Zanim jednak przyjrzymy się przydrożnej kapliczce i opowiemy o jej fundatorach, o rodzinie, której historia zgotowała bolesny los, przedstawimy Magdalenę Gromek-Kowalczyk, spiritus movens – ducha sprawczego ratowania upadającej figurki, młodej, aktywnej kobiety osiedlonej wraz z rodziną na części ziemi dawnych dziedziców.
Opowieść, którą usłyszałam od pani Magdaleny, przykuwa uwagę i wywołuje silne emocje, bowiem naznaczona jest i cierpieniem, i bólem rodziny Góreckich.
- Kupiliśmy to stare siedlisko w 2016 roku. Nie znałam historii tego terenu – pochodzę z innego regionu Mazowsza - ale zależało mi na dużej działce na uboczu, z sędziwym drzewostanem, krzewami, może sadem i łąką. I tak nam się udało. Zastaliśmy tu też stertę starych, czerwonych cegieł, ogromnych głazów i tę zarośniętą kapliczkę, stojącą mniej więcej 100 metrów dalej. Zaczęłam się zastanawiać, kto tu wcześniej mieszkał, kim byli ci ludzie, co się z nimi stało. I tak po nitce do kłębka dowiedziałam się, że tutaj było dworskie siedlisko, w którym mieszkali dziedzice, rozparcelowani w `44 roku na mocy reformy rolnej. Do ich domu zostały dokwaterowane rodziny z tego terenu, zaś ziemie zostały podzielone między tutejszych mieszkańców. A potem i tak musieli wyjechać i zostawić wszystko. Nie wzięli ze sobą prawie nic –podaje moja rozmówczyni, oprowadzając mnie po siedlisku.
Kiedy dwór został przejęty, właściciela majątku Tomasza nie było już na świecie. Zginął w marcu `42 w obozie w Buchenwaldzie w wieku 69 lat. Waleria i Stanisław (tak, Stanisław) przez krótki czas mogli jeszcze mieszkać we dworze - dostali spłachetek ziemi z osiemdziesięciu rozparcelowanych hektarów, nie mogli się jednak odnaleźć w nowej rzeczywistości, a że stali się "wrogami ludu", oboje musieli opuścić Gnaty Szczerbaki i zamieszkać przynajmniej pięćdziesiąt kilometrów dalej. Kim był Stanisław? O nim dalej.
Wróćmy do opowieści M. Gromek-Kowalczyk:
- Dużo wspomnień miały i mają osoby, które we dworze zostały zakwaterowane oraz sąsiedzi z Gnatów. To był podobno bardzo piękny budynek – mówiono o nim "pałac" albo "Belweder". Miał piece, spore okna, piwnicę. Po zmianie systemu ustrojowego, dwór przeszedł w prywatne ręce, potem kolejne, niszczał i niszczał. Podobno 20 -30 lat temu jeszcze tu stał, drewniany, piętrowy. Jak my to kupiliśmy, nie było tu absolutnie nic do odbudowania. Dwór zawalił się pod swoim własnym ciężarem, zarósł akacjami, wierzbami, krzewami. Znaleźliśmy tylko tę wspomnianą stertę czerwonych cegieł z komina. Za dworem był i jest staw. Zachowała się jeszcze aleja wierzbowa - z jednego dworu do drugiego. Tutaj był jeszcze dwór Gnatowskich, a dalej Gadomskich. Zachowały się też mapy, stąd wiemy, że tu był dwór, tu sad, tam stajnie albo obory, mieszkania dla pracowników stałych i sezonowych... Dzięki mapie wiem, gdzie nie sadzić drzew i krzewów, bo na pewno trafię na brukowaną drogę prowadzącą do dworu albo jakieś fundamenty. Ta wyspa roślin – pani Magdalena zatacza ruch dłonią - być może zachowała się jeszcze z tamtego okresu. Ziemianie ściągali różne rośliny do swoim posiadłości – tu śnieguliczka, tu połacie bzów, może jeszcze zasadzone przez Góreckich. Tu liliowiec rdzawy, on też rośnie dookoła kapliczki, tu fiołki leśne. Dalej zdziczałe już jabłonie, śliwy. Napotkaliśmy wiele dawnych, zapomnianych roślin, które już pozanikały w wiejskich ogrodach. Oczywiście, zostały z nami i traktuję je jak cenne dziedzictwo tego miejsca. Zdjęcia dworu? Cały czas szukam, bo tylko z opowiadań mogę sobie wyobrazić jak wyglądał. Na razie udało mi się znaleźć zdjęcie samego Tomasza Góreckiego, prawdopodobnie na tle tego dworu. A czy odczuwam jakieś fluidy z racji zamieszkania na tej dworskiej