Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 czerwca 2025 17:15

Emerytka z duszą młodej wojowniczki

Pani Marianna i jej przygoda z pułtuskim klubem morsa
Emerytka z duszą młodej wojowniczki
wroniak
Pani Marianna Wroniak morsuje już od dwóch lat, choć z zamiarem "porwania się" na tak nietypową aktywność fizyczną nosiła się od kilku lat. Kiedy odeszła na emeryturę, chciała zapełnić nadmiar wolnego czasu. Lubi aktywność i towarzystwo młodych, energicznych, pełnych optymizmu ludzi. Zawodowo pracowała z dziećmi i młodzieżą w świetlicy środowiskowej i tam założyła świetlicowy klub sportowy SZERSZENIE, trenowała i jeździła na sparingi razem ze swoimi podopiecznymi. Dlaczego nie zapisała się do klubu emeryta? Bo emerytką nie czuje się absolutnie! Miała takie propozycje, ale chór, potańcówki, spotkania ze starszymi osobami to, jak to się mówi, nie jej klimaty.
Zanim pani Marianna zapisała się do klubu morsa, nie robiła serii badań. Zgłosiła się tylko do swojego lekarza prowadzącego, który zapewnił, że może spokojnie zacząć, bo przeciwwskazaniem do tego rodzaju aktywności są jedynie problemy z sercem. Stawy, kręgosłup tylko zyskują na morsowaniu. Specjalnych treningów przed też nie było, jedynie zimne prysznice przygotowujące skórę do niższych temperatur.
- Lubię wyzwania, lubię jak się coś dzieje, nie chcę stać w miejscu. Dlatego podjęłam decyzję, że zgłoszę się po pułtuskiego klubu morsa. W Pułtusku to działa tak, że jest grupa 30 osób. Wszystko zaczęło się od pana Tomasza Gąszcza, który zaczął morsować i zbierał chętne osoby. Powoli grupa się rozrosła.
Pierwsze zetknięcie z lodowatą wodą? Teraz pani Marianna wie, że najważniejsza jest rozgrzewka.
- Jak się rozebrałam do kostiumu to przyznam, że trochę mnie "przejechało" po plecach. Zaczęłam w listopadzie, ale było dosyć zimno. Temperatura powietrza była na minusie. Jak weszłam do wody w skarpetkach, to było mi bardzo zimno. Wytrzymałam tylko chwilę i jak wybiegłam na plażę, skarpetki przymarzały mi do lodu. Pierwsze wrażenie było jednak niesamowite. Najważniejsza w tym wszystkim jest ta niezwykła radość, pozytywne nastawienie, satysfakcja z pokonywania własnych słabości.
Obecnie mam specjalne buty do morsowania i wytrzymuję w wodzie dłużej, nawet 10 minut. Spotykamy się na plaży miejskiej raz w tygodniu, w niedzielę, o godz. 13. Ostatnio było to w Tawernie Domu Polonii, kiedy woda znacznie wylała.
W pułtuskiej grupie są przeważnie osoby po 20 roku życia, pani Marianna jest najstarsza, choć to tylko metrykalnie, bo duszę ma radosną i jest bardziej pozytywną osobą niż niejedna nastolatka. Pułtuskie morsy jeżdżą także do innych miast, biją rekordy w morsowaniu, wymieniają doświadczenia, biesiadują przy ognisku i kiełbaskach. Te spotkania dają pani Mariannie radość i zdrowie. Latem, gdy morsy nie mają gdzie się schładzać, stara się również aktywnie spędzać wolny czas. Chodzi na spacery, jeździ na rowerze, ale jak twierdzi, nie bywa na plaży, nie kąpie się i nie opala. Kąpiele lubi tylko lodowate, w dobrym towarzystwie kolegów i koleżanek morsów.
- Zachęcam wszystkich którzy chcą spróbować morsowania razem z nami i zdrowie im na to pozwala. Jeśli lekarz nie widzi przeciwwskazań, trzeba tylko włączyć pozytywne myślenie znaleźć w sobie siłę, by spróbować, a grupa da potrzebne każdej nowej osobie wsparcie. Nie bać się i na pewno się uda!


Najważniejsza jest rozgrzewka - zdjęcie z facebooka pułtuskiego klubu morsa


Wspólne morsowanie - zdjęcie z facebooka pułtuskiego klubu morsa


Podziel się
Oceń