Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 23 czerwca 2025 14:27
Reklama Wieliszewskie Wianki 2025

Robimy, co możemy

Z Michałem Kisielem, dyrektorem pułtuskiego Domu Polonii, rozmawia Grażyna M. Dzierżanowska
Robimy, co możemy
kisiel
Panie dyrektorze, Pana zamkowa rodzina powiększyła się o 150 osób.
Tak, to rodacy z Kazachstanu. Spędziliśmy już z nimi przepiękną wieczerzę wigilijną, z ewangelią czytaną po polsku i po rosyjsku, bo większość repatriantów mówi po rosyjsku. Niestety, mówią niewiele po polsku, ale rozumieją dużo w naszym języku. Duża więc praca i przed nami, i przed nimi – nauka języka, potem ważna sprawa związana ze znalezieniem pracy oraz w jej utrzymaniu. Oni się już praktycznie uczą języka od pierwszego dnia po świętach – do obiadu, potem po obiedzie... Mamy taką wyspecjalizowaną w tej nauce języka polskiego grupę Polaków zamieszkałych za granicą kraju – to specyficzna forma nauczania osób pochodzących z różnych krajów - z Kazachstanu, z Syberii, Ukrainy, Litwy... Nasi repatrianci to czwarte/piąte pokolenie urodzonych poza ojczyzną, a jednak widać, że to Polacy, rzadko kiedy widać domieszkę innej krwi...

Ich status majątkowy?

Część z nich sprzedała, co miała do spieniężenia, bogaci nie są. Ale są już zdecydowani na obywatelstwo polskie, jednak w momencie przekroczenia granicy RP nie stali się Polakami. Cały proces przed nimi i przed nami, my musimy przeprowadzić ich przez gąszcz dokumentów. Najpierw więc meldowaliśmy ich w UM, będą pułtuszczanami, a na jak długo, to oni zdecydują. Mają roczny czasowy pobyt. Następnie z przetłumaczonymi przez tłumaczy przysięgłych dokumentami, czyli aktem urodzenia i małżeństwa, musimy dotrzeć do wojewody i on wówczas ostatecznie poświadczy ich polskie obywatelstwo. I od tego momentu zacznie się ich nowe życie w Polsce z dowodem osobistym. Wiem, że niektórzy z nich chcieliby wrócić do polskiego nazwiska, na przykład do nazwiska panieńskiego mamy, więc nie Zakrzewskaja, a Zakrzewska...

W tej licznej grupie ponad 150-osobowej więcej jest mężczyzn czy kobiet?

W ogóle to 152 osoby plus dwie studentki, które z grupą przyjechały, ale są poza Pułtuskiem, uczą się i mieszkają poza zamkiem. 48 rodzin, sto to osoby dorosłe plus dzieci i single, ale niewiele ich. Są rodziny wielopokoleniowe - babcia, mama, dzieci, wnuki... Płeć? Tak pół na pół. W wieku produkcyjnym jest z 70 osób, 30 osób to ludzie w wieku emerytalnym czy rentownym. Są też ludzie schorowani, więc leczenie przed nami... No i mamy siedmioro maluchów, takich do roku, mamy dziecko dwu-i trzyletnie, mamy dzieci w wieku przedszkolnym, jedna pani jest w ciąży.

Gdzie ci państwo są rozlokowani?

W całym obiekcie – w zamku mieszka około 40 osób, w kasztelu, w stanicy, w

domku ogrodnika. Byli też w domu studenckim na Mickiewicza, przez osiem dni, teraz są w zamku. Posiłki spożywają w restauracjach Pod Złotym Jeleniem i w Piwnicy pod Wieżą, mieścimy się tam. Cały zamek żyje nowym życiem.

A pułtuszczanie? Jak ci reagują na przybyszów?

Dobrze. Właśnie odpowiedzieli w piękny sposób na apel na FB, a prosiliśmy o głębokie wózki dla siedmiorga dzieci i w ciągu kilku dni zostały zebrane i przekazane, też taki wózek przekazałem po swojej córce. Oni już chcieli zakupić wózki, ale powiedzieliśmy, żeby te swoje grosze zachowali jak najdłużej.

