Tak się cieszyłam, jako ta kochająca swoje miasto, że będziemy mieli MOSTEK, tęsknotę przekuwałam na felietony długo przed powstaniem mostku. Bohaterem tychże był oczywiście on – MOSTEK, z kłódkami oczywiście. Piękny, ba, wysmakowany, wzbogacający naturalną urodę naszego Pułtuska.
I powstał. Ale nadzieje były płonne.
Otwierany był w roku, kiedy - rozbuchaną zielonością i oszałamiającą urodą – stareńkie wierzby biły jeszcze po oczach. Ludzi było więcej niż na otwarciu ławeczki, ale i nie za wiele, i więcej seniorów, którzy robią TŁO i nie jest to żadna obraza pułtuskich seniorów i seniorek. Mostek już wtedy mnie nie zachwycił, ale jeszcze miałam nadzieję na podniesienie estetyki tego miejsca.
Niestety. Bo wraz z upływem wody w kanałku, było jeszcze gorzej. Burmistrz zaprosił na kolejne walentynki na mostku. Zupełnie nieudane, nijakie, żadne po prostu. RATUSZOWI nazwali to spotkanie... eventem. Oburzeniu dałam wyraz. Nie mogło być inaczej, bo jak się kogoś zaprasza, to się go gości, nie zbywa byle czym.
Płynęły wody...
Zaproszono nas, mieszkańców, na walentynkowe otwarcie ławki zakochanych. Młodzi nie przyszli, a jeśli zakochani, to... seniorzy. Młodzi już zrobili swoje – zawiesili kłódki – i nie oczekując zabawy godnej ich młodości, totalnie zlekceważyli zaproszenie burmistrza. Dobrze... Każdy ma swoje wyobrażenie ławki miłości. Ja też. Inne. A już na pewno (jak i pułtuszczanie, z którymi rozmawiałam) postawiłabym ją w innym miejscu, nie przy KOJCU z żelaznych prętów (i koniecznie przestawiałabym niebieski pojemnik na piasek, stojący przy moście, w inne miejsce).
Burmistrz ma to do siebie, że najważniejszy musi być ON. Dał już tego wyraz, będąc dyrektorem golądkowskiej szkoły. W publikacji o wielkim jubileuszu szkoły "zapomniał" napisać o bogatej przeszłości, skupił się na sześciu latach swojego dyrektorowania. Potem przyznał mi rację, że popełnił błąd. I chociaż Krzysztof Nuszkiewicz sam książki nie pisał, to chyba wiedział, jakie treści będzie ona zawierać. Ale... Tak jest do dzisiaj. Wszędzie BURMISTRZ. Wietrzę tu lizusostwo wszelkiej maści urzędników, ale nie do końca...
No i ta ławeczka. Na niej "złota" tabliczka z napisem: "Dzięki miłości możesz dokonać najpiękniejszych rzeczy...". Podpis? "Burmistrz Miasta Pułtusk Krzysztof Nuszkiewicz". Nie mówiłam? Megalomania? A może by tak cytat z Michaliny Wisłockiej? Pierwszy z brzegu, coś mówiący: "W miłości pośpiech jest fatalnym błędem. Trzeba pozwolić pracować wyobraźni". I dopisek: DLATEGO USIĄDŹ NA TEJ ŁAWCE! Całość miejsca jest siermiężna, tymczasowa, nieestetyczna, niechlujna.
A wizja miejsca zakochanych? Mówi Ewa: - Położyłabym na mostku nową nawierzchnię. Wytyczyłabym, czerwonym kolorem, pas dla rowerzystów, namalowałabym LOVE. Ławkę pomalowałabym na czerwono. Przed wejściem na most, z obu stron, założyłabym pergole. Dałabym tam także jakiś MIŁOSNY napis, no, choćby "mostek miłości". Zmodernizowałbym barierki obiektu, są ohydne, szarobure, z innego czasu. Taki most przyciągałby turystów, umieściłabym informację o nim w pułtuskich publikacjach. Byłby na lata. I wreszcie zaprojektowany z głową, od początku do końca, bez ŁATANIA siermiężnej rzeczywistości. Nie po łebkach.
Siermiężność i bylejakość sąsiaduje u nas z patyną wieków. A to bardzo, ale to bardzo złe sąsiedztwo.
Niedawno dostałam wiadomość od wiernego czytelnika "TP". Pisał w niej, że "bylejakość w Pułtusku sama się nie zatrzyma. I żeby jej zapobiec, musi dojść do obywatelskiego protestu, do zdecydowanego NIE". ZDECYDOWANEGO NIE! Już raz protestowaliśmy, przeciwko wycince wierzb, i nic. Pewnie niezdecydowanie.
Ale, ja tu o mostku, a tam drzewa larum grają!
Gdybym ja ten mostek arendował
Nad tzw. mostkiem zakochanych nigdy nie wznosił się Amor, bożek miłości. Z wyjątkiem serc z bardzo licznymi kłódkami i kłódeczkami, widowiskowymi, nic tam nie przyciąga uwagi. No, teraz mamy jeszcze ławkę zakochanych, czy tam miłości (brzmi... seksownie), ale o ławce/ławeczce potem, czyli niżej
- 03.03.2017 08:26