Mówiono mi, że nic nie można zrobić
Z Jolantą Kucińską - radną gminy Zatory i sołtyską wsi Ciski - rozmawia Grażyna Maria Dzierżanowska
- 24.11.2015 09:37
Do Cisk przybyła Pani spod Wyszkowa - jak to się mówi - za mężem. I co, od razu zwróciła Pani uwagę na osamotnioną kapliczkę przy drodze?
Człowiek, będąc młodym, robi ten błąd, że nie interesuje się różnymi ludźmi i rzeczami, np. zabytkami... Jak tu przyszłam, to w tym domu mieszkała męża babcia. Żyła długo, dużo rzeczy wiedziała, wywodziła się z Dębin. Ale człowiek nie pytał jej, nie dociekał historii wsi. Było we wsi wiele starszych osób, ale nigdy nie wchodziłam z nimi w takie tematy...
Zanim przejdę do kapliczki, najpierw powiem pani o domu wiejskim, nazywamy go KATOLIK, przepisaliśmy go na umowę dzierżawę na gminę i z funduszy sołeckich go wyremontowaliśmy na cele wsi. Mamy w nim różne zebrania: z wójtem, z mieszkańcami, odprawia się w nim majowe, panie odprawiają różaniec. A ta kapliczka... 26 lat jestem w Ciskach, zawsze wydawała mi się opuszczona. Ale też wiedziałam, że z pieniędzy wiejskich, zbiórkowych nie jesteśmy w stanie jej wyremontować... Mówi Pani, że byli starzy ludzie... Teraz wieś jest młoda?
Właśnie są ludzie starsi, młodych nie ma. Młodzi wybywają od nas. Moja córka skończyła studia, potem dyplomowe i mieszka w Warszawie. Tak jest z młodymi, że nikt nie zostaje tutaj.
To iloma duszami Pani tutaj rządzi?
Do głosowania jest 115 osób, a wszystkich mieszkańców – nie wiem. Numerów mamy 23, szkoła też jest wśród tych numerów, wysiedliło się już chyba cztery budynki – to już domy letnie rodzin byłych mieszkańców. Ale nasze Ciski są urokliwe. Przejeżdżający mówią, że jesteśmy bogatą wsią. Ciski są bardzo pracowite, od pokoleń, Ciski były zasobne, miały dość duże gospodarstwa. Gospodarze dorabiali handlem ziemniakami, jeździli do Warszawy. Ciskowianie są pracowici, sumienni, bardzo kościelni... Ja zawsze mówię, że rhttp://37.128.113.93/index.php?sekcja=art_zdjecia
Mówiono mi, że nic nie można zrobić
Z Jolantą Kucińską - radną gminy Zatory i sołtyską wsi Ciski - rozmawia Grażyna Maria Dzierżanowska
Do Cisk przybyła Pani spod Wyszkowa - jak to się mówi - za mężem. I co, od razu zwróciła Pani uwagę na osamotnioną kapliczkę przy drodze?
Człowiek, będąc młodym, robi ten błąd, że nie interesuje się różnymi ludźmi i rzeczami, np. zabytkami... Jak tu przyszłam, to w tym domu mieszkała męża babcia. Żyła długo, dużo rzeczy wiedziała, wywodziła się z Dębin. Ale człowiek nie pytał jej, nie dociekał historii wsi. Było we wsi wiele starszych osób, ale nigdy nie wchodziłam z nimi w takie tematy...
Zanim przejdę do kapliczki, najpierw powiem pani o domu wiejskim, nazywamy go KATOLIK, przepisaliśmy go na umowę dzierżawę na gminę i z funduszy sołeckich go wyremontowaliśmy na cele wsi. Mamy w nim różne zebrania: z wójtem, z mieszkańcami, odprawia się w nim majowe, panie odprawiają różaniec. A ta kapliczka... 26 lat jestem w Ciskach, zawsze wydawała mi się opuszczona. Ale też wiedziałam, że z pieniędzy wiejskich, zbiórkowych nie jesteśmy w stanie jej wyremontować... Mówi Pani, że byli starzy ludzie... Teraz wieś jest młoda?
