Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 19 września 2025 18:37
Reklama

JAKOŚĆ W PIERWSZYM RZĘDZIE

- Nazywam się Włodzimierz Pepłowski, jestem sprzedawcą przy ulicy Traugutta, prowadzę działalność handlową w budynku i na zewnątrz, na straganie – tak przedstawia się człowiek, którego znają, jeśli nie wszyscy, to prawie wszyscy pułtuszczanie.

Pan Włodzimierz na stałe wpisał się w krajobraz ulicy Traugutta, również w historię ulicznego handlu w naszym mieście. Od  ponad kilku dziesiątek lat ma swoich stałych klientów, którzy darzą go sympatią i zaufaniem.

Działalność handlową rozpoczął 35 lat temu. Przypuszczamy, że jest sprzedawcą o najdłuższym stażu w Pułtusku. – Nie mam konkurenta co do długości i wytrzymałości w takiej branży jak moja – śmieje się W. Pepłowski.

A jakie były początki związane z handlem ulicznym przed laty? -  Początki były bardzo ciężkie, ponieważ działalność handlową rozpoczynałem na tzw. skrzynkach. Skrzynki stały na ziemi i tak tworzyły  stragan. Tak to wyglądało przez pięć lat, później się cokolwiek wzbogaciłem (tu śmiech mojego rozmówcy), na tyle, że mogłem mieć stragan metalowy, z URZĘDU MIASTA, przywieziono mi go tutaj i prowadziłem handel na tym straganie dwanaście lat. Potem znowu się trochę wzbogaciłem (znów śmiech mojego rozmówcy), obudowałem ten stragan i tak zyskałem budkę rzemieślniczą, w której prowadzę działalność handlową.

- Pyta pan, czego ludzie potrzebowali na początku mojej działalności. Powiem: potrzebowali wszystkiego. Po prosto to, co ja przywiozłem, było rozebrane do godziny trzynastej góra. I musiałem wciąż kombinować towar od rolników, zahaczałem o giełdę i sprowadzałem towar praktycznie codziennie, nocami – bardzo ciężka sprawa i ciężka praca, mimo to nigdy nie chorowałem.

Obecnie W. Pepłowski jest na emeryturze, ale – jak mówi – nie może w domu znaleźć swojego miejsca, znajduje je tylko na Traugutta, na straganie między warzywami.

-  Tak  nadal dostarczam towar, oczywiście w miarę możliwości, może w mniejszych ilościach, ale jeszcze zabezpieczam panie, moje klientki. Dodam, że do roku 2022 miałem stałych dostawców, potem musiałem z nich zrezygnować, bo już mniej towarów  potrzebowałem. Jeśli zamawiam, to na telefon, umawiamy się, ja jadę i kupuję. Zajeżdżam jeszcze na giełdę, bo nie zawsze tu mogę trafić na towary dobrej jakości. Jakość zawsze była dla mnie istotna, tylko. Jakość w pierwszym rzędzie i zawsze słyszałem pozytywne opinie o moim towarze, o mnie. Był taki moment, gdzieś 15 lat temu, kiedy ludzie tu na mnie czekali. Pomoc żony Aliny  miałem, żona tu ze mną była 20 lat, sama siebie zatrudniała, ciągle była w ruchu, pracy miała dużo. I syn Marek przez 4 lata tu był, z czego byłem bardzo zadowolony; dostarczał towar, pomagał.

Pan Włodzimierz, przez lata handlowania i dostarczania towaru swoim klientom, poznał wielu dostawców. Jaja wiejskie na przykład sprowadzał od rolniczki, pani Józi, osiemdziesięciopięciolatki, z  którą ma niepisaną umowę, a która hoduje 300 kur na swojej ziemi. Prócz kur ma jeszcze indyki, gęsi, wszystko karmione  ziarnem z własnej ziemi.

Klienci? - Klienci są bardzo, no bardzo uprzejmi, przyjemni, może dlatego, że wiedzą, że tu mają wszystko świeże, w dobrej jakości. Ja się staram, jak mogę, a oni to doceniają. Klientela jest bardzo fajna! Mimo to niedługo będę kończyć handlowanie, tylko nie wiem, kiedy przyjdzie to NIEDŁUGO. Nie oczekuję tego NIEDŁUGO BARDZO SZYBKO, ale kiedyś to nastąpi, mam 75 lat, ale mam kilka klientek w granicach  osiemdziesiątki.

- A czy kapusta kiszona już jest? – pyta klientka o dźwięcznym głosie. – Nie, kochanie, będzie po dziesiątym września, bo za gorąco jest. Teraz to przyszłabyś i powiedziała, że brzuch bolał... - znowu śmieje się sprzedawca.

Pytając przypadkowe rozmówczynie o pana Włodka i jego działalność handlową, usłyszałem, że nie wyobrażają sobie placu przed sklepem spożywczym bez straganu i bez pana Pepłowskiego i że: – Był tu pierwszy, zawsze pod ręką, sprzedawał ziemniaki, kapustę w głowach i kiszoną warzywa, owoce, jaja, wszystko co potrzebne dzień w dzień i o dobrej jakości. Przed każdymi świętami ma najlepszy chrzan i ćwikłę... I co ważne, nie musiałyśmy gonić na dół na rynek i dźwigać zakupów, które mogłyśmy zrobić niedaleko domu. I jeszcze porozmawiać można było. Co tu gadać, to  były inne czasy...

A wierne klientki Włodzimierza Pepłowskiego wciąż  ustawiają się przed jego straganem, jak pani Tereska Paradowska, wierna klientka, która słysząc, że Włodek niedługo będzie odchodził ze stanowiska, mówi: - A gdzie się wybierasz? Korci cię?  - i pogroziła mu. 
Kazimierz Dzierżanowski, tekst i zdjęcia

 

 


Podziel się
Oceń

Reklama
NAJNOWSZE EWYDANIE
Tygodnik Pułtuski
Reklama
Reklama
OtoDrobne
Reklama
Reklama
ReklamaVictoria recycling
ReklamaOdbiór elektrośmieci
Reklama
Reklama