Nie minął jeszcze rok od czasu, kiedy w maju 2018 r. wszyscy obserwowaliśmy pracowników malujących pasy na przejściach dla pieszych. Okolice Manhattanu, Jana Pawła II, Mickiewicza i wiele innych dróg w Pułtusku. Coś mnie wtedy tknęło, zrobiłem kilka fotografii, a na łamach Tygodnika ukazał się krótki artykuł o corocznym odmalowywaniu znaków na drogach. COROCZNYM MALOWANIU....
W PRL-u, jak wielu z nas pamięta, pod koniec kwietnia, a przed 1 maja, w całej Polsce, w miastach i wioskach, malowano na biało krawężniki, słupki, słupy i wszystko, co tylko można było pomalować. Bielono wapnem, a ciesząca przez maj świeża biel już po kilkunastu tygodniach smętnie szarzała i ostatecznie znikała. Za rok mieliśmy powtórkę. I znów przez chwilę było ładnie. I znowu wszyscy się cieszyli. Przyznacie sami, że kiedy na jezdni pojawiają się nowe pasy dla pieszych, to też robi się tak ładnie, porządnie, schludnie – a przede wszystkim bezpiecznie. Można się cieszyć, prawda?
Kilka dni temu zatrzymałem się przy przejściach na Jana Pawła II i zastanawiałem się, o co w tym wszystkim chodzi. Początek kwietnia, z pasów zostały żałosne cienie, a po deszczu zupełnie ich nie widać. W tych rejonach naszego miasta ruch pieszych bywa naprawdę duży, samochody chwilami jadą zderzak w zderzak. Kiedy znaki na jedni znikają, robi się bardzo niebezpiecznie. Pamiętamy również, że od czasu do czasu policja robi w tym rejonie akcje, które dyscyplinują mieszkańców do przechodzenia przez jezdnię wyłącznie w wyznaczonych miejscach. WYZNACZONYCH!
Wierzę, że ten tekst przeczytają nasi zarządcy dróg. Szanowni drogowcy – domyślam się, że malowanie "znaków poziomych" na drogach, na przykład pasów dla pieszych, to dość kosztowne operacje. Kilkunastu pracowników, specjalistyczne maszyny, samochody techniczne, wielogodzinne utrudnienia przejazdu, kierowanie ruchem w czasie prac itp. Najważniejsze w tym wszystkim jest jednak to, jakiej farby się użyje i jak się tę farbę nakłada. W tych sprawach, żeby nie było pomyłek i błędów, określono normy prawne. Już rok temu wspominaliśmy podstawowy dokument w którym opisano także warunki malowania znaków na jezdniach, mający prawie 450 stron, o długiej i skomplikowanej nazwie,: rozporządzenie Ministra Infrastruktury w sprawie szczegółowych warunków technicznych dla znaków i sygnałów drogowych oraz urządzeń bezpieczeństwa ruchu drogowego i warunków ich umieszczania na drogach.
Wymyślono różne farby do malowania pasów. Widać także, że nie przewidziano farby, która zniknie przed upływem jednego roku.... Koszty farby to ułamek całych kosztów malowania pasów. Inaczej mówiąc: solidne nałożenie grubszej warstwy trwałej farby podniesie ogólne koszty prac, jednak wartość pracy ludzi i maszyn jest podobna, bez względu na to, czy malujemy tanią farbą na bazie wody czy farbą zaawansowaną technologicznie. Zapewne maszyny do nakładania farb chemoutwardzalnych albo termoplastycznych są droższe – ale to w ogólnym rozrachunku jest bardziej rozsądne niż malowanie tanią technologią rok w rok. Pasy w Pułtusku znikają już po kilku miesiącach. Rozumiem, że kiedy ekipy malarzy kończą pracę, pojawiają się inspektorzy zarządu dróg, którzy sporządzają dokumenty odbioru wykonanych robót. Prawda? Zakładam, że Inspektorzy podają w protokółach warunki w jakich malowano, oraz rodzaj rzeczywiście zastosowanej farby. Nawet nie będę próbował się domyślać, w jaki sposób inspektorzy mierzą i badają grubość nałożonej farby – no bo jeśli warstwa jest zbyt cienka, albo zastosowano nieodpowiednią farbę, to nie można odebrać takiej pracy – prawda?
Chcę jednak wierzyć, że po pasach, które namalują nam już za chwilę, będziemy mogli bezpiecznie przechodzić przez dwa, może trzy lata. I będą stale widoczne, także po deszczu. I nie trzeba ich będzie za chwilę znów poprawiać. Bo chodzi tu o dwie bardzo ważne sprawy: o nasze bezpieczeństwo i o nasze pieniądze. Pieniędzy, którymi zarządcy dróg opłacają0 te prace, nie przynoszą na wiosnę bociany – to pieniądze z naszych podatków. Nie stać nas na "bylejakość" a "taniocha" zwykle okazuje się droższa od mądrych rozwiązań technicznych.
Patrzę sobie na te wyblakłe cienie pasów, które zniknęły po kilku miesiącach, patrzę na dziury w asfalcie, łatane co pół roku w tych samych miejscach – i patrzę na remontowane chodniki i pobocza. Myślę o kosztach i kwotach, które są wydawane na wszystkie to prace. O nagrodach czy premiach, jakie dostaną, być może, inspektorzy, którzy odbiorą wykonywane roboty i potwierdzą, że wszystko zostało zrobione właściwie.
Cieszymy się wszyscy na myśl o tych nowych chodnikach. Pozostaje pytanie: jak długo?
ZCZ