Właśnie są ludzie starsi, młodych nie ma. Młodzi wybywają od nas. Moja córka skończyła studia, potem dyplomowe i mieszka w Warszawie. Tak jest z młodymi, że nikt nie zostaje tutaj.
To iloma duszami Pani tutaj rządzi?
Do głosowania jest 115 osób, a wszystkich mieszkańców – nie wiem. Numerów mamy 23, szkoła też jest wśród tych numerów, wysiedliło się już chyba cztery budynki – to już domy letnie rodzin byłych mieszkańców. Ale nasze Ciski są urokliwe. Przejeżdżający mówią, że jesteśmy bogatą wsią. Ciski są bardzo pracowite, od pokoleń, Ciski były zasobne, miały dość duże gospodarstwa. Gospodarze dorabiali handlem ziemniakami, jeździli do Warszawy. Ciskowianie są pracowici, sumienni, bardzo kościelni... Ja zawsze mówię, że rolnik to żyje blisko ziemi, blisko Boga. Pracujemy na ziemi, patrzymy się w górę, nigdy nie wiemy, co zbierzemy. I zawsze człowiek musi się modlić, żeby też miał z czego żyć... Jakieś znaczące gospodarstwa? W naszej wsi mamy gospodarstwo ekologiczne państwa Karłowiczów, związane z hodowlą i sprzedażą ekologicznych warzyw.
To ciekawe, ale wróćmy do wątku kapliczki...
Złożyłam wniosek sołecki o remont kapliczki zabytkowej, wpisanej w rejestr zabytków gminy Zatory. Wnosimy z przesłanek starszych mieszkańców, że pochodzi może z 1900 roku, może z końca XVIII wieku. Nie miała takiego kształtu, jaki ma dzisiaj, ona była w kształcie groty, pałuby wielkości człowieka, nie wiem, co tam stało. W 1950 przebudowano ją i na kształt obecny, słupowy, była z czerwonej cegły. Później państwo Królowie, którzy mieszkają obok niej, postanowili ją otynkować. Następnie przemalowano ją na kremowy kolor. Jak doszło do remontu, pomyślałam, że może odkryjemy te stare cegły, ale obawiałam się, że będą w złym stanie. Pozostaliśmy więc przy tynku, murarz ładnie nam go zrobił. Ogrodzenie było, ale nie pasujące do całości, wykonane własnym sumptem i pomalowane na niebiesko. Szyby były powybijane, święte rzeczy pochodziły z domów, kto co miał, to przynosił... Kapliczka była opuszczona i zaniedbana.
Ten remont, to była i Pani inicjatywa, i robota...
Tak. Już wiosną starałam się o majstra, nie wiedziałam, że do remontu kapliczki trzeba podejść jak do budowy domu... Fachowcy zajęci. Już dogadałam się z panem Boguratem ze Ślisk, ale mi odmówił, później znalazłam jeszcze innego, ale też mi odmówił. Tak zeszło do jesieni, do września, pan Jeż spod Zator zgodził się... Okres wykopów, byliśmy zaskoczeni, ale pogoda dopisywała i zaczęło się. Pan Jeż szybko się uporał, w dwa tygodnie. Szybki zrobił nam pan Wasik, kowal artystyczny z Płudów. Wykonał ogrodzenie i wyspawał ramki do świętych rzeczy. Otworów za szybkami mamy siedem. Po obu stronach orła dojdą jeszcze płaskorzeźby z Włoch.
Jak to z Włoch?