Właśnie. Jak jest z opieką, z pomocą repatriantom?

Dajemy im pełną opiekę, łącznie z podstawową opieką związaną z życiem codziennym, więc mleko dla dzieci, wykup recept, wizyta lekarza...

Kto daje środki na tę wszechstronną pomoc?

Trzeba powiedzieć jasno, to od początku do końca działanie pani premier Beaty Szydło, która za punkt honoru postawiła sobie sprowadzenie rodaków do kraju, co się przez te 27 lat, niestety, nie udawało, gdyż 5 tysięcy sprowadzonych to wstydliwie mało. Pan minister Kowalczyk dołączył do tego działania, został przez panią premier wyznaczony na koordynatora akcji repatriacyjnej, a to także ze względu na jego działalność w Stowarzyszeniu "Wspólnota Polska".

Ten program repatriacyjny...

On jest pilotażowy, ponieważ nowa ustawa repatriacji wejdzie na początku marca, może kwietnia. I ona będzie zabezpieczała pobyt naszych rodaków bardziej odpowiedzialnie niż poprzednia. Poprzednio zrzucano cały ciężar na samorząd, a ten nie zawsze chciał czy mógł pomóc. Teraz będzie to możliwe i przez samorząd, i przez – przede wszystkim – opiekę państwa. Znam zręby tej ustawy, podstawowe zadania, i wiem, że repatrianci dostaną pomoc finansową na pierwsze lata pobytu w Polsce w kwestii czynszu w komunalnym mieszkaniu, to będzie średnia wyliczona kwota, lub dostaną kwotę ok. 70 tysięcy na tzw. pierwszy rozruch. Będą mogli wybrać. My liczymy na to, że ustawa mieszkanie + załatwi sprawę i dzięki niej rodacy będą się mogli poczuć podmiotowo. Ponadto pracodawcy dostaną wsparcie, jeśli będą chcieli przyjmować do pracy naszych rodaków. Firma MARDOM i jej właściciel pan Jan Walaszek zadeklarował daleko idącą pomoc – przyjmie do pracy.

Pomagają wolontariusze...

Tak, pani Ania Krawczyńska pomaga nam, to początkowe wsparcie, ale fantastycznie zajęła się dziećmi rodziny z Donbasu, a jeszcze bardziej z Ugańska. Rodzina oczekuje na mieszkanie. Oni przyjechali tuż po wybuchu wojny na Ukrainie. Rodzice tych dzieci są bardzo zadowoleni. Kiedy przyjechali rodacy z Kazachstanu, pani Ania wraz z licealną młodzieżą natychmiast do nich dotarła. I ona, i uczniowie chcą być blisko nich.

Panie dyrektorze, co mówią repatrianci?

Oni mają pełne oczy łez. Są wzruszeni, ale i trochę zaniepokojeni – przecież to diametralna zmiana w ich życiu. No i tu nasza rola – staramy się tworzyć rodzinną atmosferę, serdeczną. Mówimy im, że są w dobrych rękach, w pewnych rękach, że nic im się nie stanie. Pan minister Kowalczyk dosyć często się z nimi spotyka, przyjeżdża po pracy, rozmawia. A oni wiedzą, że muszą się uczyć języka, że to ich cel.

Będąc w zamku, byłam pozdrawiana przez starsze dzieci. Jakie to miłe, grzeczne dzieciaki..

Tak! Grupka 26-osobowa uczęszcza do szkoły, do "czwórki".

To dobry pomysł, ma na nich baczenie dyrektor Łachmański, który i ze "Wspólnotą Polską", i z Polakami poza granicami Polski jest od lat. Ale kończąc naszą rozmowę ...

Myślę, że władze rządowe dobrze wiedziały, w czyje ręce dają tę liczną grupę. Mówię o Panu, człowieku odpowiedzialnym i po ludzku dobrym...

