Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 17 czerwca 2025 19:12
Reklama Wieliszewskie Wianki 2025

Wyglądałyśmy jak milion dolarów

Z Małgorzatą Dąbrowską – o ubieraniu się z... pieprzem i o zakupach w sklepach second hand – rozmawia Grażyna Maria Dzierżanowska
Wyglądałyśmy jak milion dolarów
dama
Pani Gosiu, to co sobie dzisiaj Pani kupiła?

Prześliczną suknię kobaltową, wąziutką, dopasowaną, z długim rękawkiem, pięknie szyta, piękny materiał i mam nadzieję wyglądać w niej jeszcze piękniej (śmiech).

No ja się nie dziwię – połączenie doskonałej sylwetki z pieprzem w ubiorze... Jeśli o ten pieprz chodzi, to gdzie się Pani zaopatruje w ubrania, które podziwiamy na Pani? Czy tam, gdzie się obie spotykamy, czyli w sklepach przy Daszyńskiego i Traugutta?

Tak, w tych sklepach, odwiedzam również outlet Zary. W sklepach z prawdziwego zdarzenia kupuję rzadko, ale za granicą, w Anglii, owszem. Tam łatwo mi się kupuje, bo małe nominały... Jeśli coś kosztuje 10 funtów, to ja nie przeliczam na 50 złotych (radosny śmiech).

Pani ma cudowny dar wyszukiwania wszelkich perełek. W dodatku Pani wskazuje szperaczkom na to, co warto kupić... Iskra modowa!

Mama moja (pani Janina - kobieta niezwykle elegancka i przemiła – gmd) uwielbiała się stroić i stroiła nas, a miała możliwości, ponieważ była zaprzyjaźniona z panią Plagowską, która skupowała paczki. Była pewna grupa ludzi, nazwałabym ją elitą, która miała dostęp do pani Plagowskiej. Ona handlowała nielegalnie, więc bała się dopuszczać do siebie większą grupę. W sobotę handlowała na pięknym, wielkim bazarze Różyckiego, sprzedawała rzeczy dla bogaczy, bardzo drogie. Kiedyś kupiłam tam spodnie za 1200 złotych, czyli za całą pensję. To były narciarki, z przeszywanym kantem, czarne rurki, chyba jakaś wełenka...

Pani lubi czarny kolor.

Uwielbiam. Zaraziłam nim moją rodzinę, nawet wnuczka, ale nie moją mamę.

Ale... Pani Plagowska!

Więc mama nas stroiła u pani Plagowskiej, a jak byłam większa, również chodziłam do pani Plagowskiej, nawet uczyniłam z tego chodzenia dochód. I tak brałam część rzeczy od pani Plagowskiej i sprzedawałam ciut drożej, tyle aby zarobić na swoje zakupy.

A zakupy w Rembertowie? Jeździły tam pułtuszczanki.

Rzadko. Bo tam było naprawdę bardzo drogo, a ja miałam dostęp do świetnych ubrań... Kiedyś poprosiłam panią Plagowską o zabranie mnie na zakup towarów. Ona miała swoje punkty, swoich informatorów, którzy dostawali paczki z Ameryki. Pojechałyśmy do takiej rodziny na Mazury, pani miała 40 lat i jedenaścioro dzieci, biegających na golasa po podwórku, całe były ubłocone. Weszłyśmy na strych, a tam raj! Eldorado. Stosy pięknych ubrań. Pani Plagowska momentalnie ułożyła metrowy stosik. Pomyślałam, że ten zakup będzie ją dużo kosztował. Sama wybrałam tylko kilka rzeczy. Pani Plagowska powiedziała: "Wybieraj, bo to niedrogie". Okazało się, że te rzeczy były bardzo tanie, ta pani sprzedawała je za bezcen. Był tam piękny, biały kożuszek, prześliczny. Kosztował 400 zł, wtedy mało. Odkupiłam go od pani Plagowskiej za 4 tysiące. I kiedyś, idąc z moim synkiem w wózku, miałam ten kożuszek przewieszony przez pałąk. Na środku Świętojańskiej spytał mnie jakiś mężczyzna, cóż to mam za pięknego na tym wózku. I jak on zobaczył ten kożuszek, odkupił go ode mnie za... 12 tysięcy dla swojej żony.

Bardzo ciekawe... A co Pani ma w swojej kolekcji najciekawszego?