Jestem osobą internetową, wyszperałam je w Internecie. Płaskorzeźby to anioły z materiału nie poddającego się warunkom atmosferycznym. Gips, drewno odpada... Znalazłam z marmuru, zawisną na najwyższym poziomie. A do ustalania świętych figur poprosiłam naszego księdza proboszcza, Stanisława Mariańskiego. Był zadowolony. Ustaliliśmy, że w centrum ustawimy Matkę Boską Niepokalaną, ona była tam kiedyś, ale ksiądz nam powiedział, że nie możemy z boku umieścić Pana Jezusa, musi być w centrum. I tak Matka Boska znalazła się z jednego boku, z drugiego święta Anna, babka Pana Jezusa. Niżej, pod Maryją, jest Józef, opiekun, a z drugiej strony święty Antoni. Ksiądz nam sugerował, żebyśmy umieścili jeszcze Piotra i Pawła, bo nasza pniewska parafia jest pod ich wezwaniem, ale nie mogliśmy znaleźć odpowiednich rozmiarów tych figurek, jak i świętego Krzysztofa... Mieliśmy takie małe miejsce pod Panem Jezusem, więc wstawiliśmy w nie aniołka. W ogóle dużo godzin spędziłam w Internecie szukając figurek odpowiednich świętych. Wszystkie są z masy żywicznej, żeby były trwałe. Zachowywałam się jak żebrak, wciąż prosiłam o upusty...
Fundusz sołecki, dzięki któremu, między innymi, dokonała Pani remontu kapliczki, to ...
... to było 9 130 złotych na rok dla naszej wsi.
Pani jest radną.
Tak, pierwszą kadencję. Lubię być społecznikiem, lubię być w centrum, decydować o czymś. Sołtysem jestem drugą kadencję, mówiono mi, że nic nie można zrobić, a ja sądzę, że jak się chce, to można. Tylko trzeba poświęcić swój czas. Na sołtysa wypromował mnie mój mąż (śmiech). Rzucił hasło na wsi, poparł mnie znajomy, pan Kisiel i zostałam sołtysem jednogłośnie.
Praca radnej pomaga Pani w sołtysowaniu?
Tak, bo mam więcej informacji o funkcjonowaniu gminy. Lubię drążyć tematy, nie można mnie oszukać i umieścić na dalszym planie. Jestem w komisji rolnictwa, ale to nie ma większego znaczenia, pracujemy razem. Jaka jest RADA? Po wyborach na wójta Falbę wydawało się, że nie będzie zgodna, bo było wielu radnych od byłego pana wójta, od pana Kaczmarczyka. Ja startowałam od pana Włodka, chociaż miałam możliwość od dwóch, pan Falba też mnie prosił. Ale było mi niezręcznie, bo przez kilka lat jako sołtys współpracowałam z wójtem Kaczmarczykiem...
Łatwiej było sołtysować za wójta Kaczmarczyka, czy za Falby?
Ja się odnajduję w każdej sytuacji. Nowego pana wójta bardzo chwalę. To właściwy człowiek na właściwym miejscu. Młody, ambitny, kompetentny. Uczestniczy w życiu gminy.
A właśnie, uroczystość związana z kapliczką...
Był wójt, byli mieszkańcy. Była msza święta w naszym KATOLIKU. Uczestniczył też ks. Dariusz Kisiel, autor książki o całej naszej parafii. Mówił, że jak widział naszą kapliczkę, to był bardzo smutny, teraz jest zachwycony. Oj, było dużo zachodu. Termin ustaliliśmy na 24 października, wysłałam kartki do mieszkańców z zaproszeniami, z programem uroczystości. W procesji od kaplicy do figurki pieśni nabożne śpiewały nasze seniorki wraz z moją teściową. Ksiądz Stanisław wyświęcił kapliczkę... Potem był obiad u nas, byli księża, był pan wójt z żoną, była pani Abramczyk od finansów z gminy, bardzo dobrze mi się z nią współpracuje. Do pomocy przyjechała córka, obiad był i tradycyjny, i nowoczesny – rosołek z makaronem, zupka cygańska, pierś z indyka w sosie pieczarkowym, karkówka, gołąbki, trzy sałatki, trzy ciasta.
