- Czy w mieście są pracownicy mający pieczę nad wyglądem miasta i dostrzegający wszelkie usterki i nieporządek, zarazem sygnalizujący odpowiednim służbom konieczność napraw, usuwania wszelkich usterek i zniszczeń? - to pytanie, które dość często zadają nam nasi czytelnicy.
A jest co naprawiać i co sprzątać – wykazał to jak na dłoni nasz redakcyjny, krótki rekonesans na niedużym terenie miejskim. To nieopróżnione kosze, kosze, które trzeba ustawić do pionu, chodniki, które wymagają uprzątnięcia z liści, traw, papieru, plastiku, nawet tkanin ubraniowych, murek, który należy uzupełnić kamieniami, schody, w których trzeba wymienić stopnie...
Może ktoś powie, że piszemy o czymś, na co można przymknąć oczy – są przecież w mieście jeszcze ważniejsze sprawy - ale chaos estetyczny wpływa na wizerunek Pułtuska, na to, jak postrzegają go pułtuszczanie i przyjezdni. A z każdym miastem jest tak, że pierwsze, co się w nim widzi, to porządek lub jego brak.
Tu dodajmy, że czystość miasta związana jest równie z zaangażowaniem mieszkańców, z których większość jest wyedukowana w kwestii estetyki i czystości. To ci pułtuszczanie, którzy GRZECZNIE stawiają butelki czy puszki po napojach obok wypełnionych po brzegi koszy. Co z mniejszością nie dbającą o czystość? Tu chodzi o edukację, o aktywizowanie społeczeństwa, o podnoszenie jego świadomości na temat odpowiedzialności za własne środowisko. Tylko kto ma edukować, kogo i w jaki sposób?
Bezcenne byłyby tu inicjatywy radnych.
GMD














