprawdę kulturalny. Towarzyski radny Gurgielewicz, któremu korona z głowy nie spadła, kiedy witał się z tym i owym. Uśmiechnięty radny powiatowy Wiernicki, zagadany komórkowo przewodniczący Purgacz. Zagadujący grzecznościowo radny Łachmański. Od pasa w dół w jasnym lnie. Miło witający nas wicestarosta Saracyn i wesoło gawędzący starosta Nalewajk.

I chłop nad chłopy – Rosjanin Oleg Sokołow, westchnienie pań, który święcił w Pułtusku swoje 50. urodziny. I aż mu się oczy śmiały, mamy to na zdjęciu, a nawet czerwieniły. Kiedy przejeżdżał przez tłum na wałach, otrzymywał rzęsiste brawa. – Jak założy mundur, to istny z niego dowódca – powiedział nam burmistrz Dębski.

A burmistrz? Już po bitwie chodził z miną zadowolonego, ba, szczęśliwego chłopca. I Tygodnik wie, dlaczego. I powie, znaczy, napisze. Dlatego, że wojna była udana. Odjazdowa. Chociaż nie dla wszystkich. Niektórzy poczuli się dotknięci, że nie znaleźli się w szeregach VIP-ów, dlatego wojenkę oglądali w telewizji. Tyż piknie.

A nasz powrót z wojny ślimaczył się niemiłosiernie. Wlekliśmy się na tyłach ratuszowych, ale przed starostowymi, a nawet przed samym starostą.

PS

Rok 2022, lipiec

Dziś sobie przypominamy, że w rzędzie za nami siedział poseł jakiś taki, zapomnieliśmy nazwisko, z żoną. Nie był wtedy jeszcze paniskiem jak dzisiaj, ot, garniturek ze stadionu, rozglądał się z pewną nieśmiałością i nie w głowie było mu pytać o carycę Katarzynę.

 

GRAża





Podziel się
Oceń