Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 czerwca 2025 03:26

Nie do wiary! Andrzejowi stuknęło 60 już lat!

Dziesięć lat temu – jak ten czas leci - pan Andrzej, Andrzej Grabowski ("Przyjaciel biednych i zamożnych, uczonych i prostych") hucznie obchodził swoje półwiecze. To wówczas, w jego uroczej posiadłości nad Narwią, odbyła się uroczystość, która w pamięci olbrzymiej ilości jego gości, pozostała do dzisiaj. A tymczasem Andrzejkowi, bo tam mówią o nim znajomi i przyjaciele, stuknęła sześćdziesiątka
Nie do wiary! Andrzejowi stuknęło 60 już lat!
grabowski1
Wysmakowane zaproszenie głosiło, że Andrzej "Ma zaszczyt serdecznie zaprosić (...) na urodziny, które odbędą się w Kleszewie 15 czerwca 2018 r. od godziny 18". Dołożony autograf JUBILATA oraz sentencja A. de Saint – Exupery`ego "Naprawdę istnieje tylko jedna radość: obcowania z ludźmi". Samo sedno Andrzejowej osobowości! Złota myśl jakby wymyślona na życiowe drogi ANDRZEJKA.
Po zaproszeniu przyszedł SMS. Andrzej prosił, aby ubrać się na luzie. Napisałam, że dobrze, bo to dobry image na ukrycie krągłości. Zaprzeczył, że krągłości.
Tłum? Panie ubrane były różnorodnie - i w sukienki, i w spodnie. Odkryte ramiona, zakryte ramiona, suknie długie i krótkie. Panowie? Wysmakowany był szczególnie jeden z nich – w krótkich spodniach, w doskonale dobranej marynarce i koszuli, w mokasynach odpowiedniego do całości koloru. Niestety, nie był rozmowny. A miałby wiele do powiedzenia o JUBILACIE. Opowiadał mi kiedyś o Andrzejowych złotych myślach, często dotyczących przyjaźni. I to były myśli warte uwagi.
Wokół żywa zieleń doskonale utrzymanych trawników jakby z Anglii rodem, morze... wody, bo i Narew, i fontanna, i woda wokół wyspy, nad wodą wcale romantyczne mostki. Na niewielkim wzniesieniu budynek KLUBU GOLFOWEGO – w jego nazwie imię wnuka - LEON. Kto chciał, próbował swoich golfowych umiejętności. Kazimierz z Witoldem korzystali z podpowiedzi trenera. Ten, owszem, chwalił poczynania panów, ale jeden z nich, wydawało się, KOSIŁ trawkę.
Goście... Ci, pokonawszy mostek, ustawiają się sznureczkiem, podążając w stronę JUBILATA i jego MAŁŻONKI Basi (w granatowej sukience w białe grochy, szczerze uśmiechnięta). Grabowscy witają wszystkich z radością i uszanowaniem. Andrzej żartuje, prawi komplementy, z czego jest znany. Zawsze dostrzeże w człowieku coś miłego, ładnego i dobrego.(Pisząc te słowa, miarkuję się w doborze przymiotników, nie chcą lukrowania Andrzejowego obrazu, chcę, żeby był prawdziwy – on, JUBILAT, żeby miał prawdziwą TWARZ). – Witam cię – mówi Andrzej, jaka piękna jesteś. "Akurat" – myślę, ale za chwilę pojawia się myśl: "To przecież piękne powitanie". Więc goście... Po powitalnych uściskach zaproszeni wręczają JUBILATOWI kwiaty i upominki. I życzenia, życzenia, życzenia. Nad wężowym tłumem górują balony w kształcie "60".
