Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 23 czerwca 2025 00:29
Reklama Wieliszewskie Wianki 2025

Sąsiedzki terror trwa

Awantury i inwigilacja nawet w czasie zarazy
Sąsiedzki terror trwa
brama
Wszyscy przeżywamy teraz szczególnie trudny czas, żyjąc niepewności co przyniesie jutro, bojąc się o zdrowie i przyszłość swojej rodziny. W takich momentach ludzie odkładają na bok spory, nieporozumienia, wyciągają rękę na zgodę, pomagają sobie wzajemnie. W naszym powiecie wielu mieszkańców wsparło zbiórkę na sprzęt dla szpitala, potrzebnego w czasie epidemii, zorganizowano również akcję szycia maseczek dla naszych służb szczególnie narażonych na zakażenie wirusem. Ludzie są po prostu dla siebie lepsi, choć niestety nie wszyscy.
Już w marcu 2016 roku pisaliśmy o trudnej sytuacji kilku rodzin mieszkających na małym osiedlu domów jednorodzinnych w Pułtusku. Poprosili Tygodnik o pomoc w zażegnaniu sąsiedzkiego konfliktu między właścicielami domów, a małżeństwem, od którego je kupili. Doszło do tego, że sprawa znalazła się w sądzie
- Bardzo nam się tu podoba, okolica jest piękna, spokojna, pod nasze domy podchodzą dzikie zwierzęta, sarenki. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie problem z drogą dojazdową do domów od ulicy Kościuszki. Sprzedający zapewniali nas, że będziemy mieli swobodny dojazd od głównej ulicy, mamy to zagwarantowane w akcie notarialnym. Problemy zaczęły się później, gdy sprzedali ostatni dom - mówiła wtedy jedna z mieszkanek.
Rzeczywiście, od drogi krajowej do posesji osób, które zaprosiły mnie do swoich domów, jest przejazd wykonany z kostki. Przejazd sytuowany tuż przy ogrodzeniu posesji małżeństwa, które domy im sprzedało i "wyposażony" w bramę od drogi krajowej, a drugą na granicy tej posesji. Małżeństwo, które sprzedało domy, za wszelką cenę próbuje uprzykrzyć życie swoim sąsiadom. Dlatego do tematu, na prośbę umęczonych całą sytuacją mieszkańców osiedla, powracamy ponownie po czterech latach.
Uporządkujmy fakty. Posesja małżeństwa znajduje się przy drodze krajowej, a domy, które sprzedali, kawałek za nią, w polach. Okolica rzeczywiście piękna, cicha, oddalona od ruchliwej drogi i wydawałoby się dająca gwarancję spokojnego życia. Kolejne rodziny kupujące domy nie mogły się spodziewać niczego złego. W akcie notarialnym miały bowiem zapewnioną niczym nie ograniczoną możliwość przejazdu i przejścia obok nieruchomości sprzedających, a ludzie ci wydawali się bardzo mili, otwarci, serdeczni. Sytuacja diametralnie zmieniła się jednak, gdy sprzedali domy. Nagle wszystko zaczęło im przeszkadzać i różnymi sposobami chcieli "przekonać" swoich sąsiadów, by jeździli inną drogą, biegnącą od ulicy Przemiarowskiej, z tyłu osiedla. Jest to polna droga, wyboista i ciężko nią jeździć w czasie dużych deszczy czy roztopów, ale i jak jest sucho, samochód podskakuje na wybojach.
Wyjazd do drogi krajowej mieszkańcy mają zagwarantowany, więc dlaczego mieliby z niego nie korzystać, zarówno oni, jak ich goście, kurierzy, listonosz itp. W żaden sposób nie zagraża to bezpieczeństwu małżeństwa, które domy im sprzedało, gdyż powtórzmy - mają oni swoją ogrodzoną posesję. Tymczasem każdego dnia próbują postawić na swoim. Bramę wjazdowa na osiedle zamykąją na łańcuch. Klucz ma każdy z mieszkańców, ale wyobraźmy sobie sytuację, że jest otwierana i zamykana przy każdym przejeżdżającym aucie. Byli właściciele domów bardzo, wręcz z uporem maniaka, tego pilnują, Na ich słowne ataki narażeni są wszyscy, którzy przyjeżdżają do mieszkańców osiedla. Ostatnia, najbardziej rażąca sytuacja. Kobieta, która przywiozła zakupy rodzinie przebywającej na kwarantannie, chcąc wyjechać, posłużyła się kluczem do bramy, który wcześniej dostała od tych ludzi, a oni mieli pełne prawo go przekazać zaufanej osobie. To tak jak dajemy klucze do bramy i mieszkania komuś, kto na czas naszej nieobecności przychodzi, by np. podlać kiaty. Mamy do tego pełne prawo i nikt nie powinien w nie ingerować. Tymczasem kobieta wyjeżdżającą od swoich znajomych została zaatakowana przez ich napastliwą sąsiadkę. Ta wybiegła, zagrodziła jej drogę wyjazdu, a jej mąż postawił tam samochód i coś podobno rozładowywał. Tymczasem ona, podchodząc bardzo blisko auta, mimo stanu epidemii i nakazów z tym związanych, nagrywała kobietę siedzącą za kierownicą i krzycząc domagała się odpowiedzi, kto śmiał jej dać klucz do bramy. Całą tę sytuację, wydawałoby się kompletnie absurdalną, relacjonujemy na podstawie filmiku przekazanego nam przez mieszkańców osiedla. Oddajmy im na chwilę głos.
