Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 16 czerwca 2025 14:20
Reklama Wieliszewskie Wianki 2025

ZAWSZE NA BACZNOŚĆ

Urodził się 24 grudnia 1899 roku. Wprawdzie przyniósł sobie imię Adam, ale na chrzcie dostał Szczepan. Szczepan Bralski, bohater naszej ziemi, którego imię przywołujemy w stulecie odzyskania niepodległości przez Polskę
ZAWSZE NA BACZNOŚĆ
foto1
Mówimy o nim 15 stycznia 2018 roku, siedząc w salonie Jadwigi Bralskiej, synowej Szczepana, mając przed oczami obraz z domu jej teścia. To Cud nad Wisłą. Skąd się wziął w jego domu, synowa nie wie, pamięta, że dostała obraz od teściowej. Przed nami leży inna pamiątka po bohaterze – ostrogi, pięknie zachowane, istne dzieło sztuki. Przed nami też różne sepiowe dokumenty: Legitymacja Nr 313 dla starszego ułana upoważniająca do noszenia znaku Pułku 4 Ułanów Zaniemeńskich; Legitymacja Odznaki Pamiątkowej Frontu Litewsko-Białoruskieg, podpisana przez generała broni, dowódcę frontu, Szeptyckiego; Metryka urodzenia i chrztu podpisana przez księdza Czajewicza (Szczepan Bralski -syn Franciszka i Antoniny z Mordwińskich; dokument wydany 5 stycznia 1949 roku - gmd). Było jeszcze siodło, ale nie używane, zostało uśmiercone przez czas. Walkę z czasem wygrały fotografie podpisane ręką Szczepana: Humań 1920 rok (ułan Bralski z szablą); znad Berezyny, szwadron techniczny – pięciu mężczyzn na koniach, prawy z lewej to Szczepan; odjazd na front z Białegostoku 27 sierpnia 1919 roku...
***
"Mój pradziadek Szczepan Bralski urodził się w Gzach. Znam go tylko z opowieści mojej babci, mamy i ze zdjęć. Często go wspominamy podczas spotkań rodzinnych... Żałuję, że nie poznałam go osobiście. Zmarł 25 lipca 1981 w wieku 82 lat" – to słowa prawnuczki Ewy Wojciechowskiej córki Anny Wojciechowskiej (zawarte w pracy literackiej), byłej licealistki Skargi, dziś po studiach w Akademii Rolniczej, wydział EKONOMIA ROLNA.
Najbliższa rodzina naszego bohatera? Szczepan miał jedynego brata, młodszego, Antoniego, który jako dorosły mieszkał ze swoją rodziną w Ołdakach. No i dzieci, troje, w związku z Wiktorią Czyż, młodszą od męża o 13 lat. To Marianna (ur. 1937) oraz nieżyjąca już Zofia (ur. 1939) i Jerzy (ur. 1933). Jerzy, znany pułtuski lekarz weterynarii, pojął za żonę nauczycielkę, też dobrze znaną w mieście, śliczną jak z obrazka Jadzię Wysocką z miejscowości Przewodowo Majorat, gospodarską córą, z którą doczekał dwojga dzieci – Jarosława i Izabeli. Jadwiga pamięta teścia doskonale, ale zanim opowie, jaki był, usłyszę historię jej poznania z Jerzym Bralskim. – Obaj Bralscy – Szczepan i młodszy od niego Tomasz Antoni, rożnie się do niego się zwracano, byli bardzo przystojni. Nic im nie brakowało – bogaci, o falujących włosach, a jacy śpiewacy! - objaśnia Jadzia.