Teraz powitanie zebranych przez JUBILATA: - Chciałbym podziękować Panu Bogu, że stoję tu i teraz (oklaski). Dobrze się ożenić, to też... pięknie (śmiech gości, oklaski). Oto cudowna żona, wspaniała (huragan oklasków)... Kocham cię ja i cała publiczność cię kocha! I jeśli można, to proszę tutaj swoich sukcesorów, Lenka i Leonek, możecie podejść? A ty Basieńko, przyjmij te kwiaty. Tak wyglądasz ładnie! (gromkie brawa). A wy dzieciaczki kochane, na ile wam tego majątku starczy, tego ja nie wiem. Pokażcie się i buziaczki dla dziadziusia. Kochacie dziadka? Całkiem wyraźne "Tak!".
Lenusia mówi wierszyk - niespodziankę: "- Dziadku, dziadku, kochany. Weź mnie, proszę, na kolana. Przytul mocno swoją wnusię, dziś powiedzieć coś muszę. Dziadku, powiem krótko, jak mnie mama nauczyła, już teraz dziaduniu, żebym z tobą zawsze była (huragan oklasków)". – Dziękuję bardzo, Lenka, już ciebie polubiłem – mówi Andrzej, z wesołością i bez spinki. - I jeszcze powiem, fajnie mieć żonę, fajnie nie mieć kłopotów. No mnie się po prostu udało. Basieńka, jak coś złego, proszę, wybacz. No i jeszcze przesyłam państwu pozytywną energię. Wielkie dzięki, że jesteście. I brawo dla moich braci. Dużo mi pomogli, od nich uczyłem się życia (oklaski). Będę do państwa podchodzić, będziemy się całować i popijać drinki. (Tak było – podchodził do każdego stołu).
Jako pierwszy przemawia dr Roman Zakrzewski: - Najwięcej wspominamy te chwile, gdzie się to wszystko zaczęło. Takie motto "Stąpaj po tej ziemi tak, byś pozostawił na niej swój trwały ślad"... Wspominam zdarzenie sprzed prawie ćwierć wieku, kiedy to pełniłem funkcję przewodniczącego rady gminy w Sypniewie w powiecie makowskim. Istniejąca tam spółdzielnie mleczarska nie potrafiła się znaleźć w nowej rzeczywistości gospodarczej, a wszystkie przez nas podejmowane kroki nie dawały żadnych rezultatów. I wówczas przepiękna muza życia postawiła na naszej drodze pana Andrzeja Grabowskiego. Przedstawił nam wizję utrzymania zakładu, miejsc pracy, zapewniającą dochód rolnikom. Czekały nas długie, trudne rozmowy w każdej wsi. Rzeczowe argumenty przekonały wszystkich. I chociaż obecny zakład jest już w innych rękach, to pamiętamy o pionierach, bo tak się wszystko, drogi przyjacielu, zaczęło. Pamiętamy o tobie, i o twoich wtedy, współpracownikach. Społeczność Sypniewa i Gąsewa wydała monografię i jest tam wzmianka o tobie, o człowieku, który pomógł nam w trudnej chwili. Słowa mojego motta sprawdziły się.
- Cieszymy się, że jesteśmy z tobą w tak ważnym i uroczystym dla ciebie dniu. 60 lat minęło jak jeden dzień. Wiele się w twoim życiu wydarzyło, ale patrząc na ciebie od pewnego czasu można powiedzieć, że jesteś człowiekiem sukcesu. Masz kochającą rodzinę, liczne grono przyjaciół i życzliwych ludzi. Dzięki trafionym decyzjom i ciężkiej pracy w dziedzinie przemysłowej i gospodarczej masz sukcesy. Te osiągnięcia służą nie tylko tobie i twoim najbliższym, ale też wielu ludziom, którym dajesz pracę. Służą też Polsce, która staje się boga i piękniejsza – powiedział już na początku swojego spiczu starosta Jan Zalewski.
Wśród mówców był również minister Henryk Kowalczyk: - Gratuluję ci tego wspaniałego jubileuszu, też tego, że masz wspaniałą rodzinę z wnukami włącznie. Wszyscy jesteśmy tutaj ze względu na szacunek do ciebie, który wynika z życzliwego, ludzkiego traktowania przez ciebie wszystkich ludzi. Osiągnąłeś tak wspaniale sukcesy w biznesie, sukcesy, których pewnie wielu ci zazdrości, sukcesy, które dają ogromne wsparcie dla wielu rolników i poczucie pewności, że jak pan Andrzej skupuje mleko, to na pewno zapłaci... Mimo tych wielkich sukcesów w biznesie jesteś zwykłym człowiekiem, przyjacielem, który pamięta o każdym.