- Sytuacja pogorszyła się w momencie, kiedy wszyscy kupili te domy. Wcześniej, gdy kupiliśmy dom i montowaliśmy ogrodzenie, ten pan mi je nieodpłatnie umocował, byli mili i bardzo uczynni. Zaczęło się od tego, że ten pan na końcu osiedla, na jednej z należących do niego działek, pozwolił nam, żeby było to miejsce na zawracanie samochodami. Nasze podwórka są bowiem zbyt małe, by mogły na nich zawrócić samochody o większych gabarytach. Najpierw nam pozwolił, a potem wywiesił kartkę, że teren prywatny i wstęp wzbroniony. Napisaliśmy więc do niego pismo, że prosimy o przywrócenie tej "zawrotki", bo to nam bardzo utrudnia życie. Wtedy on był skłonny przywrócić, ale jego żona powiedziała że absolutnie nie, więc zabraliśmy pismo, zrezygnowaliśmy i wróciliśmy do domu. Ona wtedy za nami pobiegła i mówi tak: "jeśli o mnie chodzi, to ja bym wam zawrotki nie dała, a mój mąż się zgodzi." Na dwa tygodnie była więc znów możliwość zawracania, a potem już nie. Samochody wielkogabarytowe przyjeżdżają do nas od ulicy Przemiarowskiej, tyłem, a ta droga nie jest bezpieczna. My akurat chodzimy pieszo, więc rzadziej jesteśmy narażeni na ataki tych państwa, ale od sąsiadów słyszałam, że ona pokazywała im gesty, które w ogóle nie przystoją kobiecie, zachowywała się okropnie. Sąsiedzi, którzy mieszkają obok nich, mają kota i mówili mi, że on rzucał w kota kamieniami. Są strasznie ordynarni. Kilkakrotnie była sytuacja, że wyłączyli wodę, którą my czerpiemy od nich, nie uprzedzając nas o tym, a przecież mogli chociażby wysłać sms. Zresztą nie wiemy, czy była aż taka awaria, że musieli zakręcać wodę wszystkim, jak coś robili u siebie w domu. Niestety, są to ludzie bardzo nieprzyjemni. Ktoś wyjeżdża, za moment wraca, a brama jest już zamknięta.
- Mieszkamy tu 9 lat. Podczas sprzedaży oni byli przesympatyczni, byliśmy z nimi po imieniu. Byli mili do momentu gdy, powiem kolokwialnie, dostali kasę. Kolejne domy jak sprzedawali, to było na podobnych zasadach. Potem wszystko zaczęło im przeszkadzać, nawet że parkujemy samochód na drodze przed swoim domem. Ostatnio obtrąbili sąsiadów, którzy wystawili swój samochód, jeżdżąc w tę i z powrotem. Ciągle nas pilnują i zamykają bramę. Wykrzykiwali przy tym wulgarne słowa w stosunku do nas i do naszych gości, którzy nie wiedzieli, co się święci. Są nieobliczalni w słowach i zachowaniach. Ten pan potrafił przybiec do nas w zwykłych kąpielówkach czy bieliźnie, co wyglądało niesmacznie. Wykrzykiwał pod nasza posesją "zamykaj mi bramę!".
Ja nie mam temperamentu pyskacza, nie lubię się wykłócać i próbawałam najpierw się z nimi jakoś dogadać. Kiedyś nawet zebrała się nas grupa i poszliśmy do nich z sąsiadami, ale oni powiedzieli, że absolutnie nie będą z nami rozmawiać. Posyłają nam tylko pisma ze swoimi propozycjami typu założenie kłódki, szlabanów i doręczenie kluczyka lub typu "proszę zamykać bramę". Syn ostatnio otworzył tę bramę zbyt szeroko i to już im przeszkadzało. Dostałam smsa "proszę nie dewastować bramy". Ciągle jesteśmy pilnowani, mam wrażenie że oni systematycznie jeżdżą i nie wiem, czy ten pan nie trzyma telefonu i nie filmuje, bo przejeżdża wolniutko.
Od niedzieli zaczęła się nam kwarantanna, bo mąż wrócił z zagranicy. Wiedziałam że będziemy ją mieli, więc wcześniej poprosiłam koleżankę, która mi przywiozła pod dom zakupy. Wjechała od Przemiarowskiej, ale chciała wyjechać do drogi krajowej, bo miała klucz od bramy, który jej dałam, bo jest to osoba zaprzyjaźniona, zaufana i ma do tego prawo. Sąsiadka zażądała natomiast, nie chcąc przepuścić mojej koleżanki, żeby natychmiast oddała jej ten klucz do bramy i zmuszeni byliśmy wezwać policję.
Jeśli chodzi o zakręcanie nam wody, to nigdy nie zostaliśmy uprzedzeni, że mają awarię. że tej wody nie będzie. Ostatnim razem policja weszła, żeby to sprawdzić i coś było rozgrzebane u nich pod zlewem, ale czy to jest powód by zakręcać wodę wszystkim mieszkańcom? Nie mamy możliwości, by to udowodnić.
Rozumiemy, że droga po której mamy przejazd, jest ich własnością, szanujemy to, ale to co się dzieje przekracza ludzkie pojęcie. Gdy nasi mężowie wyszli pewnego razu wyrwać pokrzywy i pozbierać śmieci przy drodze, zaraz była awantura, bo nam nie wolno, choć właśnie zasadą służebności jest również wspólne dbanie o drogę. Żyjemy w ciągłym stresie, boimy się zapraszać gości, by nie spotkały ich nieprzyjemności, zaczepki, wyzwiska. To nie jest normalne życie i w końcu komuś puszczą nerwy, a oni żywią się takimi akcjami, są nakręceni po każdej takiej awanturze.

