Córka mi napisała: "Mamo, to ja, w środku, harcerka, obok Ewy Stosio!". A ja? A my? My nie poznaliśmy własnej córki. "Czy ona była w ogóle w harcerstwie?" – spytał mnie K. Mówię: "Była". A skąd się wzięła ta rozmowa? Ano w związku z absolutnie cudowną stroną Pułtusk i jego mieszkańcy na starych fotografiach. Tamże pan Hubert Sieńkowski zamieścił zdjęcie z zapytaniem: KTO SIĘ POZNAJE? Zdjęcie autorstwa pana Edwarda Sieńkowskiego, zasłużonego dla Pułtuska na równi, powiedzmy, z Wiktorem Gomulickim, przedstawia dwie Kurpianeczki przy kołowrotku i trzy harcerki, a ta w środku to nasza córeczka, Atessa Dzierżanowska. Kinga Lots, moja śliczna i niezapomniana uczennica z JEDYNKI, od razu napisała pod fotką: ATESSA WURM i zdjęcie przesłała Acie.
To wstęp, a teraz przejdźmy do meritum. Ta strona, o której było wyżej, to cud nad cuda. Odnajdują się na niej pułtuszczanie i jak w kryształowym zwierciadle przegląda się w niej nasza historia. Lokalna historia. Tu chylę czoła przed założycielami i pomysłodawcami, przed moderatorami i wizualnymi narratorami (naprawdę nie wiem, kto to taki!). I przed tymi, którzy komentują zdjęcia. Pani Bożena Chojnacka napisała: "Jaka ta Nasza Grupa przemiła, Panowie tak ładnie się przepraszają... może być miło i z kulturą??? Może!!!". Pani Elżbieta Kowalska: "Cudowna Grupa, rano się budzę i już tęsknię...". Tak! GRUPA WCIĄGA. TEŻ MNIE WZIĘŁA. Przypadkiem znalazłam tamże zdjęcia rodzinne: mojej babusi Stasi Janowicz (warszawianki mieszkającej od dziecka za Narwią), mojej siostry ciotecznej Irenki Rońdowej (jej rodzice, Błaszczakowie, mieli, po wojnie, restauracyjkę na 3 Maja; chodziłam do wujostwa w odwiedziny - jako dziecko - wraz z siostrą i tatusiem, bratem Marysi Błaszczakowej), mojej ciotki Jadzi Archackiej de domo Ciszewskiej (stoi z koleżankami, wczesnym przedwiośniem, i jestem pewna, że z pułtuszczankami, ale jeszcze nikt nie podał ich nazwisk; wiem, że moja siostra cioteczna, Grażyna Stadnik de domo Tałandziewicz, zna ich nazwiska!) oraz naszej córki.
A zdjęcia tam w ogóle urokliwe.
Weźmy to naszej BUDY, liceum nr 37 na czerwonej tarczy. Fasada szkoły. Dostojny budynek. Wokół aż kipi od zieleni, od drzew. W rogu, po prawej stronie, wysoka brzoza. To ona zaglądała w okna naszej klasy, łacińskiej, XID. A że siedziałam w pierwszej ławce z Danusią Krupską (nie umiałam się dopchać do ostatniej, wymarzonej przez wszystkich), przed katedrą, przeto wszelkie szkolne boleści słałam ku tej brzozie zielonej. Była dla mnie metaforą wolności, beztroski. I była synonimem permanentnego lęku. Cztery lata lęku!!!
Te zdjęcia... Ukazują ludzi, ukazują naszą Narew, nasz zamek, nasze kościoły, naszą Świętojańską, nasz Rynek, naszą 3 Maja, naszą powódź, nasze miasto podczas wojny, po wojnie i przed wojną... Wszystko nasze, ukochane, zakleszczone w sercach i w pamięci.
Bo weźmy taką 3 Maja, weźmy domek sióstr zakonnych, do których byłam prowadzana na... ból, na zastrzyki. Bywało, że tuż po zastrzyku MAMA prowadziła mnie do WUJKA – po cukierki z wielkiego szklanego słoja z przykrywką. Albo po lizaka – czerwonego jak zimowa czapeczka udziergana przez mamę. A nasze wejście oznajmiał dzwonek u drzwi. Zaraz też w niewielkim sklepiku ukazywała się nieduża, miła pani, żona pana WUJKA.
Bo też weźmy taką ARKADIĘ, miejsce posiłków, ale też wesel, przyjęć noworocznych, dansingów. Te zdjęcia przedstawiające ARKADIĘ, na nich ludzi... Oto kogo widzę? Basię Płochocką (Spas), moją CZWÓRKOWĄ koleżankę...
Bo weźmy takie zdjęcia podane przez pana Adama Syskiego – najpierw panowie, potem panie – piękni ludzie! Tych nikt nie skomentował... Pozostaną tajemnicą na wieki? Jakie to przykre. Ten CHOLERNY CZAS!!! Czas, który kradnie nam z pamięci ludzi i obrazy miasta.
Ale też weźmy ludzi związanych z Pułtusk i jego mieszkańcy na starych fotografiach... Wszystkich nie wymienię, ale chociaż wspomnę o: Joasi Gregorczyk (!!!), Hubercie Sieńkowskim, Wandzi Pieńkos, Dziuni Kaźmierczak, Adamie Syskim, Elżbiecie Arasimowicz, Teresie Szarszeńskiej, Robercie, Marku, Barbarze Bluszko... To oni tworzą historię do HISTORII.
Też bym tak chciała. Dlatego publikuję zdjęcie, które jest w moim domu. Nie wiem, kto na nim. Na pewno nikt z rodziny, chociaż tę cudowną parę, sfotografowaną przez firmę E. Zajączkowski i Spółka Pułtusk, nazywam, żartobliwie, antenatami. Są mi bliscy, chociaż nieznani. Dają dobry duch mojemu salonowi.
poniedziałek, 16 czerwca 2025 15:34