Widziałem, że powoli gasnął. Nie skarżył się nigdy, Jego oczy uśmiechnięte, czasem zaszklone łzami wzruszenia lub bólu od dolegliwości, z którymi zmagał się przez wiele lat. Minęło już pięć lat od momentu, gdy Jego oczy zgasły, zapadły w wieczny sen. Wróciłem z pracy, na chwilę położyłem się, aby odpocząć, z lekkiej drzemki wybudził mnie telefon od mamy, że jednak odszedł po godzinie piętnastej. Chwilę wcześniej jeszcze jadł obiad, dowcipkował, że się nigdzie nie wybiera. Jak to mówiono czasem, Jego świeczka dopaliła się, odszedł do Domu Ojca, nikt Go nie zastąpi. Z mamą siostrą i siostrzenicami stanęliśmy przy otwartej trumnie, aby pożegnać ostatnimi słowami, pocałunkiem, dotknięciem zimnego ciała i modlitwą przerywaną łkaniem: "dla Jego bolesnej męki, miej miłosierdzie... wieczny odpoczynek... a światłość wiekuista. Amen".
***
W tych kilkunastu zdaniach pragnę przypomnieć pułtuszczanina z krwi i kości, życzliwego człowieka, męża, ojca, dziadka, dobrego kolegi, harcerza, strażaka, majsterkowicza, działkowca; można powiedzieć człowieka renesansu, mojego tatę Marka. Znany przez wielu pułtuszczan, gdyż całe życie związany był z naszym nadnarwiańskim grodem.
Urodził się w trakcie wojennej zawieruchy, 24 marca 1941 roku, jako najmłodszy z dzieci Jana Bodzona i Stanisławy z domu Sośnickiej. Był najmłodszym z czworga rodzeństwa. Tadzio i Regina zmarli wcześnie. Dorastał wraz ze swoją starszą siostrą Stanisławą. Po ukończeniu szkoły podstawowej naukę kontynuował w Zespole Szkół Zawodowych a następnie Technikum Mechanicznym o profilu obróbka skrawaniem. Odbył służbę wojskową, krótko pracował w Mielcu a po powrocie do Pułtuska w FSO i UT "POLAM – PUŁTUSK", aż do przejścia na rentę ze względu na stan swojego zdrowia.
W 1968 roku zawarł związek małżeński z Zofią Marianną z domu Bek, z którą w zdrowiu i chorobie przeżył ponad 52 lata. Z małżeństwa tego urodziła się Beata Elżbieta (1968) i piszący te słowa Cezary Remigiusz (1972). Nie były to łatwe czasy, mama zajmowała się naszym wychowaniem. Z siostrą chodziliśmy do Szkoły Podstawowej nr 1, która w tym czasie otrzymała imię Prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego. Tacie nie brakowało cierpliwości w wyjaśnianiu szkolnych zadań, zwłaszcza z matematyki i innych przedmiotów ścisłych. Czasem miałem przez to problemy bo zadania liczyłem na skróty, zamiast działanie po działaniu. Podpatrzone wówczas jego umiejętności zwłaszcza techniczne, przy różnego rodzaju naprawach, przydały się mi nie raz w codziennym życiu. Po ukończeniu Technikum Radiowego śmiałem się, że ja mam dyplom technika elektronika, a Ty potrafisz naprawiać różnego rodzaju sprzęty.
Pamiętam nasze rodzinne, niedzielne wyjścia do "Światowidu". Rodzice zamawiali kawę oraz dla wszystkich smakowite desery. Z tego okresu niezapomniane są nasze wyjazdy do rodziny na wieś. Zbieranie truskawek (bardziej zajadanie się nimi), ganianie kaczek, pomoc w przerzucaniu siana, spędzanie krów itd. itd. Tata pomagał przy żniwach, jego zdolności do naprawy urządzeń mechanicznych wszelkiego typu, bardzo przydawała się, zwłaszcza gdy padła prasa, taśmociąg, czy kombajn. Jako dzieci mieliśmy urozmaicone wakacje na zimę zaś przydawały się różnego typu dary ziemi i pracy ludzkich rąk. Na wiejskich drogach, tata zabierał mnie na przejażdżki motorem, gdy natomiast odpowietrzał hamulce w syrence okazywałem się niezastąpionym pomocnikiem.