To się Pani i narobiła, i dopłaciła.
Nie starczyło mi pieniędzy na zakup świętych rzeczy do kapliczki, więc postanowiłam zrobić zbiórkę pieniędzy na wsi. Nie wiedziałam, po ile zbierać. Postanowiłam od rodzin po 30 zł, od emerytów podwójnych 20, od jednego emeryta 10 zł. Zebrałam 820 zł, miałam jeszcze wcześniejszych pieniędzy ponad 1300. Ale jeszcze dołożyłam własnych - śmieję się, że na biednych nie trafiło. Pytano mnie, czy zbieram też na obiad, ale nie, zrobiłam go z własnej inicjatywy, bo tak wypada. Jak ksiądz kończył mszę, to powiedziałam, żeby i mnie wyświęcił, bo przez te remonty zeszłam na złą drogę – krzyczałam, przeklinałam, złościłam się... A przy okazji funduszy sołeckich odświeżyłam jeszcze jeden krzyż, wykonany w czystym polnym kamieniu, z 1905 roku. Na wiosnę, postanowiliśmy z mężem, że odświeżymy datę, która się zatarła lub zrobimy tabliczkę. Zrobiliśmy też kostkę dookoła i łańcuchy. Mój mąż Sławomir bardzo dużo mi pomaga, też go wychwaliłam na uroczystości. Wcześniej za fundusze sołeckie zakupiłam krzesełka i ławki do KATOLIKA. Ale jakby 1500 zł mi przepadło, bo były wójt nie wykonał swojej pracy do końca i nie odłączył światła KATOLIKA od prywatnego domu. Ale na wiosnę już będziemy to realizować.
Macie jeszcze jakieś zabytki?
Mamy, dwa, jeden krzyż w podwórku u jednych państwa, postawiony był w celu osobistym. Kiedyś pan Kaczmarczyk postawił go jako wotum za ozdrowienie córki, która jednak po latach zmarła. Ten krzyż też był w kamieniu, ale potem znalazł się na cmentarzu, przy grobie, a w miejsce jego stanął metalowy. Stary krzyż, wiek osiemnasty... Drugi krzyż mamy przy drodze do naszych pól, chyba z 1889, kiedyś wyprowadzano tam zmarłych. Ksiądz postawił mi zadanie - na wiosnę chce przyjechać na święcenie. I tak mam zadanie, tylko nie mam funduszy.
Jak to dobrze dla wsi mieć dobrego sołtysa.
Ludzie nie wybierają właściwych osób. Ja oczywiście mam swoich zwolenników i wrogów, chociaż jestem sołtysem świadomym i chętnym. Sołtys jest na wsi od czarnej roboty – uświadamiam swoich mieszkańców, piszę kartki, powiadamiam, przekazuję prośby księdza, proszę o pomoc przy Bożym Ciele, przy dożynkach... Mamy nagrody za wieńce... Lubię swoją pracę i muszę wszystko wiedzieć, aż mi wójt powiedział, że "wójtem to ja jeszcze nie jestem", a ja na to odpowiedziałam, że wiem i że to cenię.
Trochę młodych obywateli jednak macie, szkołę macie...
Dużą, zadbaną, dziewięciu nauczycieli, 32 dzieci z pięciu wsi... Szkoła będzie zamknięta, ale ludzie już nie oponują. W związku ze szkołą postawiłam sobie zadanie, chcę uzyskać kawałek boiska na cele okolicznych wsi. Dla dzieci. Ale wsie stwierdziły, że dla Joli Kucińskiej, chodzi o część funduszy sołeckich, nie będą dawali pieniędzy. A boisko należałoby ogrodzić, zrobić kilka punktów siłowych, plac zabaw, boisko do piłki nożnej i siatkówki, wyznaczyć miejsce na grill. Ludzie nie rozumieją celu... Mamy zamiar w kilka sołtysek założyć stowarzyszenie, może sięgniemy po fundusze z Zielonych Mostów Narwi...
