Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 25 czerwca 2025 21:35

TAK SIĘ ZŁOŻYŁO

Z wójtem GMINY ZATORY – GRZEGORZEM FALBĄ – rozmawia Grażyna Maria Dzierżanowska
TAK SIĘ ZŁOŻYŁO
ZAT1
Panie wójcie, od wizyty premiera Mateusza Morawieckiego w Zatorach minęło już trochę czasu, ale mimo to chciałabym porozmawiać i o celu tej wizyty, i o szczegółach projektu Granty PGR – Wsparcie dzieci i wnuków byłych pracowników PGR w rozwoju cyfrowym w Pana gminie. To ile komputerów dostała szkoła, a ściślej Pana uczniowie?
Dostaliśmy 82 komputery, dokładnie to 70 laptopów, 11 komputerów stacjonarnych i jeden tablet, zgodnie z zapotrzebowaniem zgłoszonym we wnioskach. Wszystko za 206 tysięcy 800 złotych. To wychodzi po dwa i pół tysiąca na jeden sprzęt.

Z jakich klas pochodzą obdarowane dzieci?
Praktycznie ze wszystkich, wśród nich są nawet obecni uczniowie szkół średnich, ci, których dziadkowie - przed laty – pracowali w PGR-ach.

Ile wniosków wpłynęło do Pana o te laptopy?
86, cztery wnioski zostały odrzucone, nie spełniały kryteriów zawartych w regulaminie naboru. Powołaliśmy pracownika gminny do sprawdzenia zgodności danych z kryteriami. Odkąd ludzie dzwonili do nas z informacją, że są zainteresowani programem rządowym, ogłosiliśmy nabór. A nabór dotyczył osób zamieszkałych na terenie naszej gminy, pochodzących z rodzin popegeerowskich w prostej linii, więc nie wujek i nie ktoś z dalszej rodziny.

Chodziło o członków rodzin pracowników PGR-u w Gładczynie...
Tak i z PGR – u w Zatorach. W Zatorach był mniejszy PGR, co widać po blokach popegeerowskich.

A czy były wnioski związane z pracownikami z innych PGR-ów? Ludzie się przecież przemieszczają...
Nie, nie było takich wniosków, więc i ludzi napływowych, związanych z PGR-ami nie mamy.

A gdybyśmy tak z ręką na sercu powiedzieli, ilu Pana uczniów nie miało komputerów w czasie nauki zdalnej?
Nie było żadnych skarg na brak sprzętu, zresztą wcześniej korzystaliśmy z Programu Operacyjnemu Polska Cyfrowa, dzięki któremu wypożyczaliśmy zakupione laptopy - dostaliśmy na nie środki. Owe laptopy były przekazane szkole, która to zgodnie z rozeznaniem i potrzebami wypożyczała je uczniom. Dotyczyło to szkoły w Pniewie i Zatorach. Wydaje mi się, że więcej problemów było z łączem internetowym niż z brakiem sprzętu.

Jak Pan myśli, dlaczego inauguracja rządowego programu odbyła się właśnie u Pana, w Zatorach?
Nie wiem, jak mam... myśleć... Może dlatego, że tych wniosków było u nas sporo jak na niewielką gminę. Jakoś szczególnie nie zabiegałem o ten zaszczyt, dostałem telefon od wicepremiera Henryka Kowalczyka, że taka uroczystość jest planowana i że powinienem przygotować się pod jej kątem.

Cieszyliście się?
Niewątpliwie była to dla nas jakaś promocja, promocja naszej gminy. Po raz drugi – za mojej kadencji - odwiedziło mnie już dwóch premierów – pani Beata Szydło i pan Mateusz Morawiecki, nawet trzech, bo i pan Henryk Kowalczyk. I było tak, jak to mówiła kiedyś Ewa Wachowicz, rzeczniczka Waldemara Pawlaka: premierowi się nie odmawia.

Świetnie to Pan zauważył. Ale to rekord Guinessa!
Tak się złożyło.