Z całą rodziną odbyliśmy wiele podróży w różne regiony Polski. Również już na emeryturze razem z mamą odbywali podróże do kolejnych miejsc, w których mieszkałem ciesząc się poznawaniem nowych zakątków Polski.
Jak każdy dziadek cieszył się z narodzin kolejnych wnuczek: Karoliny i Alicji. Specjalnie dla nich w każde Święta Bożego Narodzenia przebierał się w strój mikołaja, sprawiając im wiele radości podczas wręczania prezentów. Zastanawiały się zawsze, gdzie na ten czas znikał dziadek. Towarzyszyły mu również na działce, przy łowieniu ryb. Jego talent majsterkowicza przydawał się przy naprawie rowerów, składaniu mebli do ich pokoju i pomaganiu w wielu innych sytuacji codziennego życia. Nie brakowało sytuacji zabawnych, zawsze też mogły skorzystać z rady i się zwierzyć.
Tata dużo czasu poświęcał pracy zawodowej w "POLAM", składał wnioski racjonalizatorskie, co było zauważane przez kierownictwo, wielokrotnie był nagradzany dyplomami uznania. Stopniowo awansował do funkcji kierownika działu rozdzielni i planowania, które to pełnił do końca pracy i jeszcze na ile siły pozwalały w trakcie renty. Ponieważ uchodził za "złotą rączkę" był rozchwytywany przez kolegów i sąsiadów do różnorakich napraw.
Szczególną jego pasją było prowadzenie ogródka działkowego nr 3 w ramach Rodzinnych Ogródków Działkowych POLAM, które w latach siedemdziesiątych XX wieku, powstały na końcu ulicy Mickiewicza pod Lipnikami. Na pustą działkę został przetransportowany drewniany domek, z działek na Rybitwach, było to wówczas dla mnie bardzo interesujące przedsięwzięcie, którego pomysłodawcą i zawiadowcą był tata. Wszystkie prace naprawcze i remontowe wykonał sam. Na działce spędzał bardzo dużo czasu, zwłaszcza na emeryturze, była to jego oaza spokoju. Dbał o drzewa, krzewy i posiane rośliny, które dawały nam źródło wielu witamin i składników mineralnych. Zajmował się również hodowlą królików, dostarczających w trudnych kryzysowych czasach pożywienia. Działką zajmował się prawie do śmierci. Została sprzedana niespełna miesiąc przed jego śmiercią, gdy zapytał mnie, czy sprzedawać bo jest kupiec, wiedziałem już, że powoli chce uporządkować wszystkie kwestie przed odejściem.
Z rodzinnego albumu oraz legitymacji harcerskiej nr 118938 dowiedziałem się, że należał do drużyny ZHP nr 2 im. Stefana Czarnieckiego oraz zdobył stopień Harcerza Orlego. Przyrzeczenie harcerskie złożył 1 maja 1951 roku otrzymując Krzyż Harcerski ser. XVII l. 3359. Z zachowanych zdjęć widać, iż uczestniczył w obozach, na których druhowie samodzielnie budowali pionierkę, czyli wyposażenie namiotów: prycze, szafki; pomieszczenia ogólnodostępne, ogrodzenie, bramę, kuchnię i inne elementy w postaci zdobnictwa i harcerskiego kunsztu, będącego wyrazem zdobywanych sprawności.
Zaangażowany był również w działalność Ochotniczej Straży Pożarnej działającej przy FSO i UT"POLAM – PUŁTUSK" oraz miejskiej. Wielokrotnie był chorążym pocztu sztandarowego uczestnicząc w uroczystościach państwowych i religijnych. Należał również do Komisji Rewizyjnej na 120-lecie Ochotniczej Straży Pożarnej w Pułtusku oraz w roku 1998, był także wielokrotnie odznaczony za zasługi.
