Pani Elżbieta (po raz trzeci w naszym mieście) ostatnio przebywała w Pułtusku kilka miesięcy temu. Pułtusk zna z poprzednich przyjazdów wraz z dziećmi australijskimi polskiego pochodzenia. Byli to goście Wspólnoty Polskiej, a zamieszkiwali w Domu Polonii. TYGODNIK poznał grupę w ZS nr 4, gdzie miało miejsce spotkanie z gimnazjalistami.
Wywiad warty przeczytania - wnosi ciekawe spojrzenia na POLONIĘ AUSTRALIJSKĄ.
Kim Pani jest, Pani Elżbieto?
Jestem prezesem komisji oświatowej POLONII AUSTRALIJSKIEJ, jednocześnie prowadzę szkołę w dzielnicy północnej w Sydney, już 30 lat. Jestem w Australii prawie od 37 lat.
Ma Pani czas na tęsknotę za Polską?
Zawsze! Dlatego prowadzę szkołę i chcę, żeby wszyscy, o ile to możliwe, uczyli się języka polskiego, poznawali polską kulturę, polskie tradycje. Żeby kultywowali korzenie, które czasami są niekoniecznie jednego rodzica, jest bardzo dużo mieszanych rodzin. Ale są tacy, którzy mają babcie, ciocie, kuzynów w Polsce i dzięki szkole mają możliwości nawiązania kontaktu w kraju rodziców. Są osoby, które po wojnie wyjechały z kraju i nigdy nie miały możliwości powrotu i teraz mają swoje dzieci, wnuki i one mają okazję uczenia się w polskich szkołach, które my społecznie, jako wolontariusze, prowadzimy.
Duża jest POLONIA w Australii?
Stosunkowo duża i jest rozproszona po całej Australii. Dwa główne stany, jak Nowa Południowa Walia czy Wiktoria, to największe skupiska POLONII. I tam mamy najwięcej polskich szkół.
Liczne są te szkoły?
Mniej więcej tak do 40-50 osób. To sobotnia nauka, czasami w piątek.
Można usłyszeć język polski na australijskich ulicach?
Czasami tak i czasami jest niebezpiecznie rozmawiać sobie tak prywatnie na ulicy, bo nagle ktoś mówi: "A ja też rozumiem po polsku".
Spytam, chociaż może Panią rozśmieszę. Kiedy Pani po raz pierwszy zobaczyła kangura na wolności?
Byliśmy u znajomych, jak moja córeczka była bardzo mała... I do ogródka znajomych podchodziły z lasu, z buszu australijskiego. Jest ich parę rodzajów i niektóre są niebezpieczne – wysokie, mocne, skoczne... Są i w ZOO, ale najpiękniejsze żyją na wolności.
Młodzież, która z Panią przyjechała w ten przedświąteczny, bożonarodzeniowy czas, to...
... dziesięć osób, troje z nich urodziło się w Polsce. Do wyjazdu typowały je szkoły. To młodzież aktywna, która chce zobaczyć Polskę, część ma tu rodzinę, może zostać na święta. No i zobaczyć zimę – w Australii te święta są w lecie.
Pani który raz w Pułtusku?
Już trzeci, zawsze z młodzieżą. Uwielbiam tutaj przyjeżdżać. Uważam, że tu doznajemy polskiej gościnności. Dom Polonii jest takim miejscem, gdzie rzeczywiście czuć prawdziwy dom rodzinny, nie tylko wspaniałe jedzenie, ale i wspaniała obsługa, wspaniali opiekunowie, którzy są z nami – na przykład pani Danuta Tyszkiewicz, opiekunka i nasza przewodniczka...
Polonia w Australii rozrasta się?
Może nie tak widocznie, nie tak liczebnie dużo, ale wciąż Polacy przyjeżdżają do Australii. Przede wszystkim na kontrakty zawodowe, są wykształceni, znają język i sobie doskonale radzą. Mamy też polonusów, którzy przyjeżdżają z Irlandii czy z innych zakątków świata. Po prostu Australia stała się dla nich miejscem ciekawym, a jednocześnie z możliwością pracy zupełnie innej niż w kraju.
Pani kultywuje polskie tradycje?