ziemi? Znając tę całą historię można odczuć pewien brak, gwałtowną wyrwę w historii. Jakaś ciągłość, która trwała tutaj setki lat, została nagle przerwana. Nie ma potomków tych ludzi. Świadczą o tych chociażby te porzucone kapliczki i pomniki na cmentarzach, zarośnięte parki podworskie. Wraz z ziemianami odszedł na pewno duch tego miejsca. Sprawa nie jest jednak tak zupełnie jednoznaczna. Parcelacja, która dla ziemian była ogromną tragedią, dla innych była drogą do lepszego życia. Okoliczni mieszkańcy, którzy ziemi mieli mało albo wcale jej nie mieli, dostali ją na własność. Wiemy przecież, że majątki były budowane na pracy chłopów, a ich straszne warunki życia opisane są chociażby w książce "Chłopki. Opowieść o naszych babkach". Z kolejnej jeszcze strony tutejsi ziemianie nie byli magnatami. To była szlachta zagrodowa, drobna, często zubożała. Niektórych od chłopstwa wyróżniało tylko nazwisko i herb. Majątki upadały, były dzielone, sprzedawane, przechodziły z rąk do rąk. Nazwa "Gnaty" pochodzi od nazwiska Gnatowskich, "Szczerbaki" zaś to przydomek, od któregoś z potomków. Kolejnym faktem jest, że ziemiaństwo miało przecież ogromny wpływ na przetrwanie polskości w czasie zaborów. Kapliczka Góreckich jest zapewne także wotum za odzyskanie niepodległości. To ziemianie zostali wzięci na pierwszy ogień w 1939 roku. Niemcy szybko zdali sobie sprawę, że muszą się ich pozbyć.
Kapliczka... Pytam, kto rzucił myśl o odnowieniu owej figurki z 1918 roku, chociaż jestem pewna, że to moja rozmówczyni. Kiedy przyjechała do Gnatów Szczerbaków, zadziwiła się ilością przydrożnych kapliczek, będących w opłakanym stanie. Zaczęła interesować się ich historią, stąd też dociekanie, kim byli Góreccy, dlaczego kapliczka stoi, gdzie stoi, kto ją wykonał.
Oto idziemy od stawu, w którym ziemianie hodowali ryby. Zresztą, były tam jeszcze niedawno, ale po melioracjach staw wysechł zupełnie. Łąka przy stawie także cierpi z powodu melioracji i suszy. Mijamy olbrzymie głazowisko. Głazy te zapewne tworzyły ściany zabudowań gospodarskich – można sobie wyobrazić, jak ogromne były. Przechodzimy ścieżką przez zdziczały sad, który rodzi jeszcze śliwki i gruszki, i ruszamy w stronę kapliczki, i to o niej opowiada mi pani Magdalena.
– Szybko zdałam sobie sprawę, że mieszkamy na miejscu dawnego siedliska Góreckich i warto byłoby zająć się kapliczką, tym bardziej że jest popękana i grozi jej rozpad. Ponadto związana jest z tutejszą historią. Starsi ją jeszcze pamiętają, młodzi raczej nie. Zadawałam sobie pytanie, gdzie są teraz potomkowie ludzi, którzy zbudowali tę kapliczkę. I tak dotarłam do potomków Tomasza i Walerii, którzy w 1917 roku od krewnych adoptowali dziecko – Stanisława, którego mama zmarła. Własnego dziecka nie mogli się doczekać. Przez dwadzieścia lat zapewne żyło im się dobrze. Byli dość majętni, mieli syna. Stanisław uczył się w Pułtusku. W 1939 roku wybuchła wojna, a w 1940 roku Tomasz został aresztowany. W aktach IPN czytamy "aresztowany prewencyjnie w dniu 06-04-1940 r. w ramach akcji wymierzonej przeciwko inteligencji polskiej". Podobny los spotkał wielu tutejszych ziemian. Tomasz zginął w Buchenwaldzie, jego ciało nigdy do Polski nie wróciło – mówi pani Magdalena. - Takich kapliczek jak ta jest we wsi jeszcze przynajmniej cztery. Chciałabym, by zostały wyremontowane i opowiedziały swoją historię. Chciałabym oznaczyć je i opisać na Google Maps, by każdy kogo zainteresują, mógł przeczytać o ich historii. Wokół kapliczek można też organizować wiele lokalnych wydarzeń. Możemy się tu spotykać 11 listopada. Od kapliczki do kapliczki można zorganizować spacer czy rajd rowerowy z opowieściami w tle - to są najlepsze lekcje historii i przyrody – dodaje.
