Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 27 czerwca 2025 08:26

KONTAKTY

Mam tak, że nie wyrzucam z KONTAKTÓW umarłych telefonów
KONTAKTY
cmentarz
Sporo ich jest, chociaż nigdy, ale to nigdy, nie zadzwoniłam pod UMARŁY numer. Zmieniam komórki, nasz Staś zaopatruje mnie w coraz to lepsze telefony (większość funkcji jest mi zupełnie obca), przerzuca mi kontakty, mówi, żebym oczyściła sobie tę komórkową stajnię Augiasza, a ja swoje. U mnie wszyscy żyją i niech już tak zostanie.
Dwu umarłym numerom poświęciłam wiersz, dawne to wiersze, zawarte w "Nanizanej". To wersy poświęcone Bożence Kijan, która "Odeszła z porywistym majem/nierozbuchanym zielenią" i towarzyszce mojej młodości – Lucynce Przewoźnej. Brzmi tak: *** telefon był z WYSOKA/hallo kto mówi/ŚPIĄCZKA CUKRZYCOWA/dziwiła się Lucyna/położyła słuchawkę na skrzyżowaniu/ŻYCIA ZE ŚMIERCIĄ/wyszła na spotkanie/chociaż śmiertelnie śpiąca/zostawiła senny numer/28-10/telefon był Z WYSOKA/hallo kto mówi/RRAK SUTKA/denerwowała się Bożenna/położyła słuchawkę na skrzyżowaniu/MASTEKTOMII i CHEMIOTERAPII/ wyszła na spotkanie/ale się ociągała/zostawiła nieżywy numer/30-94/hallo mówię Z DOŁU/gdy zmarłe jak żywe/pojawiają się w moich snach/mijamy się bezgłośnie/hallo/
Bożenka i Lucynka... Zostały mi po nich zdjęcia, wspomnienia, a po Bożence jeszcze ... srebrny kot na podstawce z podniesionym ogonem, na ten ogon wkładam moje pierścionki i obrączki.
Ta wspomnieniowa wiązanka umarłych numerów rozpoczyna się literką B. Rysio Blatoń, pułtuszczanin, syn TRZYNASTAKA. Poznałam go na wieczorze wspomnień, w Pułtusku, w nadnarwiańskiej tawernie. Na ów wieczór przyszli przyjaciele Rysia, panie - Janeczka Turek i Basieńka Burawska, córka burmistrza – legendy, chyba też pani Biernacka, żona pana Edwarda, który też był z nami. Czy był ktoś jeszcze? Możliwe. Nie było pani Alinki Podgórskiej - Jonczy, przyjaciółki pani Janiny, klaudynki, mieszkanki, jak Ryszard, Śląska. Dużo się wtedy dowiedziałam o swoim Pułtusku, o mieście, jakiego nie znałam, o koszarach, o ich urodzie.
B. Andrzej Bluszko. Kolega z młodości, właściwie najpierw kolega mojej dobrej szkolnej koleżanki, Krysi Suchodolskiej. Grzeczny chłopak, miły, cichy – tak go zapamiętałam. Potem kumpel do rozmów o Pułtusku, kolekcjoner, który obdarował mnie plikami "Expressu Mazowieckiego" sprzed wojny i ciężkimi moździerzami. Ba. I starą ramą, czarną, drewnianą, z subtelnym ornamentem, która teraz towarzyszy obrazowi Georgija Asłanjana. Pięknie się uzupełnia z Asłanjanowym pejzażem.
Cz. Emilka Czarnecka. Wspaniała babka. Szczera. Życzliwa. Utalentowana. Myśl o Emilce towarzyszy mi kiedykolwiek wchodzę do pokoju tzw. gościnnego, gdzie na ścianie wiszą dwa jej obrazy: drapieżne, dynamiczne maki i irysy – te malowane specjalnie dla mnie. Złote ręce Emilki utkały mi wełnianą kopertówkę, piękną. Żeby to kopertówka, nawet najpiękniejsza, przeżyła artystkę?!
J. Edward Jarząbek – znałam go od dziecka. Widziałam, jak w ogrodzie na Kościuszki, otoczona butlami z tlenem, umierała na płuca siostra pana Edwarda, (chyba) Danusia. To był przerażający widok dla dziecka – widok śmierci i jasne włosy konającej. Och, gdybym była przekonana o tym, że ludzie tak szybko odchodzą, nie odpowiadałabym na zaproszenie pana Edwarda słowami: "Panie Edziu, kiedyś tam wpadnę, wpadnę, to pogadamy". Raz nam się tylko udało spokojnie pogadać w domu państwa Jarząbków. To wówczas zdałam sobie sprawę z wielkości archiwum pana Jarząbka. Różnie ludzi o nim gadali, jak o samym panu Edwardzie. A ja? Ja bardzo lubiłem patrzeć na Pułtusk jego oczami, szczególnie na żydowską dzielnicę. Cieszyłam się bukietami ogrodowych kwiatów od niego.
M. Edward Malinowski – kochany pan Edzio! Jemu też poświęciłam wiersz. Nasza znajomość rozpoczęła się, łatwo zgadnąć, od wywiadu na temat jego pasji kolekcjonerskiej. Och, pan Edward wielkim kolekcjonerem był. Szczególnie upodobał sobie militaria, które niezbyt mnie interesowały – mnie interesował KOLEKCJONER. Jego opowieści o tym, w jaki sposób wchodził w posiadanie swoich eksponatów, jak o nie zabiegał, jak na nie czekał. Jakże lubiłam rozmowy z panem Edwardem, najczęściej te wieczorne, przerywane wybuchami, ba, huraganami śmiechu, które rozpoczynał: "Pani Grażynko, rączki całuję". Te nasze rozmowy, okraszane ciekawostkami, Edward wiedział, że lubię ciekawostki...
N. Andrzej Najder – mąż mojej dobrej koleżanki, Krysi, Krychy. Gościnny gość – ten jego kociołek góralski na mazowieckiej nizinie, gdzie stanął piękny dom Najderów. Piękny dom, wysmakowany – Andrzej był stolarzem – artystą, prawdziwym i utalentowanym góralem.
O. Miron Owsiewski – pan Miron nie był bratem-łatą, z nim nie miałam odwagi śmiać się tak... entuzjastycznie jak z panami Edwardami. Pan Miron to był gość! Dżentelmen w każdym calu, powaga, jedynie czasami uśmiech. Pięknie snuł opowieści o Pułtusku, o teatrze miejskim, o jego wystroju, o premierach... Szeroko znany – był samorządowcem. Znany też z wielce ciekawych felietonów do lokalnych gazet. Znany i z poetyckiej twórczości.
T. Janina Turek de domo Kownacka – moja przewodniczka i po Pułtusku, i po swojej rodzinie, i po okupacji, i po życiu. Po naszym teatrze – była aktorką w powojennych czasach. Wielce kulturalna, starsza, elegancka pani, której jedną z miłości był Pułtusk – taka pozostała w mojej pamięci. Wesoła, kiedy trzeba, zamyślona, kiedy wchodziłyśmy w ciemny tunel życia. Kobieta, która nie wypowiedziała złego słowa przeciwko drugiemu człowiekowi. O sobie młodziutkiej mówiła, że była diabłem wcielonym. Ale jakim urodnym! Subtelnym. Walecznym podczas okupacji. Piękna postać, która snuła piękne opowieści.
Nie, to nie wszystkie NIEŻYWE numery. To tylko muśnięcie pamięci... To ludzie, o których mogę już pisać. Te BOLESNE niech sobie jeszcze pośpią w mojej komórce.
GRAża

Podziel się
Oceń