Oczywiście, jak inni Polacy. To niezmiernie przyjemne. Jeśli chodzi o żywność, to mamy piekarnie prowadzone przez Polaków, mamy wędliniarnie, delikatesy prowadzone przez Polaków, którzy przygotowują lub sprowadzają różnego rodzaju produkty.
Co Panią totalnie zadziwiło w Australii?
Absolutnie zaskoczyło mnie to, że moje pierwsze święta w Australii, Boże Narodzenie, upłynęły w strasznym upale. Zupełnie nie mogłam poczuć tej świątecznej atmosfery. Bardzo tęskniłam za Polską i myślę, że to coś jest we mnie. Wciąż staram się mieć kontakt z językiem polskim i z Polską. Wprawdzie mam tu niewiele rodziny, jedynie dziewięćdziesięcioletnią ciocię i kuzynów, którzy się urodzili, kiedy mnie już tu nie było. Poza tym mam tutaj takich przyjaciół jak Danusia, tu też poznałam pana Krzysztofa (Krzysztofa Łachmańskiego – przyp. GMD). Przyjeżdżam więc do Pułtuska jak do domu. A Dom Polonii jest dla mnie takim miejscem, w jakim byłam wychowana, ponieważ babcia kultywowała i dobre maniery, i jedzenie polskie... Byłam chowana również w Sacre Coeur pod Poznaniem, stąd to przywiązanie do tradycji, ona była we mnie...
Kiedy tam daleko od kraju myśli Pani Pułtusk, to...
... przede wszystkim pojawia się zamek i czternastowieczna wieża. Młodzież pamięta, że jest tu najdłuższy rynek w Europie. Że to piękne miejsce nad Narwią, że Napoleon tu się zatrzymał. Dużo historycznych miejsc, które i ja, i młodzież powinniśmy zapamiętać. Ta ławeczka z Klenczonem, zobaczyłam ją w tym roku, to sentymentalne... Pamiętam Klenczona ze swojej młodości.
Córka Pani czuje się Polką?
Bardzo, czuje się Polką. Urodziła się w Australii, zdała maturę również z polskiego, a mieszka w... Stanach.
Ooo!
Tak! Ja zostawiłam Polskę wyjeżdżając do Australii, ona urodzona w Australii, zostawiła ją, wyjeżdżając do Stanów Zjednoczonych. Mam jeszcze syna, który na szczęście jest w Sydney.
Pani Elżbieto, to do ponownego spotkania?
No ja to bym chętnie przyjeżdżała nie tylko raz w roku, ale i dwa razy, jeśli byłaby możliwość. Podróż jest niezmiernie długa i samego siedzenia w samolocie jest dwadzieścia parę godzin, z jedną przesiadką lub dwoma, zależy od linii lotniczych. Prywatnie to dobrze byłoby gdzieś zatrzymać się na nocleg, ale z młodzieżą takich możliwości nie ma, nawet z finansowej strony. Więc kolosalny wysiłek, żeby przyjechać, ale z drugiej strony jesteśmy niezmiernie wdzięczni Stowarzyszeniu Wspólnota Polska, które finansuje nasz cały pobyt, wyżywienie, wycieczki, opiekę. Te wycieczki... Warszawa, Kraków, Toruń, Zakopane, nie mówiąc już o zwiedzaniu Pułtuska, to cenne dla młodzieży. Dziękujemy pani Kai Gzylo ze Stowarzyszenia Wspólnota Polska za organizację logistyczną programu. Dzięki temu nasz pobyt jest bardzo intensywny i historyczny. Australia to kraj bardzo młody, zabytków jest niewiele, chociaż stary w sensie zamieszkania przez Aborygenów, którzy pierwsi tę wyspę zaludniali. Australia to kraj wielokulturowy, który otworzył się na wiele narodowości.
A stosunek do Aborygenów?
Stosunek Australijczyków do Aborygenów się zmienił, polityka się zmieniła, były przeprosiny za pewien rodzaj krzywdy, za odsunięcie od NORMALNEGO społeczeństwa.
Dużo ich?
Ciągle są, to spore grupy, część się asymiluje, ale część w dalszym ciągu żyje w swoich miejscach, skansenach, kontynuuje swoje tradycje. Jest ten nawrót do kontynuacji.
wtorek, 17 czerwca 2025 09:42