BRAĆ" – to tytuł komedii kryminalnej TEATRU NIE Z TEJ KULISY z Jabłonny w reżyserii Tomasza Mitrowskiego. I już na początku lakoniczna recenzja sztuki: KAWAŁ SOLIDNEGO TEATRU.
Ów TEATR (tu w znaczeniu SZTUKA TEATRALNA) tworzy kilkuosobowa grupa, a to: Marcin Turek (Karol) i Sebastian Budnicki (Jan) – aktorzy o szerokim wachlarzu scenicznych emocji oraz bogactwa i zróżnicowania stanów emocjonalnych, autentyczni w swoich rolach do szpiku kości; Daniel Składanek (scenografia-minimalna, pozwalająca widzowi na skupieniu się na grze i fabule sztuki); Hanna i Piotr Kubaccy (muzyka/udźwiękowienie – krótki splot dźwięków optymistycznych prowadzących do totalnego pesymizmu). Wszyscy godni siebie. Wspaniali.
Ale od początku. Oto mieszkanie, w nim dwaj przyrodni bracia – Jan, mąż Marty, ojciec pasożytniczego młodzieńca, niezły manipulant i Karolek, nauczyciel o niespełnionych marzeniach (lot na Wyspy Kanaryjskie), samotny, z rodzinną etykietą niepraktykującego homoseksualisty, jedyny opiekun leżącej po udarze matki. Spotkali się, by podzielić majątek wciąż żyjącej matki. Każdy z braci ma swój pomysł i na podział pieniędzy, i na ich zagospodarowanie. Wiadomo – spadek, podział wcale niemałych pieniędzy, wyciąganie z przyszłości rodzinnych tajemnic to mocno stresująca sprawa - kłótnia więc murowana. Obraźliwe słowa fruwają w powietrzu, atmosfera gęstnieje z minuty na minutę, jest tak, że w powietrzu można zawiesić topór.
Co na to widz? Widz raz współczuje Karolkowi - pielęgniarzowi matki, raz zamyśla się nad trudną sytuacją biznesową Jana. Z każdym wybuchem emocji, złości, nawet nienawiści, oskarżeń i argumentów zaprzeczających logice, pada pomysł, by przyśpieszyć odejście matki z ziemskiego padołu. Przecież jest w ciężkiej sytuacji zdrowotnej, leży jak kłoda, no i kiedyś trzeba przecież... umrzeć. Ale tu ręce braci JEDNAK opadają; z pomocą przychodzi im opatrzność - matka umiera. A spadek? O, ten przechodzi braciom koło nosa.
Dynamiczna, sugestywna, perfekcyjna gra aktorów z wykorzystaniem całego wachlarza środków artystycznego wyrazu spowodowała, że widownia poczuła się jakoby w samym centrum owej braterskiej dramy.
Opuszczając pułtuski TEATR trudno było nie przywołać z pamięci choćby dwóch przysłów, które – jak wiemy – są mądrością narodów: Pieniądze szczęścia nie dają i Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. Ale... Ale głębsze refleksje nad sztuką prowadzą do głębszych prawd życiowych, takich jak ta, że PRZESZŁOŚĆ rodziny ma wpływa na jej TERAŹNIEJSZOŚĆ – jeśli ta pierwsza wyjdzie na jaw.
A poza tym? Diapazon emocji wśród aktorów (też widowni) był tak olbrzymi, że obawiać się można było, że panowie - Marcin i Sebastian nie udźwigną ciężaru... kwiatów i mocnych braw po spektaklu.
Udźwignęli! "BRAĆ" do zakochania!!!
Grażyna Maria Dzierżanowska













