Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 25 czerwca 2025 07:25
Reklama Wieliszewskie Wianki 2025

Ukraińcy już się nie boją...

Konstanty Miro ma polskie korzenie, przyjechał do Polski w 2014 r. Jego rodzice mieszkają nadal w Obwodzie Ługańskim, w strefie okupowanej od 2014 r. przez rosyjskich separatystów. Od tamtej pory nie może odwiedzić rodzinnego domu...
Ukraińcy już się nie boją...
archiwum - 2022-03-01T111706.881
Konstanty urodził się w 1981 r. w Ukrainie, w miejscowości Krasnyj Łucz w obwodzie Ługańskim. Mieszkał tam do 1997 r., a następnie przeniósł się do Doniecka. W 2003 r. zamieszkał w Kijowie, skąd po rosyjskiej agresji na Krym w 2014 r. oraz zajęciu przez rosyjskich separatystów części obwodów Donieckiego i Ługańskiego, przyjechał do Polski. Dzięki polskim korzeniom udało mu się zalegalizować pobyt w naszym kraju. Obecnie mieszka w Jabłonnie na osiedlu Rajska Jabłoń. Znajomi mówią do niego - Miro.

Poczuli siłę


Po agresji wojsk rosyjskich na Ukrainę, do jakiej doszło w zeszłym tygodniu, boi się o najbliższych, rodziców i przyjaciół którzy pozostają w objętym wojną kraju. - Na początku, przez pierwsze dwa dni, wszyscy bardzo się bali. Teraz już trochę mniej się martwię, bo ci którzy są w Ukrainie mówią, że oni przestali się już bać. Zniknęły wewnętrzne spory, cały naród się zjednoczył wokół prezydenta. Otuchy dodają też wieści o wsparciu płynącym z zagranicy, z Europy i Ameryki. Mówią, że będą walczyć, aż do zwycięstwa - wyjaśnia Miro.

Pomoc na odległość


Konstanty ostatnich kilka dni spędził siedząc przed ekranem komputera i wisząc na telefonie. Jego przyjaciele są cały czas w Kijowie, Charkowie oraz Tarnopolu. W międzyczasie szykuje paczki z pomocą. Teraz czeka na znajomą - Natalię, która z małym dzieckiem dotarła właśnie do polskiej granicy. Z kolei kolega - Andriej, który z pracy został wysłany do Berlina, stara się teraz wrócić do Ukrainy, aby wydostać stamtąd żonę i dzieci. Konstanty pozostaje z nimi w kontakcie i stara się zorganizować jakąś pomoc.

Brak wiadomości...


Od rana nie mógł skontaktować się z rodzicami, którzy są w miejscowości Krasnyj Łucz, w rodzinnym domu. Telefony od dawna nie działają. Chociaż do tej pory był tam względny spokój, słychać było tylko odgłosy wojny. Są to tereny okupowane przez separatystów, blisko rosyjskiej granicy, dlatego domu nie mógł odwiedzić już od 2014 r. Z rodzicami widział się od tamtego czasu tylko wtedy, kiedy przyjechali z okupowanej strefy. Udało się to dzięki papierom ojca, który pracował przy usuwaniu skutków katastrofy w Czarnobylu. Po kilku godzinach dostał jednak wiadomość od mamy, że na razie wszystko jest z nimi w porządku.

Strach o najbliższych


Miro martwi się jednak dalej o innych. Jego przyjaciółka - Daria wraz z córeczką, nie mogą już wydostać się z Charkowa, który jest po ostrzałem. Autobusy, które próbowały wyjechać z miasta, zostały ostrzelane przez Rosjan. Według ostatnich informacji, ciągle są alarmy i ciągle schodzą do schronów. Miro bardzo się o nią boi i chciałby wydostać ją z Kijowa, ale nie ma jak. Cioteczny brat - Artur jest natomiast w Kijowie. Przysłał tylko SMS-a, że żyje i  że zaciągnął się do wojska...

ML

Podziel się
Oceń