Jestem gadżeciara. Mam stosy korali, kolczyków, biżuterii, którą też kupuję w Anglii, na targach staroci, także w szmaciarniach charytatywnych, które wyglądają jak butiki. Na takim targu staroci kupiłam pani Aldonie Łaszczych przepiękne kolczyki i perły.

Dla takiej damy jaką jest pani Aldonka, tylko przepiękne rzeczy!

Właśnie!!! Mam też 110 buteleczek perfum, oryginalnych, kupionych na aukcjach. Mam je na swoim FB (sprawdzałam, są - gmd). Gdybym musiała wziąć jedną rzecz ze swojej szafy, miałabym dylemat. Raczej jednak łapałabym za buty. W tej chwili w tych naszych sklepach nie ma ładnych butów, kiedyś były. Kupowałam po 10 par od razu, mam ich 500 a może więcej. Markowe – Prada, Versace, Zara... Przeważają buty na płaskim obcasie. Mój mąż też jest buciarz.

Więcej ma Pani butów od Moniki Olejnik!!! Ale te zakupy, żeby je zrobić, trzeba się niekiedy nabiedzić.

Tak, jeśli ktoś trzyma coś w ręku, co nam się podoba, to nie możemy pytać: "Czy pani to bierze?" albo "Jakie to ładne!". Trzeba szpiegować (śmiech), chodzić... Kobiety są sprytne, jak zauważą zainteresowanie innych ich wyborem, kupią rzecz, choćby nie chciały. Kiedyś weszłam do sklepu i jakaś starsza pani trzymała przecudną torebkę. Była piękna, z materiału, piękne złocenia, piękna rączka. Babcina, takie torebki uwielbiam. Powiedziałam: "Jaka piękna torebka!" i wtedy ta pani powiedziała: "W takim razie ją biorę". Nie mogłam jej odżałować. A te zakupy... Teraz uważam już, co kupuję. Musi być coś extra, ponadczasowego, nowego. Każdy sezon to inny styl... W tym sezonie miałam się ubierać w stylu pin up, lata 50., ale wskutek choroby i dużego spadku ciała weszłam w luźne, szerokie spodnie.

A co by Pani chciała znaleźć podczas jutrzejszych zakupów w NASZYCH sklepach?

Nie mam pojęcia. Nie idę z konkretną wizją, ale mam takie szczęście, że co sobie wymyślę, to kupię. Do tego stopnia, że zepsuł mi się kosz w zmywarce i wie pani, znalazłam taki koszyk! W domu mam mnóstwo przedmiotów domowych z tych znanym nam sklepów.

Ja znalazłam porcelanę india blu, którą kolekcjonuję!

Ja kupuję kryształy. Jakieś ramki...

Opowie mi Pani o wizycie w telewizji i wrażeniu, jakie Pani wywarła na jurorach?

Pojechałyśmy z córką na casting do jakiegoś programu o domu, o remoncie domu, nie pamiętam jego nazwy. Było tam 1500 osób. Uważam, że byłam ubrana całkiem normalnie, troszkę może przypominałam... Michaela Jacksona (śmiech). Czarne spodnie ze skóry, rurki, marynarka podchodząca pod Jacksona i przepiękna biała bluzka kupiona za 7 złotych. W sklepie kosztowała 1980 złotych!!! Własnym oczom nie wierzyłam, kiedy ją zobaczyłam. No i zasiadłyśmy na skórzanej kanapie, a jurorzy nas spytali, dlaczego myśmy zjawiły się na tym castingu, o co chodzi, skoro wyglądamy jak milion dolarów. To było przyjemne, ale zaraz powiedziałam, że to mistyfikacja, że ubieram się w ciucholandzie. I zaprosiłam panią jurorkę do Pułtuska.

Jak Pani myśli, dlaczego niektórzy zachowują się w ciucholandach dziwnie, są zażenowani, zawstydzeni, usztywnieni? Spięci jak agrafki.

Mam wielu znajomych, którzy nie tolerują moich zakupów w ciucholandach. A mnie to nie przeszkadza. Ja coś kupię, upiorę, odświeżę i nie sadzę, żeby były tam jakieś bakterie. Poza tym rzeczy przychodzące do Polski są dezynfekowane na granicy, także te nowe, z metkami. Ja zresztą znam takie ciuchy od dziecka... A ludzie? Niektórzy wstydzą się, uważają, że kupowanie w second handach NADEPTUJE na ich godność...

Bardzo Pani dziękuję za rozmowę i do zobaczenia na... polowaniu.

Podziel się
Oceń