Zadzwoniła do mnie przemiła pani Ela i wskazała na przydomowy ogródek wart przedstawienia. Ów ogródek znajduje się przy bloku poniemieckim przy Traugutta 23. Przyjrzałam się temu kwietnemu miejscu i nie żałuję, że poszłam tropem wskazanym przez panią Elżbietę
Tak staję przy zieleńcu, znajdującym się od strony podwórka, wypełnionym płożącymi się iglakami, różami, aksamitkami, warszawiankami, mieczykami, wysokimi dzwonkami, bratkami. To królestwo Lidii Łojewskiej, nad którym trzyma władzę już 12 lat. Bez udziału innych. – Sama samiuteńka – słyszę.
Pani Lidka sięga pamięcią wstecz, opowiada mi, od czego zaczęła swoją rabatową przygodę. Najpierw skopała ziemię, potem nawiozła ziemi, dostała ją od kolegi. Ale... - Najpierw spytałam panią Asię, administratorkę TBS-u, czy da mi pozwolenie na założenia klombu. Pozwoliła. Najpierw zagospodarowałam kawałek ziemi, ale potem pomyślałam, że zrobię ogródek pod trzema moimi oknami. No i kupiłam dwa płożące krzewy, posadziłam, a potem kwiaty. Wsadzam je corocznie, dokupuję, ale nie wszystkie nazwy pamiętam... Mam też samosiejki. Kwiaty kwitną mi przez cały rok. Zaczynają tulipany, żonkile, narcyzy. Owszem, nawożę je.
Pytam Lidię Łojewską, z jakiego powodu stała się blokową kwiaciarką. Odpowiada: - Jest na co popatrzeć. A poza tym są tu śmietniki, w nich pełno much, więc jak mówią sąsiedzi z góry, państwo Jaworscy, miło popatrzeć za okno, kiedy są kwiaty. "Aż miło popatrzeć", mówią. Inaczej byłaby ubita ziemia, po której chodziłyby psy i zanieczyszczały teren pod oknami.
Kwietnik jeszcze niedawno rozświetlały 24 lampki słoneczne, niestety, zostały skradzione. – Pewnie na piwo – mówi Lidia. – A szkoda, ładnie świeciły. Był czas, że nic nie ginęło, a teraz to aż strach. Wśród kwiatów znajdowały się również wiatraczki, ale te tak się spodobały wnuczkowi pani Lidki, że je mu oddała. Pozostał krasnal i jedna stylizowana lampa, bo dwie też zostały skradzione.
W pobliżu ogródka pani Lidki znajdują się jeszcze dwa kolejne. Jeden z ładnym płotkiem, drugi pełen żółtych kwiatów. - Opiekują się nimi panie: Basia Borowska i Jadzia Czerwińska – objaśnia moja rozmówczyni, ładnie opalona, chociaż na wczasach jeszcze nie była. – Tak sobie wylecę do ogródka, popracuję i jeszcze się opalę – śmieje się.
Przy okazji rozmów o rabacie, dowiaduję się, że pani Lidka jest po prostu rozkochana w kwiatach. I – jak mówi – lubi skubać w ziemi, dlatego też chodzi na działkę do siostry, na JARZYNKĘ. - I opiekuję się kwiatami rosnącymi przy bloku WSPÓLNOTY MIESZKANIOWEJ naprzeciwko TRÓJKI. Opiekuję się tymi ogródkami już drugi rok (fotografowałam je dla TYGODNIKA już kilka razy, są pięknie utrzymane – przyp. gmd).
Uwierzycie? Pani Lidka lubi rozmawiać z kwiatami. - W tym mieszkaniu nie trzymają się kwiaty, ale w poprzednim, w pierwszej klatce, to miałam... sześćdziesiąt paproci na ścianie, o rożnych liściach, na jednej łodyżce po pięć liści, ułożone były jeden za drugim.... Różniły się od siebie. Miałam i wisielce nie wisielce, ze dwieście kwiatów. Jak je myłam, to była dżungla... Na całych ścianach wisiały kwiaty, sąsiedzi mogą potwierdzić. Busz. I z mszycami umiem walczyć, z grzybami... Nazbieram pokrzyw, ugotuję wywar, podleję ziemię i po mszycach.
Jakie kwiaty lubi najbardziej? Wszystkie lubi, także te łąkowe, polne, szczególnie maki. Jednych nie lubi – sztucznych.
- Kwiaty to moje hobby, gdzie je wsadzę, to wyrosną. Gdybym miała dużo pieniędzy, to byłyby tu cuda niewidy.
Grażyna M. Dzierżanowska