Do głosów mieszkańców dodajmy, że ich impulsywni sąsiedzi sami złożyli pozew do sądu, by ten cofnął służebność przejazdu zapisaną w aktach notarialnych ludzi, którzy od nich kupili domy. Z tego co wiemy od mieszkańców osiedla, sąd oddalił ten wniosek i wydał postanowienie na ich korzyść, bo raz danego prawa, bez solidnego uzasadnienia, nie można przecież cofnąć, czy wymazać. Podobno sędzia powiedział jednak, że jeśli małżeństwo nie czuje się bezpieczne, to niech założy kłódkę na bramę wjazdową na posesję. Na pewno nie miał na myśli czegoś, co dzieje się teraz, bo sytuacja ta czyni życie mieszkańców nieznośnym, a przecież nie kupili swoich domów, by mieszkać tu za karę, podlegać ciągłym zaczepkom i inwigilacji. A co będzie jeśli do osiedla będą chciały szybko dojechać służby ratunkowe, karetka pogotowia lub straż pożarna i kierując się nawigacją, natkną się bramę zamkniętą na łańcuch? Kto weźmie odpowiedzialność za czyjeś zdrowie i życie?
Skontaktowaliśmy się telefonicznie, bo tak teraz pracujemy jak większość firm i urzędów, z panią która wraz z mężem sprzedała domy na pułtuskim osiedlu. Zapytaliśmy, czy czują się naprawdę tak zagrożeni, że muszą zamykać bramę w ciągu dnia i uprzykrzać życie swoim sąsiadom. Odpowiedź mamy jednak uzyskać od adwokata małżeństwa, po wcześniejszym wysłaniu pytań na podany w trakcie rozmowy adres mailowy. Gdy je otrzymamy, oczywiście opublikujemy, choć pytanie było proste i nie wymagało ingerencji prawników oraz straszenia nas sądem. Treść pytań poniżej.

