
Mazowsze i Warszawa od zawsze funkcjonowały w mojej świadomości jako "kraina mlekiem i miodem płynąca", dająca wiele możliwości i perspektywy rozwoju. Gdy pytana w Pułtusku (i nie tylko) o pochodzenie odpowiadam: "Ja z Braniewa", słyszę zawsze: "No niemożliwe, znam! Byłem w wojsku". Za każdym razem wywołuje to gromki śmiech mojej serdecznej przyjaciółki (D.S).
Ale do rzeczy. Czas mojego dorastania przypada na lata 80. i 90. spędzone w małej podbraniewskiej miejscowości. Wykarmiona rosołem ze swojskiej kury z kruszonym chlebem (dziadek pochodził z Litwy), z nostalgią wspominam zabawy z rówieśnikami-podchody, grę w zbijaka często kończącą się dla mnie urazem głowy w postaci guza, a także podbieranie słodkich węgierek i gruszek - klapsów z sadu sąsiada. Pamiętam również częste sytuacje, kiedy atrakcją dla nas były słodycze: gumy kulki i mini- batoniki, które dawali nam turyści niemieccy, zwiedzający okolice Braniewa i Fromborka w poszukiwaniu korzeni rodzinnych.

KADYNY LATEM
Wraz z młodszym rodzeństwem - siostrą i bratem - z utęsknieniem czekaliśmy na wakacje i sporadyczne wyjazdy nad wodę. Najbardziej utkwiła mi w pamięci plaża w Kadynach (wieś niedaleko Elbląga nad Zalewem Wiślanym). Lipcowe słońce, ciepła woda i możliwość nieograniczonego brnięcia w toń aż po horyzont (woda płytka i spokojna). Oszukani przez rodziców bezskutecznie szukaliśmy w piasku bursztynów, zadowalając się co ciekawszymi okazami poturbowanych muszli ze szczeżui spłaszczonej (chyba).
A w drodze powrotnej fascynujące widoki z okna szybkiego jak strzała małego Fiata, skarbu mojego taty: poniemieckie domy rodzinne, stara cegielnia i w ogóle ciekawa architektura.
FROMBORK NA ZIMOWE NUDY
Zima to oczywiście lepienie bałwanów, walka na śnieżki (zawsze oberwałam ...), wyścigi saneczkowe, czyli ekstremalnie szybkie zjazdy z pobliskiej górki (byłam sędzią). Zimą też po raz pierwszy, "dziecięciem będąc", z inicjatywy ukochanej cioci - odwiedziłam Planetarium we Fromborku. Oszałamiający widok gwiazd i planet wprawił mnie w oniemienie...
JESIEŃ NICZYM Z CHŁOPÓW REYMONTA
We wrześniu zaś sceny niczym z "Chłopów" Reymonta, czyli zbieranie ziemniaków i to wspólnie ze szkolną klasą. Ileż śmiechu przy tym było, zwłaszcza podczas kartoflowej wojny, kiedy przerażona wychowawczyni musiała interweniować.
A po LO, ukończonym w Braniewie, studia w ukochanym Olsztynie i przeprowadzka do Pułtuska.