2020 rokiem śmiertelnego żniwa?

Zgodnie z ogólnopolskimi statystykami, 2020 to był czarny rok. Odnotowano najwięcej zgonów w Polsce od II wojny światowej. W ciągu 53 tygodni 2020 r. zmarło o ponad 70 tys. osób więcej niż w 2019 r.

Z danych udostępnionych przez przez Ministerstwo Cyfryzacji wynika, że na przestrzeni ubiegłego roku zmarło ponad 480 tys. osób, w tym ponad 28,5 tys. z powodu lub przy udziale COVID-19 (dane Ministerstwa Zdrowia na dzień 31 grudnia 2020 roku). Rok wcześniej zgonów było 401 tys., a więc o ok. 79 tys. mniej. To tak, jakby  z mapy Polski zniknęło średniej wielkości miasto.

Jak możemy się dowiedzieć z internetowego serwisu medonet.pl, pierwsze oznaki tego, że liczba zgonów w 2020 roku będzie wyższa niż w latach poprzednich, pojawiły się pod koniec sierpnia. Od tego momentu tygodniowa liczba zgonów w Polsce była wyższa niż w latach ubiegłych. Od października liczba zgonów już systematycznie rosła. W tygodniu od 12 do 18 października wystawiono 10 230 aktów zgonu. To był najwyższy taki wynik od co najmniej pięciu lat.

Pod względem liczby zmarłych Polaków w 2020 roku rekordowym miesiącem okazał się listopad. W ciągu tych czterech tygodni w naszym kraju zmarło prawie 60 tys. osób. To przeszło 29 tys. osób więcej niż w tym samym okresie 2019 roku. W grudniu liczba zmarłych była nieco mniejsza i wyniosła ponad 53,8 tys. osób. To jednak i tak o ponad 20 tys. więcej niż w latach 2019 i 2018.

Jeśli zaś porównać liczbę zmarłych w poszczególnych latach Polaków, począwszy od 1946 roku, okazuje się, że w 2020 r. było najwięcej zgonów od czasów II wojny światowej. W 2020 r. zmarło nas ponad 480 tys. osób, w 2019 - 401 tys., w 1946 r. - 242 tys.

Skąd tak zatrważające dane, skoro wciąż nam powtarzano, że ludzie bardziej świadomie dbają o swoje zdrowie, żyją zdrowiej a więc dłużej, mając również dostęp do nowych metod leczenia. Prawda jest jednak taka, że dla kulejącej od lat służby zdrowia, wciąż zbyt mało dofinansowywanej, czas epidemii okazał się nie do końca zdanym sprawdzianem i to mówiąc delikatnie. Polacy umierali nie tylko na COVID i powikłania często wynikające z chorób współistniejących, ale też na inne groźne schorzenia, głównie nowotwory i choroby układu krążenia, gdyż epidemia bardzo ograniczyła dostęp do lekarzy, specjalistycznych badań. O leczeniu przez telefon krąży mnóstwo dowcipów,  bo co ma powiedzieć pacjent, gdy lekarz po drugiej stronie słuchawki pyta go np. czy ma powiększone węzły chłonne. Ludziom chorym nie jest jednak do śmiechu, coraz głośniej odzywają się niezadowoleni z tak zwanych teleporad, domagający się otwarcia gabinetów podstawowej opieki zdrowotnej, tym bardziej że wielu lekarzy przyjmuje prywatnie, za pieniądze, nie obawiając się jakoś wirusa.

Jest jeszcze jeden powód zwiększonej umieralności Polaków, bardziej psychologiczny, związany ze strachem przed leczeniem szpitalnym w czasie pandemii. Po pierwsze boimy się zakażenia w szpitalu, po drugie przeraża nas fakt zamknięcia, braku odwiedzin, odizolowania od najbliższych, co w sytuacji nagłego pogorszenia zdrowia budzi obawy, ze będziemy umierać w samotności, bez wsparcia i pomocy krewnych.

Szczepienia są w pewnym sensie lekiem na całe zło, bo pozwolą powoli wracać do normalności, chociaż nie wszyscy chcą się szczepić, niektórzy wręcz odradzają to innym, mówiąc że tak krótko testowane szczepionki mogą w przyszłości mieć wiele fatalnych skutków ubocznych dla zdrowia. Każdy z nas podejmie indywidualną decyzję w tej kwestii, szczepienia są dobrowolne.

Poniżej prezentujemy dane z naszego powiatu, pokazujące liczbę urodzeń i zgonów w ostatnich trzech latach - 2018, 2019 i 2020, Znacznie więcej osób zmarło w 2020 roku w gminach Pułtusk, Pokrzywnica i Obryte, ale np. w Zatorach  zgonów było mniej. Zaskakiwać mogą dane dotyczące urodzin, wysokie w gminach Pułtusk, Winnica, Obryte i Świercze, natomiast zerowe w Zatorach, Pokrzywnicy oraz bardzo niskie w Gzach. Może to, oczywiście częściowo, wynikać z faktu, że dzieci są rejestrowane ze względu na adres stałego zameldowania rodziców, a teraz często bywa tak, że ludzie gdzie indziej zamieszkują, a zupełnie w innej gminie posiadają meldunek.