- We wrześniu 1960 roku rozpoczęłam pracę pedagogiczną w niedalekim od Pułtuska Pniewie. Jurek był tam lekarzem weterynarii. Kochał konie jak ojciec. Któregoś dnia zapytał: "Czy to może panna Wysocka?". Powiedziałam "Tak". "Bo ciocia pani, pani Podlasińska i pan Walenty Podlasiński opowiadali mi, że pani tu uczy" – kontynuował. I taki był początek naszej znajomości. W `63 Jerzy dostał lecznicę w Pokrzywnicy i się... oświadczył. Został przyjęty. - Potem był ślub, ja w koronkowej sukience z falbanami, wiązanka ślubna z białych goździków, długie włosy ścięłam przed ślubem... Z teściem bardzo się polubiliśmy... Bardzo się kochał z synem Jerzym i ta miłość przeszła i na mnie. O, ojciec szanował kobiety!
Pan Szczepan do Pokrzywnicy, do syna i synowej, przyjeżdżał konno. Prawdziwy PANISKO!
Wejdźmy teraz na wojenną ścieżkę pana Szczepana, Szczepana żołnierza, Szczepana patrioty. Relacjonuje Jadwiga: - Po zakończeniu pierwszej wojny światowej, w 1918 roku, teść został powołany do tworzącego się Wojska Polskiego w II Rzeczpospolitej. 19 czerwca 1918 roku ojciec odwiózł go na stację w Gąsocinie, skąd syn udał się do Ciechanowa, miejsca żołnierskiej zbiórki. Po trzech dniach wyruszyli do Białegostoku. Został przydzielony do Pułku 4 Ułanów Zaniemeńskich, stacjonującego w Białymstoku. Tu odbywały się pierwsze musztry, ćwiczenia. Każdy z ułanów zgłosił się do wojska z własnym koniem i rzędem końskim, to znaczy siodłem, czaprakiem, ostrogami. Te właśnie ostrogi zachowały się do dzisiaj. Zachowały się też zdjęcia i dokumenty – Jadwiga wskazuje na sepiowe kartki z pięknym kaligraficznym pismem. Kontynuuje: - Kiedy w 1920 roku armia rosyjska pod dowództwem marszałka Michaiła Tuchaczewskiego napadła na powstałe niedawno państwo polskie, teść walczył na froncie litewsko-białoruskim pod dowództwem generała POLSKI ODRODZONEJ Stanisława Szeptyckiego. Walczył pod Baranowiczami oraz nad rzeką Dźwiną i Berezyną. Berezynę wojsko przekraczało wpław. Ułani zsiadali z koni i trzymając się końskiej grzywy płynęli. W pewnej chwili, jak wiemy z przekazów rodzinnych, koń Szczepana dostał się w ogromny wir rzeczny i wespół znaleźli się pod wodą. Tonący stracił już nadzieję na uratowanie życia, ale koń w ostatniej chwili odbił się od dna i niemal z rykiem wydostał się z kipieli, ciągnąc z sobą jeźdźca. Tak zostali uratowani, a wielu żołnierzy zginęło...
Powrócił do domu w 1920 roku, po dwóch latach służby dla Ojczyzny. Zawsze szanujący wojsko, które go ukształtowało. Zawsze na baczność, gdziekolwiek był, kiedy słyszał ojczysty hymn.
Po zakończeniu zwycięskiej wojny polsko-rosyjskiej i Cudu nad Wisłą, ułani spotkali się w Białymstoku z wodzem naczelnym Józefem Piłsudskim. Po honorowych powitaniach Marszałek z każdym żołnierzem witał się osobiście, dziękując za walkę i zwycięstwo.
Tyle Jadwiga, teraz Ewa (z pracy literackiej). "Pradziadek po latach pobytu w wojsku wrócił do rodzinnego domu i spełnił swoje najświętsze postanowienia. Otóż przed pójściem na wojnę przyrzekł sobie, że jak szczęśliwie wróci do domu, to w podzięce Bogu wybuduje figurkę. I tak się stało. Stoi do dzisiaj – na skraju rodzinnej ziemi. Na niej napis "Boże, błogosław nam". Dbamy o nią, ukwiecamy, a podczas corocznego święcenia pól w Gzach przy pradziadkowej figurce zatrzymuje się ksiądz święcący zasiewy".