Pamiętam z dzieciństwa jak wraz z sąsiadami zabezpieczał, poprzez smołowanie, zieloną drewnianą łódkę, którą użytkował wraz z dziadkiem na Narwi. Odpłynęła wraz z falami powodzi. Przysłużyła się jeszcze w trakcie tego ciężkiego kataklizmu. Pasję do łowienia przejął po dziadku, który prawie do końca życia, mając 87 lat, wymykał się na połowy. Tata należał do Polskiego Związku Wędkarskiego okręg Ciechanów wg. legitymacji nr 729783 od 9 marca 1975 roku do 2017 roku, czyli do 76 roku życia.
W swoim życiu zawodowym został wyróżniony wieloma nagrodami, dyplomami, odznakami i medalami. Wśród nich: Odznaką Wzorowy Strażak; Odznaką z okazji XXX lat wysługi w Zw. OSP; Brązowym i Srebrnym Medalem za Zasługi dla Pożarnictwa; Srebrnym Krzyżem Zasługi; 15 lipca 1985 r. Złotą Odznaką Zasłużony dla Przemysłu Oświetleniowego; 31 maja 1989 r. Srebrną Odznaką za Zasługi dla Rozwoju Przemysłu Maszynowego; 3 lipca 2018 r. przez Prezydenta RP Medalem za Długoletnie Pożycie Małżeńskie.
Tata całe swoje życie związany był ze swoim rodzinnym, uroczym Pułtuskiem. W tym biskupim grodzie poprzez wychowanie harcerskie i strażackie uczył się służby Bogu i Polsce oraz niesienia pomocy bliźnim. Rodzina, pomoc znajomym, pasja działkowca, majsterkowicza i rzecznego rybaka ukazywały wymiar jego ludzkiego oblicza, uśmiechniętego mimo wieloletniej choroby. Nie narzekał, nie oceniał, przez całe życie starał się być życzliwym człowiekiem rozwijającym swoje talenty.
Zakończę modlitwą z Eucharystii na uroczystości pogrzebowe:
"Życie twoich wiernych o Panie zmienia się, ale się nie kończy. A gdy rozpadnie się dom doczesnej pielgrzymki, znajdą dom przygotowany przez Ciebie w niebie" (MR).
Dziękujemy, że byłeś, czuwaj nad nami, odpoczywaj w pokoju. Na zawsze pozostaniesz w naszych sercach i wierzymy, że spotkamy się z Tobą w Domu naszego Miłosiernego Ojca w Niebie.
In memoriam...
Pozostaną te niewypowiedziane słowa, niedokończone rozmowy, zapomniane telefony, zbyt mało poświęconego czasu. W relacjach z najbliższymi potrzeba tego pośpiechu w miłości, bo nigdy nie będziemy przygotowani na ich odejście, mimo wielu lat chorób. Mój tata, jak wielu naszych bliskich, pozostają dla nas bohaterami życia. Ich, Jego nie zastąpi nikt, bo byli jedyni, niepowtarzalni. Pamiętajmy o Nich, nie tylko w Dzień Matki, Dzień Ojca, urodziny, imieniny, czy gdy już są po tamtej stronie w Dzień Zaduszny. Choćby krótkie odwiedziny, telefon i każda inna komunikacja będzie chwilą radości, pamięci...
***
Piękny wspomnieniowy tekst księdza dra Cezarego Bodzona o swoim Ojcu, p. Marku Bodzonie, być może stanie się przyczynkiem do kolejnych materiałów ukazujących mieszkańców naszego miasta, ludzi, którzy powinni znaleźć miejsce w naszej pamięci.
Oby tak się stało – zachęcamy więc naszych Czytelników do przysyłania nam wspomnień o pułtuszczanach i pułtuszczankach, o tych, których nazywamy solą naszej ziemi.