Kobiety potrafią. A ile wokół kobiet – sołtysek?
Bożena Ciskowska z Dębin, Ania Drążewska z Mieżęcina, Dorota Wojtkowska z Wiktoryna, pani Poteraj na Przyłubiu, dużo nas... Radnych sołtysów jest czworo. Mam też panie doradczynie – Alę Kisiel, Genię Król, Gosię Ciskowską, Dorotę Skoczeń. Jedna pani nam odeszła, zginęła w wypadku – Maria Karłowicz, to jej pamięci poświęciłam odnowiony krzyż. olnik to żyje blisko ziemi, blisko Boga. Pracujemy na ziemi, patrzymy się w górę, nigdy nie wiemy, co zbierzemy. I zawsze człowiek musi się modlić, żeby też miał z czego żyć... Jakieś znaczące gospodarstwa? W naszej wsi mamy gospodarstwo ekologiczne państwa Karłowiczów, związane z hodowlą i sprzedażą ekologicznych warzyw.
To ciekawe, ale wróćmy do wątku kapliczki...
Złożyłam wniosek sołecki o remont kapliczki zabytkowej, wpisanej w rejestr zabytków gminy Zatory. Wnosimy z przesłanek starszych mieszkańców, że pochodzi może z 1900 roku, może z końca XVIII wieku. Nie miała takiego kształtu, jaki ma dzisiaj, ona była w kształcie groty, pałuby wielkości człowieka, nie wiem, co tam stało. W 1950 przebudowano ją i na kształt obecny, słupowy, była z czerwonej cegły. Później państwo Królowie, którzy mieszkają obok niej, postanowili ją otynkować. Następnie przemalowano ją na kremowy kolor. Jak doszło do remontu, pomyślałam, że może odkryjemy te stare cegły, ale obawiałam się, że będą w złym stanie. Pozostaliśmy więc przy tynku, murarz ładnie nam go zrobił. Ogrodzenie było, ale nie pasujące do całości, wykonane własnym sumptem i pomalowane na niebiesko. Szyby były powybijane, święte rzeczy pochodziły z domów, kto co miał, to przynosił... Kapliczka była opuszczona i zaniedbana.
Ten remont, to była i Pani inicjatywa, i robota...
Tak. Już wiosną starałam się o majstra, nie wiedziałam, że do remontu kapliczki trzeba podejść jak do budowy domu... Fachowcy zajęci. Już dogadałam się z panem Boguratem ze Ślisk, ale mi odmówił, później znalazłam jeszcze innego, ale też mi odmówił. Tak zeszło do jesieni, do września, pan Jeż spod Zator zgodził się... Okres wykopów, byliśmy zaskoczeni, ale pogoda dopisywała i zaczęło się. Pan Jeż szybko się uporał, w dwa tygodnie. Szybki zrobił nam pan Wasik, kowal artystyczny z Płudów. Wykonał ogrodzenie i wyspawał ramki do świętych rzeczy. Otworów za szybkami mamy siedem. Po obu stronach orła dojdą jeszcze płaskorzeźby z Włoch.
Jak to z Włoch?
Jestem osobą internetową, wyszperałam je w Internecie. Płaskorzeźby to anioły z materiału nie poddającego się warunkom atmosferycznym. Gips, drewno odpada... Znalazłam z marmuru, zawisną na najwyższym poziomie. A do ustalania świętych figur poprosiłam naszego księdza proboszcza, Stanisława Mariańskiego. Był zadowolony. Ustaliliśmy, że w centrum ustawimy Matkę Boską Niepokalaną, ona była tam kiedyś, ale ksiądz nam powiedział, że nie możemy z boku umieścić Pana Jezusa, musi być w centrum. I tak Matka Boska znalazła się z jednego boku, z drugiego święta Anna, babka Pana Jezusa. Niżej, pod Maryją, jest Józef, opiekun, a z drugiej strony święty Antoni. Ksiądz nam sugerował, żebyśmy umieścili jeszcze Piotra i Pawła, bo nasza pniewska parafia jest pod ich wezwaniem, ale nie mogliśmy znaleźć odpowiednich rozmiarów tych figurek, jak i świętego Krzysztofa... Mieliśmy takie małe miejsce pod Panem Jezusem, więc wstawiliśmy w nie aniołka. W ogóle dużo godzin spędziłam w Internecie szukając figurek odpowiednich świętych. Wszystkie są z masy żywicznej, żeby były trwałe. Zachowywałam się jak żebrak, wciąż prosiłam o upusty...
