Jak zwykle towarzyszyła im pułtuszczanka, Aneta Szymańska, jakoby SKRZYNKA KONTAKTOWA dla Żydów z rożnych stron świata. To ona oprowadza ich po Pułtusku, pomaga szukać dokumentów rodzinnych, fotografuje w miejscach, gdzie mieszkali ich rodzice czy dziadkowie. Słucha opowieści związanych z naszym miastem. Jak tej, którą przekazała jej Dalya.
Oto historia Dalyi Toren, przekazana Anecie jeszcze przed przyjazdem grupy do Polski i do Pułtuska.
Mam na imię Dalya i odwiedzę Pułtusk wraz z moimi przyjaciółmi z izraelskich kibuców i moszawów (moszawy to kibuce z prywatną własnością - gmd). Każdy z nas przygotowuje się do tej wizyty, odkrywając swoje korzenie w Polsce z zamiarem odwiedzenia miejscowości, w których żyły nasze rodziny.
Głównym naszym celem jest poznanie historii naszych przodków przed i w czasie Holoucaustu.
Odwiedzimy duże miasta, takie jak Warszawa czy Kraków, ale także małe miejscowości – oczywiście w poszukiwaniu śladów naszych rodzin.
Moja Matka Shoshana urodziła się Pułtusku w roku 1932. Żyła tutaj ze swoimi rodzicami i sześciorgiem rodzeństwa. Dziadek mojej matki miał garbarnię, z której ledwo co utrzymywał rodzinę. Moja babcia miała maszynę do szycia i po nocach, kiedy położyła dzieci do łóżek, reperowała ubrania sąsiadom, aby wspomóc finansowo rodzinę.
Kiedy moi dziadkowie wraz ze swoimi dziećmi uciekli na Wschód, sytuacja była ekstremalnie trudna. Opuścili swój dom dosłownie tak, jak stali, bez zabrania jakichkolwiek ubrań czy innych rzeczy. Małe porcje jedzenia oddawali swoim dzieciom, mój dziadek umarł z głodu i zimna, ale moja babcia przetrwała i po wojnie wyemigrowała do Izraela.
W 1939 roku dotarli na Syberię, gdzie niestety dwoje najmłodszych dzieci zmarło. Pozostałe dzieci przetrwały długą sierocą tułaczkę - po wojnie owa tułaczka została nazwana Dziećmi z Teheranu - w roku 1943 DZIECI z TEHERANU dotarły do Izraela.
Moja mama wraz z tatą oraz z pięciorgiem dzieci mieli piękną rodzinę. Umarła w wieku 64 lat otoczona licznymi potomkami, dziećmi, wnukami, synowymi i zięciami.
Kiedy postanowiłam odwiedzić Polskę i przede wszystkim miejsce urodzenia mojej matki, skontaktowałam się z Zafrirą Shmukler Malovany, która jest przewodniczącą pułtuskiego ziomkostwa w Izraelu. Zafrira pomogła mi bardzo w poszukiwaniu śladów mojej rodziny w Pułtusku i skontaktowała mnie z Anetą Szymańską. Aneta towarzyszy nam na każdym kroku naszych poszukiwań. Odwiedziła archiwa w celu odnalezienia naszych korzeni, mojej rodziny Elkas.
Zafrira zapewniła nas, że w Pułtusku czekają na nas tylko sympatyczni i pomocni ludzie.
Nie mam słów, aby wyrazić moją wdzięczność Anecie i nie tylko jej, ale także wszystkim, którzy nam pomagają w Pułtusku.
Tyle Dalya, dodająca jeszcze, że "mieszkam w kibucu na północy Izraela, mam pięcioro dzieci i dziesięcioro wnuków. Jestem szefem pakowni w magazynie marchwi w naszym kibucu. Nasze produkty dostarczamy do wielu krajów w Europie, również do Polski.
A. Szymańska powiedziała TYGODNIKOWI: - Jacy to przemili ludzie, uśmiechnięci, rozśpiewani, z gitarą. Zwiedziłam z nimi cały Pułtusk, nie tylko żydowski szlak... Oprowadzał ich po mieście pan Andrzej Ropelewski. Pięknie powitano grupę na zamku, a to dzięki dyrektorowi Michałowi Kisielowi i pani Małgosi Grąbczewskiej... Modlitwa przy pomniku na dawnym kirkucie... Miałam łzy w oczach...
Zdjęcie:
Tak Aneta powitała Dalyę w rodzinnym mieście jej mamy
MAM NA IMIĘ DALYA
Po południu stawili się na rynku, potem w gościnnym zamku, gdzie uczestniczyli w poczęstunku i zetknęli się z niemałą atrakcją – wystrzałem armatnim. Potem – oczywiście – zwiedzanie Pułtuska śladami swoich przodków. Oczywiście odwiedzili żydowskie pomniki i miejsce po synagodze. Byli u nas tylko dwie godziny, ale do Izraela zawieźli kawał swojej rodzinnej historii. O kim mowa? O trzydziestoosobowej grupie izraelskich Żydów
- 09.08.2017 09:20