Goście, kilkaset osób, już w cieniu olbrzymich parasoli i nad wodą, gdzie gondole i wygodne, estetyczne siedziska. Ja – gość w pracy – jestem reporterem, pytam o to, JAKI JEST ANDRZEJ. Moi rozmówcy mówią chętnie, jasne, nie szczędzą dobrych słów. Z rozmów powstaje obraz człowieka DOBREGO i ŻYCZLIWEGO. SWOJAKA.
Krzysztof Rupiński: - Pochodzimy z jednej miejscowości, właśnie niesiemy mu zdjęcie szkolne, z uczniami, wśród nich on. A jego wyraźna cecha? Andrzej jest wesoły!
Tadeusz Nalewajk: - Andrzej to normalny facet. Normalny! To wszystko mówi. Do tańca i do różańca.
Roman Dukalski: - Znamy się od ćwierćwiecza. To bardzo szczery człowiek, otwarty, uśmiechnięty i radosny. To facet bezproblemowy.
Witold Chrzanowski: - Wspaniały, co tu gadać, wszystko widać. Jest serdeczny, z poczuciem humoru, szczery, zaprosić tyle osób i dobrze się z nimi bawić, to... ciężka praca. Bardzo dobry człowiek.
Lidia Ziemiecka: - Przyznajemy w Pułtusku tytuł HONOROWEGO OBYWATELA, ja pozwolę sobie nazwać Andrzeja HONOROWYM JUBILATEM. Jest człowiekiem zasłużonym dla tego miasta. Ma niesamowitą odwagę – to spotkanie jest przecież niesamowicie trudne organizacyjnie... Jest pan Andrzej człowiekiem wielkiego serca – ilekroć się do niego zwracałam o pomoc - jako dyrektor SKARGI - nigdy nie odmówił. Wrażliwy, wrośnięty w Pułtusk. Dostrzegający wartości miasta, chociaż ono może go kiedyś źle potraktowało – był taki czas. Historia tak ma – Wyspiański zakochany w Krakowie od niego miłości nie zaznał. Uczył się miłości od kamieni, nie od ludzi.
Grażyna i Andrzej Wieczorkowie: - Znamy się od urodzenia, mieszkaliśmy na Mierzeńcu, Andrzej tam rodzony. Fajny był i fajny jest. Czy robił podchody do kobietek? Nie wiem, sama jestem kobietą, ale do mnie nie podchodził, nie w jego guście byłam.
Witold Saracyn: - Andrzej to człowiek wielowymiarowy, aktywny genetycznie, zbudowany z talentu, honoru i przyjaźni. Marka sama w sobie. Mężczyzna konkretny, komplementarnej wiedzy ekonomicznej, poważny – wszedł w wiek mądrości życiowej, dojrzalej. Społecznik olbrzymiej wartości dla miejscowego społeczeństwa, włączony w system mecenatu. Ceniony i ogólnie poważany.
Sławomir Kazimierczak: - Ciężko go określić – to człowiek renesansu. Leonardo da Vinci Pułtuska, wizjoner, pięknie realizuje swoje wizje, z rozmachem.
Jan Zalewski: - Podziwiam go za otwarcie na drugiego człowieka, na pomoc, uczestniczy w różnych spotkaniach, uczestniczy w życiu powiatowym i gminnym mimo nawału zajęć. Podziwiam go za to, że chce mu się chcieć i że potrafi się dzielić z drugim człowiekiem. Klasa człowiek.