Fundusz sołecki, dzięki któremu, między innymi, dokonała Pani remontu kapliczki, to ...
... to było 9 130 złotych na rok dla naszej wsi.
Pani jest radną.
Tak, pierwszą kadencję. Lubię być społecznikiem, lubię być w centrum, decydować o czymś. Sołtysem jestem drugą kadencję, mówiono mi, że nic nie można zrobić, a ja sądzę, że jak się chce, to można. Tylko trzeba poświęcić swój czas. Na sołtysa wypromował mnie mój mąż (śmiech). Rzucił hasło na wsi, poparł mnie znajomy, pan Kisiel i zostałam sołtysem jednogłośnie.
Praca radnej pomaga Pani w sołtysowaniu?
Tak, bo mam więcej informacji o funkcjonowaniu gminy. Lubię drążyć tematy, nie można mnie oszukać i umieścić na dalszym planie. Jestem w komisji rolnictwa, ale to nie ma większego znaczenia, pracujemy razem. Jaka jest RADA? Po wyborach na wójta Falbę wydawało się, że nie będzie zgodna, bo było wielu radnych od byłego pana wójta, od pana Kaczmarczyka. Ja startowałam od pana Włodka, chociaż miałam możliwość od dwóch, pan Falba też mnie prosił. Ale było mi niezręcznie, bo przez kilka lat jako sołtys współpracowałam z wójtem Kaczmarczykiem...
Łatwiej było sołtysować za wójta Kaczmarczyka, czy za Falby?
Ja się odnajduję w każdej sytuacji. Nowego pana wójta bardzo chwalę. To właściwy człowiek na właściwym miejscu. Młody, ambitny, kompetentny. Uczestniczy w życiu gminy.
A właśnie, uroczystość związana z kapliczką...
Był wójt, byli mieszkańcy. Była msza święta w naszym KATOLIKU. Uczestniczył też ks. Dariusz Kisiel, autor książki o całej naszej parafii. Mówił, że jak widział naszą kapliczkę, to był bardzo smutny, teraz jest zachwycony. Oj, było dużo zachodu. Termin ustaliliśmy na 24 października, wysłałam kartki do mieszkańców z zaproszeniami, z programem uroczystości. W procesji od kaplicy do figurki pieśni nabożne śpiewały nasze seniorki wraz z moją teściową. Ksiądz Stanisław wyświęcił kapliczkę... Potem był obiad u nas, byli księża, był pan wójt z żoną, była pani Abramczyk od finansów z gminy, bardzo dobrze mi się z nią współpracuje. Do pomocy przyjechała córka, obiad był i tradycyjny, i nowoczesny – rosołek z makaronem, zupka cygańska, pierś z indyka w sosie pieczarkowym, karkówka, gołąbki, trzy sałatki, trzy ciasta.
To się Pani i narobiła, i dopłaciła.
