Zgodnie z uchwałą Rady Miejskiej z czerwca ubiegłego roku, zmieniającą regulamin targowisk na terenie gminy Pułtusk, targowisko jest czynne w każdy dzień tygodnia, od godz. 6.00 do godz. 16.00. Prowadzi je Pułtuskie Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych. Co ważne, w dokumencie wyraźnie zaznacza się, że: strefa handlowa we wtorki, piątki oraz soboty może być wydłużona o połowę placu Rynku, znajdującego się pomiędzy ulicą Świętojańską, a budynkiem Ratusza Miejskiego w Pułtusku, w przypadku zajęcia oraz zarezerwowania wszystkich miejsc targowych wyznaczonych od ulicy Świętojańskiej do Dzwonnicy.
W załączniku graficznym do tej uchwały pokazany był również namiot z jasnego materiału z dopiskiem, że dopuszcza się sprzedaż właśnie z tak wyglądających namiotów, a miejsca handlującym wyznacza prowadzący targowisko.
To tyle jeżeli chodzi o to, co jest na papierze. Rzeczywistość wygląda bowiem zupełnie inaczej. W ubiegłym tygodniu byłam na rynku kilkakrotnie, rozmawiałam z ludźmi i pracownikiem PPUK, który w zastępstwie kierownika zbierał opłaty targowe. Wszyscy, który nie wykupili straganów, mieli dostać pisma z przydzielonymi miejscami i ich się trzymać. Tak też się w większości przypadków stało. Jak więc wytłumaczyć fakt, że zarówno na handlowej stronie rynku, tak od połowy w kierunku dzwonnicy, są puste przestrzenie lub parkują samochody (również w tzw. dni targowe), a na placu przed ratuszem dalej stoją namioty handlujących obuwiem i ubraniami? Przypomnijmy, że zgodnie z przytoczoną uchwałą, prawa część rynku, za wjazdem z ulicy Świętojańskiej, miała być strefą handlową tylko w przypadkach, gdy po lewej stronie zabraknie miejsca. Planowano tam nawet plac rekreacyjny w ławeczkami i kwiatami...
Prawda jest taka, że stojący tam sprzedawcy, po prostu nie zamierzają się przenosić na drugą stronę. Zgłosili sprzeciw odnośnie przydzielonych im pisemnie miejsc i dalej stoją tam, gdzie stali.
- Jest nam tu dobrze i nie zamierzamy się stąd przenosić - powiedział nam pan sprzedający buty.
- Jeśli mają mnie w kąt przenieść i każą podatki płacić, to ja dziękuję - dodaje starszy pan od lat prowadzący niewielkie stoisko.
Opowiadają również o kosztach jakie ponoszą za handel na pułtuskim rynku. Rezerwacja i codzienne opłaty targowe, to w przypadku większego stoiska miesięczna cena porównywalna do wynajmowania lokalu na sklep.
Wszystko to rozumiemy, wiemy że czasy są trudne, o klientów trzeba walczyć, a ludzie w mrozie, upale, deszczu, rozkładający a potem zbierający swoje stoiska, wykonują naprawdę ciężką pracę. Problem w tym, że jeśli wprowadza się przepisy porządkujące handel na miejskim targowisku, powinni ich przestrzegać wszyscy bez wyjątku. No bo jak teraz czują się ci, którzy poprzesuwali swoje stoiska zgodnie z zaleceniami zarządzających rynkiem? Niektórzy żałują, że również nie protestowali, bo wtedy zostaliby tam gdzie byli wcześniej... Trochę to niesprawiedliwe.
Zmiany są często bolesne, ale trzeba je wprowadzać radykalnie, stanowczo, bo nigdy nie jest tak, że wszystkich da się zadowolić. Co mamy na myśli? Naszym zdaniem, w momencie przydzielania nowych drewnianych straganów handlującym, wszystkie pozostałe miejsca powinny być pisemnie rozdzielone, oczywiście po konsultacjach z handlującymi. Na rynku trzeba by umieścić tablicę z regulaminem, ściśle zakazującym handlu przed ratuszem, poza dniami wymienionymi w uchwale, no i oczywiście w przypadku, gdy na placu wyznaczonym do handlu brakuje miejsc. I tyle w temacie! Jeśli natomiast bierze się pod uwagę kuriozalne wręcz argumenty, że ktoś nie będzie stał w danym miejscu, bo nie lubi sąsiedniego handlującego, to nic dobrego z tego nie wyniknie i nieporozumienia będą narastać.
Drugą problemową kwestią są przypadki dewastacji niedawno ustawionych straganów. Jeden już połamano, na pozostałych popołudniami i wieczorami kwitnie życie towarzyskie. A jak zabawa, to i śmieci, zabrudzenia, ba, załatwianie potrzeb fizjologicznych wprost na drewnianą podłogę. A dzierżawiący stragany zastają rano przykre niespodzianki! Sprawę tę na ostatniej sesji Rady Miejskiej poruszył radny Franciszek Piórek, pytając o zasadę monitorowania straganów. Rzeczywiście zamontowano kilka kamer, z których w razie potrzeby można odtworzyć nagrania, ale nie jest to robione na bieżąco, czyli nikt nie siedzi i ie pilnuje monitora, tak jak to jest np. w sklepach.
Przypomnijmy, że każdy handlujący na straganie, podpisał z gminą umowę użyczenia kramu i wpłacił kaucję w wysokości 1000 zł, która będzie zwrócona po rozwiązaniu umowy, jeśli stragan zostanie oddany w stanie nie budzącym zastrzeżeń użyczającego. Handlujący nie może więc wprowadzać żadnych zmian, ulepszeń, użyczać czy podnajmować straganu osobom trzecim. Ma zachowywać kram w odpowiednim stanie technicznym i sanitarnym oraz chronić przed dewastacją. Na szczęście jednak nie ponosi odpowiedzialności za uszkodzenia, które powstaną w czasie, gdy nie prowadził sprzedaży.
Nie oznacza to oczywiście, że nad niszczeniem straganów można przejść do porządku dziennego. Tak to już jest w naszym mieście, że nic ładnego i nowego długo uchować się nie może... Dobrze, że policja zaczęła żywiej reagować na imprezowiczów z rynku, których legitymuje przepędzając ze straganów. Może zabrzmi to patetycznie, ale apelujemy do młodych i starszych, by uszanowali dobro wspólne, którym powinniśmy się cieszyć przez długie lata i to w nienaruszonym stanie!
Podpis pod zdjęciem: połać rynku w kierunku dzwonnicy była pusta i spokojnie zmieściłyby się tam stoiska rozłożone po stronie objętej zakazem. Nie można się też zgodzić ze są to miejsca "w kącie" czy na "szarym końcu". Sam środek placu handlowego!
Kto raniej wstanie ten rządzi!
Taką opinię o organizacji handlu na pułtuskim rynku wyraził jeden ze sprzedających. Dlaczego? Po ustawieniu straganów i przesunięciu innych stoisk, wszystko miało tu wrócić do normy, ale nie do końca się to udało
- 23.08.2018 10:00