A koledzy gratulowali Panu, mówili: „Grzesiu, gratulacje”, czy zazdrościwszy promocji gminy, milczeli jak zaklęci?
Opinie jak zawsze i w różnych sprawach będą różne. Ale inauguracja programu miała rangę państwową i gospodarz gminy powinien być do niej i przygotowany, i odbyć ją uroczyście, pozytywnie. A gratulacje? Były – dyrektorów, wójtów, którzy rozumieją rangę zjawiska, ale były też krytykujące maile z różnych stron kraju. No, ilu ludzi danej opcji politycznej, tak tyle opinii.

Pamiętam to spotkanie z premier Szydło, miało uroczysto-rodzinny charakter.
To była taka wizyta bardziej robocza, inauguracja Programu 500+. W obecności premier składano pierwszy wniosek, a składała go rodzina z naszej gminy, a że wyznaczonym punktem składania wniosku był urząd na terenie gminy, to inauguracja odbyła się w UG i przed nim.



Tym razem premier Morawiecki gościł w szkole, też na lekcji.
Przed inauguracją odbyła się lekcja pokazowa, ale poprowadzona przez osoby z zewnątrz, nie przez naszych nauczycieli. Udział w niej brała jedna z klas, reszta klas przebywała na nauczaniu zdalnym. To była lekcja robotyki.

Wrócę jeszcze do tego sprzętu związanego ze wsparciem dzieci i wnuków byłych pracowników popegeerowskich. On był przekazywany z ręki do ręki?
Nie. Na inauguracji była podpisana pierwsza w kraju umowa w formie cyfrowej, natomiast my teraz powinniśmy ogłosić przetargi, przygotować zamówienia publiczne, zakupić sprzęt i przekazać go tym, którzy składali wnioski i rozliczyć się z pieniędzy z MINISTERSTWEM CYFRYZACJI. Oczywiście, sprzęt przekażemy na własność.

Pan może słyszał, co mówiły dzieciaki o tych darowanych komputerach?
No nie (śmiech), zaaferowany byłem czym innym – póki premier był u nas obecny, byłem tam, gdzie on oraz przedstawiciele premiera i poszczególnych ministerstw. A dzieci po tej szczególnej lekcji wróciły do swoich normalnych zajęć.

A dziadkowie, babcie obdarowanych co mówili? Miał Pan z nimi styczność?
Bazowaliśmy na dokumentach, a te przynosili już rodzice, nie dziadkowie.

Panie Grzegorzu, a skoro już szkoła i gmina są zaprzyjaźnione z premierem Morawieckim i wicepremierem Kowalczykiem, to może jakaś nieśmiała prośba? No, gdyby się Pan zdobył na odwagę...
Poprosiłbym, żeby te wnioski, które złożyłem szczególnie do Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa, który jest naturalnym spadkobiercą po PGR-ach, uzyskały pozytywną opinię, chodziło jeszcze o wniosek o dofinansowanie budującej się hali sportowej. Mam nadzieję, że ktoś zerknie na te złożone wnioski. A inne prośby? Wydaje mi się, że to po prostu nie wypada. Natomiast premier pytał, o co się ubiegamy z Polskiego Ładu, więc przekazałem. Co jest złożone, premier wie.

Dziękując Panu za szczery wywiad, spytam jeszcze o to, czyją wizytę Pan bardziej przeżywał: premier Szydło czy premiera Morawieckiego, bo wiadomo, że wicepremier Kowalczyk jest nasz, swojak, to i stres mniejszy...
Przeżywałem te wizyty podobnie, chociaż pani Szydło była w UG, więc przygotowań było więcej i jakby dezorganizacji pracy więcej, a w szkole, podczas wizyty premiera Morawieckiego, częściowo mogłem się zdać na dyrekcję, na nauczycieli, więc te przygotowania dla mnie były mniej absorbujące i uciążliwe.

(Zdjęcia pochodzą z gminnego FB)

Podziel się
Oceń