Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 15 czerwca 2025 22:04
Reklama Wieliszewskie Wianki 2025

Umów się na wymianę!

Umów się na wymianę!
ciuchy
Małe sklepiki, których niestety coraz mniej w Pułtusku, mają swój urok. Może nie dostaniemy tu towaru przecenionego o połowę czy więcej, jak to się zdarza w dużych sieciach handlowych, ale możemy spokojnie przymierzyć, obejrzeć, poplotkować ze sprzedawcą
Najczęściej jest też tak, że nawet jeśli w domu rozmyślimy się i zechcemy wymienić czy oddać zakupioną rzecz, w takich sklepikach nie ma z tym problemu i robi się to bez jakichkolwiek papierkowych formalności. Można się umówić ze sprzedawczynią, by do następnego dnia zapisała nas w zeszyciku, że się zastanowimy i ewentualnie zwrócimy. Jest to ważne, szczególnie w przypadku ubrań czy butów. Gdy założymy sukienkę w sklepowej przymierzalni, liczy się głównie pierwsze wrażenie. Dopiero po przyjściu z zakupem do domu, gdy przymierzamy ją jeszcze raz, bywa że dostrzegamy mankamenty, których wcześniej nie zauważyliśmy.

Tak właśnie było w przypadku starszej mieszkanki Pułtuska, która o pomoc w zwrocie niechcianego towaru poprosiła nasza redakcję. Letnią zwiewną sukienkę za za około 130 zł kupiła właśnie w jednym z małych sklepików odzieżowych. Na miejscu przymierzyła, obejrzała się w lustrze, choć jak nam powiedziała, tylko do połowy, więc jak leży sukienka na całej sylwetce, nie do końca oceniła. Gdy przyszła do domu i przymierzyła ją jeszcze raz, okazało się że jest źle uszyta i nie układa się tak jak powinna. Był piątek, więc w poniedziałek starsza pani udała się do sklepu, chcąc wytłumaczyć dlaczego zwraca towar i otrzymać zwrot pieniędzy. I tu właśnie spotkała ją bardzo niemiła niespodzianka. Sprzedawczyni zdecydowanie oświadczyła, że nie ma takiej opcji, a sukienkę, jeśli nie pasuje, można sobie przerobić, oczywiście we własnym zakresie. Dodajmy, że sprzedając ją nie dała klientce żadnego paragonu ani innego potwierdzenia zakupu. Ta zdenerwowana poprosiła o kwitek w momencie, gdy poszła zwrócić sukienkę. Dostała ręcznie wypełniony druczek, ale bez nazwy i adresu sklepu, co jest raczej nie do końca w porządku. Zdenerwowana klientka kwit wzięła, sukienkę zostawiła opornej sprzedawczyni, a ze sprawą przyszła prosto do naszej redakcji. Najpierw próbowaliśmy interweniować we wskazanym przez nią sklepiku, ale jego właścicielka nie była otwarta na polubowne załatwienie sprawy. Ba, zachowała się naprawdę mało elegancko, głośno stwierdzając przy innych klientach, że zwrócona sukienka brzydko pachnie, jest przepocona - czytaj noszona, a potem oddana. Na dowód tego wyjęła ją z torebki i podetknęła mi oraz innej obecnej w sklepie osobie pod nos. Sytuacją byłam mocno zażenowana, jednak powąchałam i poza zapachem tkaniny, niczego nie wyczułam. Sprzedająca odzież stanowczo natomiast trzymała się wersji, że ona towaru wymieniać ani pieniędzy oddawać nie musi. Nie odpowiedziała natomiast na pytanie, dlaczego przy zakupie nie wydaje potwierdzeń. Kasy fiskalnej, jak się okazało nie posiada, ale druczki tak, więc dlaczego nie wypisała go klientce od razu?!

Skoro z właścicielką sklepu nie udało się dogadać, poprosiliśmy o pomoc powiatowego rzecznika praw konsumentów Longinę Liszewską. Pani Longina zawsze próbuje wesprzeć, doradzić, pomóc urzędowo, oczywiście w miarę możliwości. Gdy poznała szczegóły nietrafionego zakupu starszej pani, od razu stwierdziła, że sytuacja nie jest łatwa. Zgodnie z obowiązującymi przepisami nie ma bowiem obowiązku przyjmowania zwrotu niewadliwego towaru, zakupionego w tradycyjny sposób, czyli w sklepie stacjonarnym. Kupując daną rzecz, klient musi to dokładnie przemyśleć, obejrzeć ją, przymierzyć, nim zdecyduje się zapłacić. Co innego przy tak zwanych zakupach na odległość, przez internet czy telefon, gdzie zawsze obowiązuje termin i procedura zwrotu.

Często jednak znane marki sklepów, szczególnie tak zwane "sieciówki", ze względów wizerunkowych, chcąc przyciągnąć klienta, pozwalają na zwrot zakupionych towarów. Podobnie jest z mniejszymi sklepami, ale tu, jak pokazuje historia mieszkanki naszego miasta, zawsze trzeba się o to pytać przed zakupem, ewentualnie umówić na zwrot w krótkim terminie, jeśli po przymierzeniu rzeczy w domu coś nam nie będzie odpowiadało. W tym konkretnym przypadku w grę wchodziły jednak jeszcze inne okoliczności. Starsza pani już po zakupie stwierdziła, że sukienka jest wadliwie uszyta, były więc powody do złożenia reklamacji. Tu właśnie nieoceniona okazała się pani rzecznik konsumentów, której w imieniu naszym i interesantki dziękujemy za szybką i fachową pomoc. W ciągu jednego spotkania przygotowała kobiecie pisemną reklamację, z którą ta udała się do sklepiku. I cóż się okazało? Sprzedawczyni zupełnie zmieniła front stwierdzając, że ma akurat utargowaną jakąś kwotę w kasie i zwróci klientce pieniądze za sukienkę. Czy nie trzeba było tak od razu?!

Co nas jeszcze zaskoczyło w tej sprawie? Po wyjściu ze sklepu odzieżowego skontaktowaliśmy się z Urzędem Skarbowym w Pułtusku, by zapytać, czy nie powinien być wyposażony w kasę fiskalną. Jak się okazuje, w tej branży, w przypadku drobnych przedsiębiorców, którzy mają niewielki obrót (do 20 000 zł w roku podatkowym), takiego obowiązku nie ma. Przyznam, że jest to dziwne podejście, pozwalające niestety na obchodzenie przepisów i unikanie płacenia podatków. No bo jak pani prowadząca mały sklepik odzieżowy, choćby dobrze prosperujący, ma wykazać dochód powyżej 20 tys., skoro nie wydaje paragonów i żadnych innych potwierdzeń zakupu towaru?! Tu apelujemy do klientów, by zawsze takiego potwierdzenia żądali. Jest to kluczowa sprawa jeśli chcemy potem dochodzić swoich praw, na przykład złożyć reklamację.

Ewa Dąbek

Podziel się
Oceń