Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 25 czerwca 2025 19:28

PANI Z BRANIEWA? NO, NIEMOŻLIWE!

Oto kolejne wspomnienie z naszego cyklu, w którym udział wzięło już kilkanaście osób – Zabawy mojego dzieciństwa latem i zimą (albo Zima i lato – co za uroki w sobie ma). Dziś snuje je polonistka ZSZ im. Jana Ruszkowskiego, Anna Świerczewska, a czyta się tę opowieść z dużym zaciekawieniem i jednym tchem
PANI Z BRANIEWA? NO, NIEMOŻLIWE!
ania1
Dzieciństwo na Warmii spędzone... Warmia to niewątpliwie moja "mała ojczyzna", z którą się utożsamiam do dziś. Dzieciństwo tam spędzone wiąże się z wieloma wspomnieniami, przywołującymi obrazy zarówno pozytywne -sielankowo-idylliczne, jak też nieco smutniejsze, związane ze stratą bliskich osób.



Mazowsze i Warszawa od zawsze funkcjonowały w mojej świadomości jako "kraina mlekiem i miodem płynąca", dająca wiele możliwości i perspektywy rozwoju. Gdy pytana w Pułtusku (i nie tylko) o pochodzenie odpowiadam: "Ja z Braniewa", słyszę zawsze: "No niemożliwe, znam! Byłem w wojsku". Za każdym razem wywołuje to gromki śmiech mojej serdecznej przyjaciółki (D.S).

Ale do rzeczy. Czas mojego dorastania przypada na lata 80. i 90. spędzone w małej podbraniewskiej miejscowości. Wykarmiona rosołem ze swojskiej kury z kruszonym chlebem (dziadek pochodził z Litwy), z nostalgią wspominam zabawy z rówieśnikami-podchody, grę w zbijaka często kończącą się dla mnie urazem głowy w postaci guza, a także podbieranie słodkich węgierek i gruszek - klapsów z sadu sąsiada. Pamiętam również częste sytuacje, kiedy atrakcją dla nas były słodycze: gumy kulki i mini- batoniki, które dawali nam turyści niemieccy, zwiedzający okolice Braniewa i Fromborka w poszukiwaniu korzeni rodzinnych.



KADYNY LATEM

Wraz z młodszym rodzeństwem - siostrą i bratem - z utęsknieniem czekaliśmy na wakacje i sporadyczne wyjazdy nad wodę. Najbardziej utkwiła mi w pamięci plaża w Kadynach (wieś niedaleko Elbląga nad Zalewem Wiślanym). Lipcowe słońce, ciepła woda i możliwość nieograniczonego brnięcia w toń aż po horyzont (woda płytka i spokojna). Oszukani przez rodziców bezskutecznie szukaliśmy w piasku bursztynów, zadowalając się co ciekawszymi okazami poturbowanych muszli ze szczeżui spłaszczonej (chyba).

A w drodze powrotnej fascynujące widoki z okna szybkiego jak strzała małego Fiata, skarbu mojego taty: poniemieckie domy rodzinne, stara cegielnia i w ogóle ciekawa architektura.

FROMBORK NA ZIMOWE NUDY

Zima to oczywiście lepienie bałwanów, walka na śnieżki (zawsze oberwałam ...), wyścigi saneczkowe, czyli ekstremalnie szybkie zjazdy z pobliskiej górki (byłam sędzią). Zimą też po raz pierwszy, "dziecięciem będąc", z inicjatywy ukochanej cioci - odwiedziłam Planetarium we Fromborku. Oszałamiający widok gwiazd i planet wprawił mnie w oniemienie...

JESIEŃ NICZYM Z CHŁOPÓW REYMONTA

We wrześniu zaś sceny niczym z "Chłopów" Reymonta, czyli zbieranie ziemniaków i to wspólnie ze szkolną klasą. Ileż śmiechu przy tym było, zwłaszcza podczas kartoflowej wojny, kiedy przerażona wychowawczyni musiała interweniować.

A po LO, ukończonym w Braniewie, studia w ukochanym Olsztynie i przeprowadzka do Pułtuska.

Podziel się
Oceń