A ja? Ja wciąż mam w oczach Kazia siedzącego przy moim stole. Przyszedł na wywiad. Spokojny, wyciszony, szczęśliwy. Jeszcze nie wiedział o swojej chorobie. Przyniósł mi anioła i... chleb wypieczony przez Grażkę.
I wciąż mam w pamięci wyjazd Stefankiewiczów do ich przyjaciół, a tych mają że ho ho. Do właściciela prywatnego skansenu na Mazowszu. I wiąż mam w pamięci te gorące dni pośród lata, kiedyśmy się spotykali na pułtuskiej przystani. Jeszcze w ubiegłe lato fotografowałam Kazia w otoczeniu pań i panów, działaczy ruchu abstynenckiego.
Ci Twoi przyjaciele, Kaziu, jak pięknie Cię żegnali! Pani Ewa, która niosła pomoc dla Ciebie, powiedziała, że: rozświetlałeś ludziom życie, uczyłeś pokory, miłości, pogody ducha, dzieliłeś się sercem, kochałeś życie, byłeś powiernikiem tajemnic, byłeś waleczny, byłeś nauczycielem życia...
Zostały zdjęcia. Została pamięć o tym, który chciał żyć, chociaż LOS były na przekór Jego pragnieniu, pragnieniu BOHATERA ŻYCIA. Nie usiądzie już w cieniu drzewa na własnej działce, nie pogłaszcze psa...
Zostanie w pamięci tych, którzy Go znali, a przede wszystkim tej, która umierała razem z Nim!
GMD

