Tymczasem w pułtuskim samorządzie dochodzi do pewnych kuriozalnych sytuacji. Zastępca burmistrza Mateusz Miłoszewski odpisał radnemu Adamowi Prewęckiemu na oficjalne zapytanie, twierdząc, że ten wykorzystuje zapisy Ustawy o samorządzie gminnym (art. 24) w celu realizacji celów prywatnych lub politycznych. Prewęcki temu zdecydowanie zaprzeczył, bo pyta i chce terminowo uzyskiwać odpowiedzi na prośbę mieszkańców.
Do dyskusji ostro wtrącił się były burmistrz i obecny radny miejski Wojciech Gregorczyk.
- Nie mogę spać po nocach, ponieważ nie mogę rozwikłać intencji pana pytań. Pan jest radnym, pana obowiązkiem jako radnego jest wspieranie interesów gminy. Dopóki gmina ma spółki, to czy panu się to podoba czy nie, to w pana interesie jako radego jest wspieranie tych spółek, a nie ciągłe podważanie, że coś jest źle robione i składanie wniosków do policji, do prokuratury, straszenie sadem, używanie na posiedzeniach Rady Miejskiej stwierdzeń, że zostały popełnione przestępstwa. Pan nie ma do tego prawa bo pan niesłusznie oskarża i burmistrza i radnych poprzedniej kadencji - powiedział.
Z kolej Mateusz Miłoszewski zarzucił radnemu, że wyrwał z kontekstu jedno zdanie z trzech stron skrupulatnych wyczerpujących tłumaczeń. Od początku tej kadencji Prewęcki złożył ok. 60 interpelacji, ponad 100 zapytań w różnej formie, mniej lub bardziej czasochłonnych. Jak podnosił zastępca burmistrza, to dodatkowa praca dla urzędników, którym radny i tak zarzuca publicznie, że pracują nierzetelnie i nie dotrzymują terminów. Miłoszewski zażądał więc stonowania wypowiedzi dotykających pracowników urzędu.
Adam Prewęcki ze spokojem odpowiedział, że został radnym, żeby pytać, prawa nie łamie, ponieważ obowiązujące przepisy nie określają limitu zapytań interpelacji przypadających na jednego radnego.
Całej dyskusji nie sposób przytoczyć w jednym artykule, wystarczy dodać, że przyjemna nie była. Naszym gminnym włodarzom - obecnemu i byłemu - wymknęły się osobiste złośliwości w stosunku do radnego, stąd też głos rozsądku o zamknięcie dyskusji z ust radnego Michała Kisiela.
- Jestem 20 lat w tej Radzie i jeszcze takiej sytuacji nie było. Jak jedni, tak i drudzy weszli na wątek osobisty, więc na litość boską nie twórzmy precedensu! Po pierwsze, w atakowaniu radnego że pyta, po drugie w atakowaniu zastępcy burmistrza, który ma również prawo się bronić. Robicie to państwo naprawdę łamiąc pewne konwenanse, jedni i drudzy. Ja jestem przeciwny atakowaniu samorządu przez radnych, wyrażam to często i rozmawiam z kolegą (mowa o radnym Prewęckim – dop. red.), ale nie ma zakazu pytania i on ma prawo pytać, a my mamy obowiązek sobie nawzajem odpowiadać. Tu się dzieją takie dziwne relacje, że radny atakuje radnego! Wybierali nas mieszkańcy i każdy z nas ma prawo do sprawowania mandatu. I dlatego bądźmy cierpliwi w tym odpowiadaniu sobie nawzajem, zachowujmy kulturę dyskusji, bo zmierza to w złym kierunku.
A my dodajemy, że w bardzo złym! Bo co oznacza komentarz, ze radny ma obowiązek wspierać spółki gminne? Naszym zdaniem ma przede wszystkim obowiązek trzeźwo patrzeć na działalność organów gminy i w razie wątpliwości pytać, wyjaśniać, interweniować w interesie mieszkańców. TO JEST ZADANIE RADNEGO, CHOĆBY WYMAGAŁO STU INTERPELACJI!
To samo napisała w mediach społecznościowych pułtuska radna Małgorzata Katarzyna Dąbrowska, zaczynając swój wpis od słusznej tezy "RADNYCH NIE MOŻNA ZASTRASZAĆ ANI UCISZAĆ!"
Jako radna Rady Miejskiej mam obowiązek pytać, wyjaśniać i patrzeć władzy na ręce – bo działam w imieniu mieszkańców. Tymczasem otrzymałam od spółki Eco Pułtusk Plus wezwanie do "zaprzestania naruszania dóbr osobistych" w związku z moim komentarzem dotyczącym jej funkcjonowania.
Traktuję to pismo jako próbę zastraszenia i zamknięcia ust radnym, którzy domagają się przejrzystości w gospodarowaniu publicznymi pieniędzmi. To nie jest zwykła polemika – to sygnał, że ktoś chce ograniczać debatę publiczną i prawo radnych do zadawania pytań w imieniu obywateli.
Podkreślam: moją intencją nie było formułowanie zarzutów karnych, lecz wskazanie realnych ryzyk, które w praktyce samorządowej są dobrze znane: brak pełnej transparentności, możliwość zatrudniania poza konkursem, przenoszenie kosztów między spółkami czy rozmywanie odpowiedzialności. To są fakty, o których powinniśmy rozmawiać otwarcie.
Zamiast odpowiadać radnym i mieszkańcom rzeczowo, spółka kieruje groźby prawne. Takie działania nie budują zaufania – przeciwnie, pogłębiają podejrzenia i poczucie, że ktoś chce coś ukryć.
Nie dam się zastraszyć. Rolą radnego jest pytać, kontrolować i informować mieszkańców. I będę to robić dalej, bo jawność i uczciwość w życiu publicznym to fundament naszej wspólnoty.
Dodam, że również bezpodstawne oskarżenia mogą rodzić odpowiedzialność prawną – zarówno cywilną, jak i karną. Prawo chroni nie tylko instytucje, ale także obywateli, w tym radnych, którzy wykonują swój mandat w interesie mieszkańców.
Radna dotyka sedna problemu, który w gminie Pułtusk istnieje od lat. Temat spółek zawsze budził paniczne reakcje władzy. Jak trzeba do nich dokładać miliony z gminnego budżetu, to radni mają grzecznie podnosić rękę, bo inaczej działają na szkodę samorządu, ale jak spróbują dokładnie poznać szczegóły funkcjonowania spółek i wydawane tam pieniądze mieszkańców, to nagle mówi się im, że za dużo pytają i nie mają prawa. To się musi skończyć, a wtedy skończą się insynuacje i domysły...
ED