Szczepan Bralski godnie przeżył swoje życie, poświęcając się rodzinie, ojcowiźnie i Bogu. Tak też rozumiał patriotyzm.
Podaje Jadwiga: - Teść miał też takie życzenie, żeby coś zrobić dla swojego kościoła. Padło na witraż w gzowskiej świątyni. Rodzina złożyła się i tak w 1977 roku powstał witraż – święty Szczepan. Filtruje promienie słoneczne do dzisiaj... Jest cząstką teścia ...
Zatrzymajmy się jeszcze chwilkę.
Mały Szczepan ukończył trzylatkę w Przewodowie. W niej posiadł sztukę kaligraficznego pisania i naukę języka rosyjskiego – znał wiersze na pamięć, śpiewał rosyjskie piosenki. Ożenił się dość późno, w wieku 34 lat. 11 stycznia 1933 roku pojął za żonę Wiktorię Czyż, pannę nadzwyczaj pracowitą. Jej ojciec był wójtem. Panna ze wsi Gzy, urodzona, nie bagatela, w samej Ameryce, w Filadelfii. Rodzice Wiktorii tamże, za Oceanem, poznali się, pokochali i pobrali. Czyżowie, wróciwszy do Polski, kupili gospodarstwo w Gzach.
Bralski jeszcze przed ożenkiem wybudował drewniany dom, który stoi do dzisiaj - na pamiątkę.
Prawnuczka Ewa, dłuższy fragment pracy literackiej: "Pradziadek i dla mnie, i dla innych był człowiekiem niezwykłym. Szlachetny, wielki patriota, kochający mąż, ojciec, dziadek, wzorowy rolnik, narzekający na obowiązkowe dostawy dla państwa: zboża, ziemniaków, mleka, mięsa. Nazywany kułakiem, owszem, miał duże gospodarstwo, napracował się na nim, nadźwigał worków ze zbożem... Jako wielki patriota nie mógł się pogodzić z okradaniem Polski, z jawną zależnością od Rosji.
Do lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku hodował konie – kochał te zwierzęta. Często też jeździł konno. Był aktywnym społecznikiem. Zachowały się zdjęcia z powitań w parafii Gzy biskupa Sikorskiego. Fotografia ukazuje banderię konną, składającą się z rolników okolicznych wsi, witającą biskupa Bogdana Mariana Sikorskiego w Gzach. A było to 24 lipca 1967 roku. Podobne banderie pradziadek organizował podczas parafialnych, gminnych, a nawet powiatowych dożynek. Był blisko z Kościołem, współpracował z nim, śpiewał w chórze, był w radzie parafialnej i przez długie lata brał udział w procesjach, prowadząc księdza niosącego w hostii Najświętszy Sakrament.
Żałuję, że nie poznałam Go osobiście, ale niezmiernie się cieszę, że w mojej rodzinie był ktoś tak wspaniały jak mój pradziadek. Przeżył swoje życie aktywnie, pracowicie. Mogą się na nim wzorować pokolenia".
Pogrzeb Szczepana był piękny. W kondukcie podążała cała rodzina, mieszkańcy Gzów i okolicznych wsi, wśród nich małe dzieci Jerzego i Jadwigi – Izka i Jarek. Trumna była niesiona z domu do kościoła, potem na cmentarz. Oto syn gzowskiej ziemi znalazł wieczny spoczynek na tutejszym cmentarzu. Mówi synowa: - Doskonale pamiętam przemowę mojego stryja, Józefa Wysockiego, przedwojennego majora, podczas pożegnania teścia. Oto starszy człowiek, z laseczką, pod brzozą, wygłosił poruszającą mowę, z licznymi apostrofami do Zmarłego, ukazującą piękne życie Szczepana Bralskiego, jego osobowość, po prostu człowieka niepospolitego.
"Szczepanie, stań do apelu na wieczną wartę" – powiedział nad grobem ułana Szczepana major Wysocki. I te słowa brzmią w uszach rodziny do dzisiaj.





Podziel się
Oceń