Jesteśmy już coraz bliżej kapliczki, która nie jest wpisana do rejestru zabytków, stoi na prywatnym gruncie, dlatego też nie można pozyskać funduszów na jej odnowę - ani z funduszu sołeckiego, ani z pieniędzy publicznych. Widnieje na niej wyryty napis
"BOŻE BŁOGOSŁAW NAM. FUN. MAŁ. GÓRECCY 1918". Oficjalnie figurka stoi na terenie sąsiada. To on dał zgodę na odnowę. Chętnie.
– I tak z mieszkańcami oraz potomkami rodziny Góreckich, krewnymi, robimy zrzutkę –
objaśnia Magdalena. - Krewni? Po pierwsze to są wnuczęta Walerii i Tomasza, chociaż trzeba wziąć pod uwagę, że Stanisław nie był oficjalnie adoptowany i miał inne nazwisko niż jego przybrani rodzice. Stanisław nosił nazwisko Krzyczkowski. Pyta pani, jak podchodzą wnukowie do sprawy remontu figurki? Są zaskoczeni i chyba trochę też wzruszeni. Wiedzieli, że ich ojciec pochodził stąd, ale on nic o tym nie mówił, nie wspominał. Nie wiedzieli o tej kapliczce. Inni krewni? Ci są związani więzami krwi z Tomaszem Góreckim, a właściwie to krewni z rodziny jego brata; mieszkają w Świerczach. W zeszłe wakacje przyjechali tutaj, syn Stanisława również. Zadeklarowali pomoc. Koszt renowacji wyniesie między 2 a 3 tysiące złotych. Tomasz nie ma swojego grobu, ale to przy kapliczce krewni ze Świercz zapalają świeczki dla niego - słyszę.
Do prac zaproszony już został kamieniarz z sąsiedniej wsi, który figurkę wyczyścił oraz zdjął z niej metalowy, bardzo zardzewiały krzyż.
Na jednym z forów internetowych odezwał się prawnuczek kowala, który wykonywał metalowe krzyże na kapliczki oraz na pomniki na cmentarzu w Winnicy. On też pracował we dworze u Góreckich i zrobił krzyż na tej kapliczce. Krzyż jest w słabym stanie i zastanawiamy się, czy nie oddać go w fachowe ręce kowala. Dowiedziałam się także, skąd pochodził budulec pod te kapliczki. To tutejszy granit polny. Po wyczyszczeniu odzyskał piękny różowawy odcień – mówi pani Magdalena.
Marzy jej się odtworzenie dawnego wizerunku figurki, skromnego. Płotek więc będzie drewniany, ze sztachetek misternie wyrzeźbionych i pomalowanych na niebiesko.
- Ten płotek i sztachetki zrobili trzej mieszkańcy Szczerbaków, wiele lat temu. Na tyle dawno, że spróchniał, rozsypał się i już źle to wyglądało. Próbuję tych samych trzech panów namówić na ponownie zrobienie płotka. Liczę, że to będzie dobra, sąsiedzka inicjatywa, bo wiem, że nie tylko mi zależy na tej kapliczce. Moje sąsiadki, szczególnie dwie panie: Hanna i Katarzyna również myślały o tym remoncie od dawna, więc cieszę się, że nie jestem z tym pomysłem sama. Pani Katarzyna uprzątnęła spróchniałe sztachetki i oczyściła teren pod renowację. Z panią Hanną i sołtyską omawiamy finanse.
Nad kapliczką góruje dąb, wkrótce będą kwitły wspomniane już liliowce rdzawe, które być może pozostawili po sobie ziemianie. A może nawet sadziła je sama Waleria Górecka? A że czas goni, prace przy kapliczce już trwają. A potem już tylko wzruszające oddanie odrestaurowanej kapliczki, rodzinne spotkanie, wspominanie fundatorów i pochylenie głowy przed tymi, którzy mają w sercu i myśli ziemian Góreckich – świętej pamięci Walerię i Tomasza oraz Stanisława, który z matką był do końca jej dni.
Autorka tekstu serdecznie dziękuje p. Magdalenie Gromek-Kowalczyk za spotkanie i opowieść o dziedzicach z Gnatów Szczerbaków, fundatorach kapliczki. Jednocześnie odsyła czytelników "TP" do posta na profilu na FB o nazwie W DOLINIE NIESTĘPÓWKI - w którym pięknie zawarta jest historia Walerii oraz jej przybranego syna Tomasza.
Grażyna Maria Dzierżanowska