Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 26 czerwca 2025 01:15

WSPOMNIENIA, WSPOMNIENIA...

OD KILKU TYGODNI PUBLIKUJEMY OPOWIEŚCI PUŁTUSZCZAN I PUŁTUSZCZANEK ZWIĄZANE Z ZABAWAMI DZIECIŃSTWA. ZIMA I LATO, ILE UROKÓW W SOBIE MA!
WSPOMNIENIA, WSPOMNIENIA...
wsp2
Dziś o swojej krainie dzieciństwa opowiada naszym czytelnikom Aleksandra Bajdak. Wcześniej wypowiadali się już: Aneta Szymańska, Tomasz Sobiecki, Michał Kisiel, Dorota Polewaczyk, Ewa Dąbek, Kazimierz Dzierżanowski i pomysłodawczyni cyklu GMD.

RODZICE NIE MOGLI SIĘ PRZY MNIE NUDZIĆ


Wspomnienia to wyjątkowe obrazy przeszłości, które zostają z nami do końca życia. Moje wspomnienia są pełne ciepła, miłości i rodzinnej atmosfery. W większości tych z dzieciństwa obecni są rodzice, którzy sprawili, że są one właśnie tak wyjątkowe.
W dzieciństwie byłam bardzo aktywną dziewczynką, z milionem pomysłów na sekundę. Rodzice na pewno nie mogli się przy mnie nudzić. Weszłam w każdy kąt, na każde drzewo i w każdą kałużę. Biegałam i krzyczałam, okazując radość. Gdy dziś widzę ten obraz w głowie, uśmiecham się sama do siebie.

LATO NA WSI I POD BLOKIEM


Lato zazwyczaj spędzałam na wsi. Jeździliśmy z rodzicami na działkę, która znajdowała się w Strachocinie. To był mój raj na ziemi. Całymi godzinami biegałam za swoim tatą i pomagałam mu w różnych pracach. Gdy rodzice kupili tę działkę, był to po prostu kawałek ziemi ogrodzony siatką i wystarczyło trochę naszej pracy, aby stworzyć cudowne miejsce do wypoczynku. Miałam około dziewięciu lat, gdy sadziłam tam tuje, budowałam skalniak i malowałam altanę, którą zbudował tata. To właśnie były moje najlepsze letnie zabawy- prace na działce z tatą. Zajmowałam się tam również swoim ogródkiem, który znajdował się zaraz obok ogródka rodziców- tak, ja oczywiście musiałam mieć swój własny. Moje zabawy nie były typowe dla dziewczynki w moim wieku, ale ja właśnie podczas takich zabaw czułam, że jestem szczęśliwa. Mój tata do dziś śmieje się, że zachowywałam się i wyglądałam jak chłopiec, cała brudna w ziemi, biegająca z kijem w ręku i skacząca po stercie kamieni.
Latem jeździliśmy również do rodziny z Przemiarowa, która miała duże gospodarstwo. Moją ulubioną zabawą, na ich podwórku, było bujanie się na huśtawce przywiązanej do jabłoni. Potrafiłam bujać się tak godzinami, z małymi przerwami na jedzenie papierówek. Tam też pierwszy raz siedziałam w traktorze, zbierałam truskawki i maliny, goniłam koguta i piłam mleko prosto od krowy.


NA TRZEPAKU I W PIASKOWNICY


Moje dzieciństwo to także czas spędzony latem, z przyjaciółką pod blokiem, w którym mieszkałyśmy- ja pod ósemką, ona pod dwójką. Wspomnienia z tamtych czasów, to głównie zabawy na trzepaku i w piaskownicy oraz zbieranie kasztanów. Natomiast dla urozmaicenia wymyślałyśmy czasem inne zabawy. Jednej z nich na pewno bym dziś nie powtórzyła. Jako dzieci miałyśmy niekiedy pomysły, które źle się kończyły. Najgorszym pomysłem był mój słynny wśród rodziny, przyjaciół i sąsiadów zjazd ze schodów na rowerze, który zakończył się zdartą ... brodą. Inne nasze letnie zabawy pod blokiem to pieczenie ciast z błota, chodzenie boso w kałużach oraz pranie w nich czystych skarpetek, budowanie szałasów, wchodzenie na drzewa i zrzucanie balonów z wodą z wysokości.


ZIMOWE SZALEŃSTWA NA ŚLIZGAWCE I LIZANIE SOPLI


Zimą natomiast - wraz ze wspomnianą już przyjaciółką Julią - godzinami bawiłam się na ślizgawce zrobionej przez dzieci z naszego osiedla. Inną osiedlową zabawą zimową było zrywanie sopli i udawanie, że to lizaki.
Zimą nie było też dnia, żebym nie namawiała taty na wyjście na sanki, na słynną górkę w Pułtusku. To właśnie tam wszystkie dzieci spędzały kiedyś zimę. W ferie jeździliśmy też do Zakopanego. Tam to dopiero była prawdziwa zabawa! Pierwszy raz w Zakopanem byłam, gdy miałam siedem lat. Wtedy już rodzice zapisali mnie na naukę jazdy na nartach.

NARTY


Szło mi bardzo dobrze, więc już w następnym roku Zostałam zabrana na duży stok narciarski. Zjeżdżaliśmy tam z tatą z samego szczytu góry z prędkością światła! Mama w tym czasie obserwowała nas z okna kawiarni, a gdy kończyliśmy jeździć, mówiła, że prawie dostała przez nas zawału. Gdy nudziły nam się narty, zjeżdżaliśmy z góry na plecach głową w dół. Szaleństwo!
Pod redakcją Grażyny M. Dzierżanowskiej

Podziel się
Oceń