Przedmioty, bibeloty, durnostrojki, na nawet obraźliwie pierdolety. Jakie z nich znajdują się (stoją, leża, wiszą) w naszych domach? A to zależy od naszego poczucia estetyki. Estetyki... Przypominam: nie to piękne, co piękne, ale to piękne, co się komu podoba.
W różny sposób trafiają te przedmioty do naszych domów. Jesteśmy nimi obdarowywani, sami je kupujemy, dostajemy w spadku.
Porcelanowe konie w galopie, jak żywe, z rozwianymi grzywami i ogonami w locie dostałam od pani Halinki z Pniewa, która prowadzi sprzedaż starych, najróżniejszych przedmiotów. Z tymi końmi to cała historia. Najpierw miałam konie, a za rok... ogon jednego z nich. Ten ogon, oberwany w podróży przedmiotów z Niemiec, Halinka przylepiła do zadka skoczem. Ale ogon odpadł i ślad po nim zaginął. Kiedy się odnalazł w... potłuczonych szkłach witrażowych, nie posiadaliśmy się z K. z radości. Ogon w artystyczny sposób przykleił nasz Staś, niezwykle dbający o szczegóły, no i mamy... cudo. Sygnowane, bawarskie (Gerold porzellan). I tak sobie myślę, że nie tylko o wartość przedmiotu chodzi, ale o te historyjki wokół nich.
Albo taka SCENA porcelanowa (biała) – Złodziej gęsi. Bardzo dynamiczna postać młodego wiejskiego złodzieja, w czapce z daszkiem, z rozwianą kapotą, z workiem w lewej ręce... Piękny to chłopak, chociaż w przykrótkich gaciach, z zarysowanymi mięśniami na długich nogach. A jaka wierność szczegółom, jaki wyraz twarzy, dłoni, gołych stóp. Przed nim gęsi, tak pięknie zmarłe w porcelanie jakby się za moment miały wnieść w powietrze... Też kupione od Haliny... Bezgotówkowo. Coś za coś. Za reperację witrażowych lamp przez K. Piękne dzieło. Już miałam na nie chętnych. To dzieło sygnowane nazwiskiem G. Bochmanna.
Albo oprawki do zdjęć. Kto ich nie ma. Są różnorodne – ze srebra, z różnych metali, z plastiku, z materiału ze skóry. Ba, z muszelek, z trawy morskiej, z drewna, z porcelany. Mam ich sporo. W niektórych ramkach baaardzo stare zdjęcia sepiowe – gimnazjalistki (FOTO E. ZAJĄCZKOWSKI), świeżo upieczonego małżeństwa sprzed ponad wieku (foto E. Zajączkowskiego i SPÓŁKI – Pułtusk), ślicznej pani Wery sprzed wojny , warszawianki, u której przed laty mieszkał mój brat cioteczny Władek Zalewski (a autor zdjęcia to sam FOTO DORIS), przepięknej ciotki Ceni Tałandziewiczowej (młodziutka kobieta z Kresów), subtelnych rodziców sfotografowanych tuż po ślubie w Pułtusku... Ale ta oprawka! Kupiłam ją w pułtuskim sklepie – w Hefrze. Angielska. Jej ramki stanowią dwa srebrne łabędzie o bardzo długich szyjach. "Obejmują" trzy fotki – oto ja i K. Młodzi. Fajni. Rozsłonecznieni. W Bułgarii. Oto Atulka, malutka, okrąglutka, w kapelusiku na łące nad Narwią, na wysokości POM-u. I trzecie foto - ja i K. - bardzo młodzi. Jasne, że w objęciach. Wracamy z prywatki od Danusi Krupskiej, gdzie też był Kazio Skrzydlak, Ulka Kazimierkowska, Ulka Piotrowska... A Hefra. Pamiętacie Hefrę! Pięknie się wpisała w pułtuski krajobraz. Każdy tam zaglądał.
Albo taka puderniczka z naszej Cepelii. Pamiętam, że mieściła się w trzech różnych lokalach. W łączniku między ratuszem a wieżą ratuszową, przy Świętojańskiej i w baszcie przyszpitalnej, gdzie pracowała Elka Waloch. Raz, na SYLWESTRA, wypożyczyła mi z CEPELII klipsy, naprawdę cudne, słoneczny bursztyn, srebro, rzucające się w oczy nie jakieś tam maleńkie fiu bździu. No i wróciłam do domu z... jednym. Trzeba było za nie zapłacić, niestety. A drugi klips? Też nie ocalał do dzisiaj. ROZWIAŁ się gdzieś.
I w tej CEPELII, w baszcie kupiłam drewnianą okrągłą puderniczkę. Zaglądam do niej, pudru tam ani śladu, ale są dwa zdjęcia – mojej MAMUSI i moje. Puderniczka zaś to małe dzieło sztuki, pięknie malowana. Oto na tle kotary siedzi młoda dama w stroju z epoki. W fotelu. Drobne dłonie trzyma na poręczy, na szyi perły. Olbrzymie oczy, prosty nos. Puderniczka jest jak nowa, nawet bez rysy.
Przedmioty? Jeśli zachorują, leczcie je – mają swoje kliniki... Takie lalki, na przykład, albo porcelana, albo stara biżuteria...
Warte są uwagi. Wzrastaliśmy z nimi, towarzyszyły nam w ważnych dla nas chwilach, dawały się dotykać i głaskać, ba, te uważane za talizmany, dodawały nam otuchy. Strzegły naszego spokoju i naszego domu. Są naszą pamięcią po kimś bliskim lub po kimś dalekim.
Że te przedmioty wciąż u mnie żyją? Sama się dziwię, że nie podzieliły losu innych, których żałuję. Coś o wyrzucaniu, oddawaniu wszystkiego, co podleci mi pod rękę, mógłby powiedzieć Czarek Warda. To on mówił: - Pani Gusiu, pani to wszystko wyrzuca, a potem siedzi z głową w koszu i szuka...
Przedmioty jak ludzie
Przedmioty jak ludzie: starzeją się, czyli pokrywają patyną i chorują. I wtedy trzeba je leczyć. Przynoszą radość i denerwują. Żyją i umierają. Jak my
- 16.12.2018 19:38