Józef Łatyfowicz: - Ja biznesmen? Jak Andrzej? To już nie te progi, to inny biznes. A kolega? Jeśli chodzi o kontakty towarzyskie to na naszym poziomie, nie zapomina o nas, o pułtuszczakach, o swoich znajomych, jest przy tym bardzo humorystyczny, więc dobrze się z nim spędza czas. Mógłbym jeszcze o nim mówić, ale Andrzej nie lubi jak mu się kadzi. Naczelna cecha osobowości? Trzeba by było długo wymieniać, niełatwo wybrać jedną, ale pewnie ma i słabości - jak każdy.
Jerzy Król: - Andrzeja poznałem, kiedy miał 18 lat i rozpoczynał działalność gospodarczą. Handlował śrubkami i łożyskami. Wydałem mu zgodę na handlowanie tymi wytworami na terenie Pułtuska. Dostał zgodę na handel z POM-u i GS-u jako konkurencyjnej dla nas firmy. Miał handel obwoźny na rowerze. I potem doszedł do TEGO (Jerzy pokazuje na Andrzejową posiadłość)...
Kazimierz Dzierżanowski: - Posłużę się cytatem z Exupery` ego, że OSWOIĆ znaczy stworzyć więzy. Andrzej "oswoił" rzesze ludzi, zaprzyjaźnił się z nimi, stworzył więzy, jak się okazuje, nierozerwalne.
A rodzina? Mówi Kasia (ciekawie ubrana, niebanalna uroda, podobna do taty), córka Andrzeja i Basi: - Oj, na pewno to bardzo dobry, wyjątkowy i nietuzinkowy tata – chyba nie znam drugiego takiego człowieka. Działa z rozmachem, ale i z dużym sercem. Kocha wnuki nad życie, Leon to pierwszy wnuczek. Lenusia druga, charakterek odziedziczyła po dziadku, trochę wiercona, kochają się. Co jeszcze? Tata jest po prostu dobrym człowiekiem.
Przechadza się mistrz sztuki kulinarnej Robert Janusz Sowa. Jest znany z doskonałej kuchni. I z tego, że dysponuje największą kuchnią mobilną w kraju. Ta serwuje dania grillowane na świeżym powietrzu, to mięsa w różnorodnej postaci, ryby (wybieram pstrąga i łososia, był i sandacz oraz grillowane warzywa i dodatki), wędliny, warzywa... Dania gorące znajdują się w namiocie (wybieram faszerowaną perliczkę), tu też owoce – egzotyczne i nasze rodzime – jagody, maliny, truskawki, oryginalne desery, ciasta (tort Pavlovej), napoje - wszelkie. Na wzgórku foodtruck, tu mistrz Sowa wręcza książki kucharskie ("Gotuj z najlepszymi") – z imiennymi dedykacjami i autografem (ozdobnym). Kucharze serwują, co się komu zamarzy. Wybieram warzywa grillowane, łącznie z zamarynowanym, kwaskowym czosnkiem i oliwkami zielonymi i czarnymi. Pycha!
Tuż przed północą pojawia się tort. Witold Saracyn: - Tort był naprawdę wielki, jak Andrzej. A co jeszcze? Przepiękny pokaz wodno - świetlny, piękniejszy niż te znad królowej rzek - Wisły. Takiego jeszcze w Pułtusku nie było – światło, dźwięk - muzyka, szaleństwo refleksów świetlnych. A i zespół muzyczny świetny, prezentował muzykę do tańca, zachęcała do tanecznych figur na parkiecie. (Eliza Saracyn, już w nocnej ciemności, sfotografowała tort, rzeczywiście OLBRZYM. Trzy piętra. Wielka góra cudownej słodyczy.)
Udając się do samochodu mijamy – na mostku – mężczyzn znanych z pierwszych stron TYGODNIKA PUŁTUSKIEGO. Zajętych spokojną rozmową. Zdziwienie, bo to ludzie, którym razem niekoniecznie po drodze... A wokół światła i gwar... Z trudem przeciskamy się do swojego samochodu - mijamy mercedesa i ROLLS-ROYCE.
W niedzielę wspominam piątek, więc jeszcze raz, Andrzejku, 100 lat i hop whisky z lodem!


Podziel się
Oceń