Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 15 czerwca 2025 04:30
Reklama Wieliszewskie Wianki 2025

#tematdlauwagi na pułtuskim rynku

#tematdlauwagi na pułtuskim rynku
archiwum (16)
Pułtuszczanie rozpoznali ich po busie oznaczonym #tematdlauwagi. Ich to znaczy dziennikarzy TVN, którzy po akcji w Wyszkowie, przyjechali, przed 15, w ubiegły czwartek, do Pułtuska. Ich przyjazd pozwolił pułtuszczanom na zgłaszanie ważkich dla nich tematów, problematycznych, na rozwiązanie których czekają miesiącami a nawet latami, z którymi sobie nie radzą, zostawieni bez pomocy


TYGODNIK rozmawiał z kilkoma osobami, jeszcze przed ich wejściem do busa. Oto co nam powiedzieli.

Babcia wnuka, pani Sylwia: - Przyszłam na rynek, aby opowiedzieć dziennikarzom o swoim dwuletnim wnuku, który ma małą masę ciała, 9 kg, a co ciekawe, wnuczek je bardzo dużo. W dodatku budzi się o 2 - 3 w nocy, je, pije, nieraz rano usypia, nieraz tak trwa do wieczora i córka poszła do pani doktor z tym problemem, do pediatry. Dostała skierowanie na badania, na 3 Maja, ale tam pielęgniarka powiedziała, że nie potrafi pobrać krwi małemu dziecku. I tak córka poszła z synkiem na badania do szpitala. Maluch został przyjęty na oddział, lekarz stwierdził, że jeżeli dziecko budzi się nocy, to nie jest choroba. I to mnie niepokoi, uważam, że lekarze ignorują stan dziecka.  Stoimy na niczym, a ja bardzo kocham swojego wnuka... Córka się obawia, że lekarz może na nią nasłać opiekę społeczną, że głodzi syna, bo niedużo waży. No i nie wiemy, skąd to nocne budzenie i jedzenie...

Pani W.: - Przyszłam opowiedzieć o mojej sytuacji domowej, która jest wręcz tragiczna i – jak się okazuje – bez wyjścia. Syf z malarią. Ja już nie wiem, co mam robić, z domu wychodzę... Znikąd pomocy. Ratusz nic nie może zrobić, policja nic... Chodzimy z instytucji do instytucji. Wszyscy odbijają piłeczkę. A pan dzielnicowy doradził, żebym córkę spłaciła. A skąd ja mam wziąć pieniądze? Moja gehenna trwa już dwa lata.  A chodzi o to, że razem z moją córką, agresywną, tu zameldowaną, niepracującą, żyje pięć kotów (pomieszczenie 2.5 m x 3m), stąd też w całym mieszkaniu wyczuwalny jest "bardzo silny odór moczu i kału"(uwagi lekarza weterynarii). Aha, no i mamy wyrok, ale jest nieprawomocny – córka non stop odwołuje się od niego i nie chce opuścić lokalu. U córki przebywa jej konkubent, niezameldowany, obcy. Gdy jest pijany, dewastuje mi mieszkanie...  I zastraszają mnie oboje, mówią, że moje miejsce jest na cmentarzu, lecą z łapami... Zrobili mi z mieszkania  chlew, ubrania śmierdzą, sąsiedzi proszą "Zrób porządek". Konkubent córki gasi papierosy w zakamarku na liczniki...To co powiedziałam, to zaledwie czubek góry lodowej...

Mama z córką: - Zgłoszę  temat mieszkania i to, jak pan burmistrz traktuje ludzi, nierówno, jeśli chodzi o przydział mieszkań. Ratusz odsyła ludzi do TBS-u, TBS do burmistrza i tak mamy błędne koło.  TBS mówi, że nie zajmuje się mieszkaniami,  pan burmistrz mówi inaczej, każdy gada co innego i tak się chodzi tu i tu. My z mężem tworzymy 5-osobową rodzinę, w tej chwili wynajmujemy mieszkanie od prywatnej osoby, od stycznia, a mamy TBS-owskie mieszkanie. Musieliśmy wynająć, bo warunki nie pozwalają nam mieszkać w TBS-owskim – remontu nie było w nim od lat; mieszkanie mamy przejściowe; pokój i kuchnia - 27 m kw.; piecowe; brak ciepłej wody. Niedaleko koszar. Czynsz oczywiście płacę, nie zalegam. Prezes TBS mówi, że jak nas stać na wynajem, to mamy tam siedzieć. Taka jest odpowiedź prezesa! Niedawno byliśmy  u pana burmistrza, ale go nie było, więc rozmawialiśmy z zastępcą – przy rozmowie była też pani Justyna urzędująca w ratuszu. Stwierdziła, że oni nie muszą przyznawać  lokali, bo oni nie są od tego. To od czego są w końcu? Radziła wziąć kredyt i wykupić sobie mieszkanie. Wniosek o przydział jednak zgłosiłam, jestem 4 na liście, byłam 6. Kilka pięcioosobowych rodzin czeka, tak jak my. Ale dokąd?

Mężczyzna: - Mój temat? Ogólnie biorąc to prywatyzacja po wojskowemu i żołniersku.  Czy chodzi o koszary? Tak, dokładnie! Mam baaardzo szeroki materiał. Tu, dziennikarzom, tylko wrzucę temat, może zechcą się zapoznać.

- Nasze  społeczeństwo jeszcze nie dorosło do mówienia o problemach swojego środowiska i o ludziach w nim. Owszem, gadają jak najęci, ale na ulicy, w kolejkach do kasy, ale jak można przyjść do dziennikarzy i nagłośnić  kontrowersyjną  sprawę "pieczętując " ją własną twarzą, to już nie. A co należałoby nagłośnić? O, jest kilka takich spraw: przywłaszczenie kilkunastu  telefonów przez byłego wójta Winnicy i w nagrodę  jego awans na dyrektora w starostwie oraz wystąpienie prokuratury do SR o warunkowe umorzenie sprawy; pozorowana działalność TBS-u, który NIC NIE MOŻE; nieudostępnienie tarasu widokowego na dzwonnicy; przerosty administracyjne w strukturach miasta i powiatu, brak jakichkolwiek  starań o porządek w mieście – powiedział "TP" mieszkaniec Pułtuska.

Grażyna M. Dzierżanowska


Podziel się
Oceń