Miło mi bardzo, ale taki był cel i pomysł, żeby ich wysłać do Pułtuska. Tu jest Dom Polonii i w końcu to czuję. Robimy, co możemy i to coraz lepiej.
Z Michałem Kisielem, dyrektorem pułtuskiego Domu Polonii, rozmawia Grażyna M. Dzierżanowska
Panie dyrektorze, Pana zamkowa rodzina powiększyła się o 150 osób.

Tak, to rodacy z Kazachstanu. Spędziliśmy już z nimi przepiękną wieczerzę wigilijną, z ewangelią czytaną po polsku i po rosyjsku, bo większość repatriantów mówi po rosyjsku. Niestety, mówią niewiele po polsku, ale rozumieją dużo w naszym języku. Duża więc praca i przed nami, i przed nimi – nauka języka, potem ważna sprawa związana ze znalezieniem pracy oraz w jej utrzymaniu. Oni się już praktycznie uczą języka od pierwszego dnia po świętach – do obiadu, potem po obiedzie... Mamy taką wyspecjalizowaną w tej nauce języka polskiego grupę Polaków zamieszkałych za granicą kraju – to specyficzna forma nauczania osób pochodzących z różnych krajów - z Kazachstanu, z Syberii, Ukrainy, Litwy... Nasi repatrianci to czwarte/piąte pokolenie urodzonych poza ojczyzną, a jednak widać, że to Polacy, rzadko kiedy widać domieszkę innej krwi...

Ich status majątkowy?

Część z nich sprzedała, co miała do spieniężenia, bogaci nie są. Ale są już zdecydowani na obywatelstwo polskie, jednak w momencie przekroczenia granicy RP nie stali się Polakami. Cały proces przed nimi i przed nami, my musimy przeprowadzić ich przez gąszcz dokumentów. Najpierw więc meldowaliśmy ich w UM, będą pułtuszczanami, a na jak długo, to oni zdecydują. Mają roczny czasowy pobyt. Następnie z przetłumaczonymi przez tłumaczy przysięgłych dokumentami, czyli aktem urodzenia i małżeństwa, musimy dotrzeć do wojewody i on wówczas ostatecznie poświadczy ich polskie obywatelstwo. I od tego momentu zacznie się ich nowe życie w Polsce z dowodem osobistym. Wiem, że niektórzy z nich chcieliby wrócić do polskiego nazwiska, na przykład do nazwiska panieńskiego mamy, więc nie Zakrzewskaja, a Zakrzewska...

W tej licznej grupie ponad 150-osobowej więcej jest mężczyzn czy kobiet?

W ogóle to 152 osoby plus dwie studentki, które z grupą przyjechały, ale są poza Pułtuskiem, uczą się i mieszkają poza zamkiem. 48 rodzin, sto to osoby dorosłe plus dzieci i single, ale niewiele ich. Są rodziny wielopokoleniowe - babcia, mama, dzieci, wnuki... Płeć? Tak pół na pół. W wieku produkcyjnym jest z 70 osób, 30 osób to ludzie w wieku emerytalnym czy rentownym. Są też ludzie schorowani, więc leczenie przed nami... No i mamy siedmioro maluchów, takich do roku, mamy dziecko dwu-i trzyletnie, mamy dzieci w wieku przedszkolnym, jedna pani jest w ciąży.

Gdzie ci państwo są rozlokowani?

W całym obiekcie – w zamku mieszka około 40 osób, w kasztelu, w stanicy, w

domku ogrodnika. Byli też w domu studenckim na Mickiewicza, przez osiem dni, teraz są w zamku. Posiłki spożywają w restauracjach Pod Złotym Jeleniem i w Piwnicy pod Wieżą, mieścimy się tam. Cały zamek żyje nowym życiem.

A pułtuszczanie? Jak ci reagują na przybyszów?

Dobrze. Właśnie odpowiedzieli w piękny sposób na apel na FB, a prosiliśmy o głębokie wózki dla siedmiorga dzieci i w ciągu kilku dni zostały zebrane i przekazane, też taki wózek przekazałem po swojej córce. Oni już chcieli zakupić wózki, ale powiedzieliśmy, żeby te swoje grosze zachowali jak najdłużej.