1. Czy zdaniem Państwa uzasadnione jest zamykanie bramy za każdym przejazdem mieszkańców osiedla? Czy naprawdę czują się Państwo aż tak zagrożeni, skoro Państwa posesja jest ogrodzona i oddzielona od przejazdu? Czy nie uważają Państwo, że ciągłe dotykanie bramy przez szereg osób jest sporym zagrożeniem w czasie epidemii?

2.Czy swobodny przejazd i przejście zagwarantowane kupującym od Państwa domy w akcie notarialnym nie wiążą się z faktem, że nie mogą Państwo inwigilować każdej osoby i samochodu wjeżdżającego na osiedle, pytać kto udostępnił klucze do bramy, uniemożliwiać przejazd tak jak to było w przypadku Pani, która przywiozła zakupy rodzinie na kwarantannie?
3. Czemu ma służyć jeżdżenie pod domami Państwa sąsiadów, trąbienie na nich, gdy wystawiają samochód na drogę, bo ma do nich wjechać szambiarka (świadkiem takiej sytuacji były ostatnio dwie mieszkanki osiedla). Czy to nie jest nękanie i naruszanie prywatności tych rodzin?

4. Dlaczego Państwo zakręcają wodę rodzinom mieszkającym na osiedlu, nie uprzedzając o tym wcześniej i wiedząc, że jest tu rodzina z maleńkim dzieckiem? Czy naprawy wewnątrz Państwa domu uzasadniają zakręcenie wody wszystkim mieszkańcom?
Proszę o odesłanie odpowiedzi na ten adres mailowy.
Dodam, że temat podjęłam na prośbę grupy mieszkańców osiedla, kilku rodzin, po wysłuchaniu ich relacji i obejrzeniu nagrań, w których jestem posiadaniu i które niezwykle mnie poruszyły. Mam prawo do swojego zdania jako człowiek i jako dziennikarz. Jestem przerażona Państwa zachowaniem w stosunku do sąsiadów i to jeszcze w tak trudnym dla nas wszystkich czasie. Zrobię wszystko, żeby im pomóc i przywrócić normalność w ich codziennym życiu.
--
Ewa Dąbek


Ciągłe zamykane bramy, nawet w ciągu dnia, jest nie tylko uciążliwością, ale realnym zagrożeniem w wypadku, gdy na osiedle szybko musiałoby dotrzeć pogotowie czy straż pożarna.


To jedna z sytuacji celowego zastawiania mieszkańcom wyjazdu, który mają zagwarantowany w aktach notarialnych

Podziel się
Oceń