Nie starczyło mi pieniędzy na zakup świętych rzeczy do kapliczki, więc postanowiłam zrobić zbiórkę pieniędzy na wsi. Nie wiedziałam, po ile zbierać. Postanowiłam od rodzin po 30 zł, od emerytów podwójnych 20, od jednego emeryta 10 zł. Zebrałam 820 zł, miałam jeszcze wcześniejszych pieniędzy ponad 1300. Ale jeszcze dołożyłam własnych - śmieję się, że na biednych nie trafiło. Pytano mnie, czy zbieram też na obiad, ale nie, zrobiłam go z własnej inicjatywy, bo tak wypada. Jak ksiądz kończył mszę, to powiedziałam, żeby i mnie wyświęcił, bo przez te remonty zeszłam na złą drogę – krzyczałam, przeklinałam, złościłam się... A przy okazji funduszy sołeckich odświeżyłam jeszcze jeden krzyż, wykonany w czystym polnym kamieniu, z 1905 roku. Na wiosnę, postanowiliśmy z mężem, że odświeżymy datę, która się zatarła lub zrobimy tabliczkę. Zrobiliśmy też kostkę dookoła i łańcuchy. Mój mąż Sławomir bardzo dużo mi pomaga, też go wychwaliłam na uroczystości. Wcześniej za fundusze sołeckie zakupiłam krzesełka i ławki do KATOLIKA. Ale jakby 1500 zł mi przepadło, bo były wójt nie wykonał swojej pracy do końca i nie odłączył światła KATOLIKA od prywatnego domu. Ale na wiosnę już będziemy to realizować.
Macie jeszcze jakieś zabytki?
Mamy, dwa, jeden krzyż w podwórku u jednych państwa, postawiony był w celu osobistym. Kiedyś pan Kaczmarczyk postawił go jako wotum za ozdrowienie córki, która jednak po latach zmarła. Ten krzyż też był w kamieniu, ale potem znalazł się na cmentarzu, przy grobie, a w miejsce jego stanął metalowy. Stary krzyż, wiek osiemnasty... Drugi krzyż mamy przy drodze do naszych pól, chyba z 1889, kiedyś wyprowadzano tam zmarłych. Ksiądz postawił mi zadanie - na wiosnę chce przyjechać na święcenie. I tak mam zadanie, tylko nie mam funduszy.
Jak to dobrze dla wsi mieć dobrego sołtysa.
Ludzie nie wybierają właściwych osób. Ja oczywiście mam swoich zwolenników i wrogów, chociaż jestem sołtysem świadomym i chętnym. Sołtys jest na wsi od czarnej roboty – uświadamiam swoich mieszkańców, piszę kartki, powiadamiam, przekazuję prośby księdza, proszę o pomoc przy Bożym Ciele, przy dożynkach... Mamy nagrody za wieńce... Lubię swoją pracę i muszę wszystko wiedzieć, aż mi wójt powiedział, że "wójtem to ja jeszcze nie jestem", a ja na to odpowiedziałam, że wiem i że to cenię.
Trochę młodych obywateli jednak macie, szkołę macie...
Dużą, zadbaną, dziewięciu nauczycieli, 32 dzieci z pięciu wsi... Szkoła będzie zamknięta, ale ludzie już nie oponują. W związku ze szkołą postawiłam sobie zadanie, chcę uzyskać kawałek boiska na cele okolicznych wsi. Dla dzieci. Ale wsie stwierdziły, że dla Joli Kucińskiej, chodzi o część funduszy sołeckich, nie będą dawali pieniędzy. A boisko należałoby ogrodzić, zrobić kilka punktów siłowych, plac zabaw, boisko do piłki nożnej i siatkówki, wyznaczyć miejsce na grill. Ludzie nie rozumieją celu... Mamy zamiar w kilka sołtysek założyć stowarzyszenie, może sięgniemy po fundusze z Zielonych Mostów Narwi...
Kobiety potrafią. A ile wokół kobiet – sołtysek?
Bożena Ciskowska z Dębin, Ania Drążewska z Mieżęcina, Dorota Wojtkowska z Wiktoryna, pani Poteraj na Przyłubiu, dużo nas... Radnych sołtysów jest czworo. Mam też panie doradczynie – Alę Kisiel, Genię Król, Gosię Ciskowską, Dorotę Skoczeń. Jedna pani nam odeszła, zginęła w wypadku – Maria Karłowicz, to jej pamięci poświęciłam odnowiony krzyż.