Właśnie. Jak jest z opieką, z pomocą repatriantom?

Dajemy im pełną opiekę, łącznie z podstawową opieką związaną z życiem codziennym, więc mleko dla dzieci, wykup recept, wizyta lekarza...

Kto daje środki na tę wszechstronną pomoc?

Trzeba powiedzieć jasno, to od początku do końca działanie pani premier Beaty Szydło, która za punkt honoru postawiła sobie sprowadzenie rodaków do kraju, co się przez te 27 lat, niestety, nie udawało, gdyż 5 tysięcy sprowadzonych to wstydliwie mało. Pan minister Kowalczyk dołączył do tego działania, został przez panią premier wyznaczony na koordynatora akcji repatriacyjnej, a to także ze względu na jego działalność w Stowarzyszeniu "Wspólnota Polska".

Ten program repatriacyjny...

On jest pilotażowy, ponieważ nowa ustawa repatriacji wejdzie na początku marca, może kwietnia. I ona będzie zabezpieczała pobyt naszych rodaków bardziej odpowiedzialnie niż poprzednia. Poprzednio zrzucano cały ciężar na samorząd, a ten nie zawsze chciał czy mógł pomóc. Teraz będzie to możliwe i przez samorząd, i przez – przede wszystkim – opiekę państwa. Znam zręby tej ustawy, podstawowe zadania, i wiem, że repatrianci dostaną pomoc finansową na pierwsze lata pobytu w Polsce w kwestii czynszu w komunalnym mieszkaniu, to będzie średnia wyliczona kwota, lub dostaną kwotę ok. 70 tysięcy na tzw. pierwszy rozruch. Będą mogli wybrać. My liczymy na to, że ustawa mieszkanie + załatwi sprawę i dzięki niej rodacy będą się mogli poczuć podmiotowo. Ponadto pracodawcy dostaną wsparcie, jeśli będą chcieli przyjmować do pracy naszych rodaków. Firma MARDOM i jej właściciel pan Jan Walaszek zadeklarował daleko idącą pomoc – przyjmie do pracy.

Pomagają wolontariusze...

Tak, pani Ania Krawczyńska pomaga nam, to początkowe wsparcie, ale fantastycznie zajęła się dziećmi rodziny z Donbasu, a jeszcze bardziej z Ugańska. Rodzina oczekuje na mieszkanie. Oni przyjechali tuż po wybuchu wojny na Ukrainie. Rodzice tych dzieci są bardzo zadowoleni. Kiedy przyjechali rodacy z Kazachstanu, pani Ania wraz z licealną młodzieżą natychmiast do nich dotarła. I ona, i uczniowie chcą być blisko nich.

Panie dyrektorze, co mówią repatrianci?

Oni mają pełne oczy łez. Są wzruszeni, ale i trochę zaniepokojeni – przecież to diametralna zmiana w ich życiu. No i tu nasza rola – staramy się tworzyć rodzinną atmosferę, serdeczną. Mówimy im, że są w dobrych rękach, w pewnych rękach, że nic im się nie stanie. Pan minister Kowalczyk dosyć często się z nimi spotyka, przyjeżdża po pracy, rozmawia. A oni wiedzą, że muszą się uczyć języka, że to ich cel.

Będąc w zamku, byłam pozdrawiana przez starsze dzieci. Jakie to miłe, grzeczne dzieciaki..

Tak! Grupka 26-osobowa uczęszcza do szkoły, do "czwórki".

To dobry pomysł, ma na nich baczenie dyrektor Łachmański, który i ze "Wspólnotą Polską", i z Polakami poza granicami Polski jest od lat. Ale kończąc naszą rozmowę ...

Myślę, że władze rządowe dobrze wiedziały, w czyje ręce dają tę liczną grupę. Mówię o Panu, człowieku odpowiedzialnym i po ludzku dobrym...

Miło mi bardzo, ale taki był cel i pomysł, żeby ich wysłać do Pułtuska. Tu jest Dom Polonii i w końcu to czuję. Robimy, co możemy i to coraz lepiej.

Podziel się
Oceń